"Jeśli powtarzasz coś wystarczająco często,
w końcu zaczynasz w to wierzyć."- Harlan Coben
Prawda.
Szliśmy równymi krokami. Między nami panowała namacalna
cisza. Nie powiem, przeszkadzało mi to. Ulice stawały się coraz bardziej puste.
Robiło się ciemniej. Drogę oświetlały małe latarenki stojące w równej odległości.
Po dziesięciu minutach drogi odważyłam się przerwać ciszę.
- Mógł byś mi wyjaśnić te… wszystkie sytuacje dzisiejsze.
- Obiecałem- oznajmił powoli. Chwilkę zastanawiał się nad
odpowiedzią.- No więc jak już zapewne wiesz Jacob, który na apelu bez przerwy
ci towarzyszył to mój przyszywany braciszek. Wiesz również, że relacje między
nami nie są… najlepsze. Ta poranna sytuacja… Mike sam wie jaki Jake jest.
Nieraz nas z kumplami… Ech. Takie sytuacje powtarzały się dość często zaraz po
tym jak rodzice nasi postanowili się pobrać. Zbierał tych dwóch kolesi i
dręczyli mnie i Mika. W końcu przestali, a dziś… To stało się po tak dużej
przerwie. Byliśmy zszokowani. Mika przypuszcza, że jest zazdrosny. O ciebie.
- O mnie? Co ja takiego zrobiłam- nie wytrzymałam. Chciałam
natychmiastowych wyjaśnień.
- Mike twierdził, że dobrze by było gdybyśmy trzymali się
tylko we dwójkę. Uznałem to za słuszne- powiedział spokojnym głosem. Odpowiedź
całkowicie nie pasowała do reszty. Nikogo do siebie nie dopuszczali? A te
lalunie to niby co! I jeszcze ci kolesie!
- Tak, bardzo dobrze dziś widziałam jak nikogo do siebie nie
dopuszczacie- warknęłam rozwścieczona.
- Nie do końca to miałem na myśli! Jedna z tych lalek
siedzących przy mnie na lunchu to
dziewczyna Jaka! Chciałem z nią o paru sprawach porozmawiać, wyjaśnić coś! A ci
kolesie… Wyjaśnię ci to kiedy indziej. Teraz tego nie zrozumiesz- gotował się
ze złości. Nie widziałam go jeszcze takiego. No może w tedy na przystanku ale
to szczegół. Czemu mi nie ufa? Rozumiem, nie znamy się bardzo dobrze ale
spędziliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Nic mi innego nie pozostawało jak
poczekać.
- Niech ci będzie- mruknęłam.- A ta sprawa z Jess?
- Ach to. No cóż, Jess jest przyjaciółką Jacoba. To chyba
jasne, że się nie lubimy. Zawsze będzie tego dziada bronić.
- Nie możecie się pogodzić? Było by wam łatwiej.
- Myślisz, że nie próbowałem? Tyle razy wyciągałem do niego rękę, a on ją odrzucał.
Odrzucał i prowokował do bójki.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Choć. Robi się coraz ciemniej. Wracamy-
oznajmił.
Grzecznie ruszyłam w drogę powrotną. Więcej nie wracaliśmy
do tematu Jacoba i jego kumpli. Dla mnie było to jasne, że muszę się trzymać od
niego z daleka. Nie mam ochoty
utrzymywać kontaktu z takimi typami. A wydawał się taki miły.
Pod domem James zatrzymał się. Minę miał pełną troski. W
jego oczach dostrzegłam iskierki smutku i czegoś bardzo mocnego. Nie wiem jak
to nazwać. Było to bardzo magnetyczne. Tak jakby za coś przepraszał.
- Kells?
- Tak?
- Mogłabyś mi coś
obiecać – zapytał łamiącym się głosem. Głos ten był przepełniony bólem,
smutkiem. Nie wiedziałam zbytnio o co mu chodzi. Dopiero po chwili zrozumiałam.
Zrozumiałam kiedy było już za późno.
- Oczywiście- rzekłam nieświadoma swojego wyboru.
- Wiem, że to bardzo trudne i będzie dla ciebie bolesne ale
nie chcę żeby cię skrzywdził. Proszę, nie utrzymuj bliskiego kontaktu z Jess,
dobrze?
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz po jakimś czasie. To jak?
Mam porzucić kontakt z Jess? Moją najlepszą przyjaciółką.
Czy to aż tak poważna sytuacja? Przecież niczemu nie zawiniłam. Co miałam teraz
robić? Jedyne co mi pozostało to grzecznie przytaknąć. Skinęłam głową na znak,
że obiecuję. James zrobił krok do przodu. Nasze głowy dzieliły centymetry. Oddechy
mieszały się między sobą. Podniósł rękę i przyłożył ją do mojego policzka. Cały
czas uważnie wpatrywał się w moje oczy. Zresztą tak jak ja w jego. Dostrzegłam
w nich wielki smutek, ból, troskę. Chciałam go jakoś pocieszyć ale nie umiałam.
Patrzył się we mnie przez długą chwilę. Walczył z czymś. Z samym sobą.
Widziałam to. Czułam to.
Po chwili opuścił rękę, cofną się o kilka kroków i spuścił
głowę. Nie umiałam na to patrzeć. Chciałam mu pomóc. Gdy już miałam zrobić krok
w jego stronę, podniósł głowę.
- Dobranoc Kelsey.
- Dobranoc- mruknęłam w odpowiedzi.
I odszedł. Zostawił mnie samą. Samą pod domem w
ciemnościach. Patrzyłam jak znika. Długo jeszcze wpatrywałam się w miejsce, w
którym znikną. Dopiero teraz poczułam na policzku, dokładnie w tym miejscu
gdzie mnie dotkną, lekkie mrowienie. Nawet przyjemne. Pomasowałam policzek, odwróciłam
się i podreptałam do domu.
W środku zdjęłam kurtkę i buty. Poszłam do pokoju
gościnnego, gdzie jak myślałam, siedziała ciocia z pilotem w ręku. Gdy mnie
ujrzała na jej twarzy pojawił się królewski uśmiech. Odłożyła pilot i ułożyła
się wygodnie na sofie.
- Ooo… Chodź, Kells. Siadaj i opowiadaj! Jak było? Co
robiliście- buzia jej się nie zatykała. Była jak nastolatka. A może nawet
gorzej? Klepała miejsce obok siebie. Skakała w miejscu z podekscytowania.
Miałam wrażenie, że zaraz zrobi dziurę w sofie. Sorry. Dwie. Dla świętego
spokoju, no i dla sofy, usiadłam obok.
- Cześć ciociu, też się cieszę, że cię widzę. Na dworze
fajna pogoda, a tak te buty co mi kupiłaś. Świetnie się spisują. Oglądniemy
dziś jakiś film? A może zagramy? Hm…- ciocia zrobiła oburzoną minę. Haha! Jak
ja kocham ten numer! Oczywiście ciocia
się nie poddała.
- Ale ja pytam na serio! To nie jest zabawne- udawała
wzburzenie.
- No chodziliśmy, przewietrzyłam się, porozmawialiśmy
trochę…
- Trzymaliście się za rękę? Całowałaś go?
- Nie, to nie tak…- musiałam się lekko zarumienić. Co prawda
do żadnych z tych rzeczy nie doszło, choć do tej drugiej… Nie chciałam o tym z
ciocią mówić.
- Kells…- nie! Musiała to zauważyć. Szybko odwróciłam głowę
i zmieniłam temat.
- Co na kolacje? Jestem głodna jak wilk- przerwałam
niegrzecznie.
- Kanapki są na stole- powiedziała zrezygnowana ciocia.
Powróciła do poprzedniej pozy i wtopiła wzrok w telewizor.
Wstałam i poszłam do kuchni. Zabrałam się za jedzenie
kanapek. Po dziesięciu minutach szłam do swojego pokoju z kubkiem kakała. Usiadłam na sofie i wykonałam krótki telefon
do rodziców. Kiedy odłożyłam telefon ruszyłam do łazienki. Z ciągnęłam z siebie
ciuchy i wskoczyłam pod prysznic. Kiedy byłam ubrana w piżamę podreptałam do
łóżka. Zapaliłam małą lampkę na nocnym stoliczku po czym zeszłam na dół do
cioci.
- Dobranoc, ciociu.
- Dobranoc, Kells.
Wróciłam do łóżka, zaciągnęłam kołdrę pod brodę, ułożyłam
się w wygodnej pozycji i zgasiłam lampkę. Było już bardzo późno. Jutro do
szkoły więc muszę być wypoczęta. Problem w tym, że nie miałam ochoty. Senność
nie złapała mnie. Moje myśli momentalnie uciekły do Jacoba.
Cały czas wracały do mnie widok jego przepięknych oczu. Tego
pięknego błękitu… Mogła bym utonąć w tych oczach. Takie same jak Mery. Tej
cudownej dziewczynki. Część mnie bardzo mocno pragnęła być blisko niego.
Wierzyła, że nie zrobi mi krzywdy. Zamknęłam w sobie tą część. Schowałam ją.
Ukryłam w najciemniejszym zakątku. Muszę o nim zapomnieć.
Wkrótce później zasnęłam. Rano obudził mnie dźwięk budzika.
Nie miałam ochoty wstawać. Byłam strasznie nie wyspana. Po pięciu minutach
leniuchowania, stałam w łazience przed lustrem. Kiedy byłam już ubrana w czarne
spodnie i szarą bluzę, uczesana w kucyk i spakowana, czmychnęłam na dół, do
kuchni. Przy blacie zastałam swoją kochaną ciocię. Odwróciła się do mnie
twarzą, uśmiechnęła szeroko i przywitała. Wskazała mi miskę płatków. Zasiadłam
więc do śniadania. Zjadłam w miarę szybko, następnie włożyłam naczynie do
zmywarki.
-Och, Kells. O kim tak wczoraj do późna rozmyślałaś? Masz
strasznie sine pod oczami- zapytała ze śmiechem Sara. Przejrzała mnie na wylot.
Racja rozmyślałam o pewnej osobie, którą dziś będę starać się unikać. Poczułam
jak moje policzki się nagrzewają. Cholera. Jak mam się z tego teraz wyplątać?
Odwróciłam głowę udając, że coś robię.
- O nikim ważnym- mruknęłam. Ostatnie słowo powiedziałam
niemal szeptem.
Ciocia zostawiła mnie w spokoju. Ubrałam się, zarzuciłam
plecak na plecy i wyszłam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się aby
ruszyć, oniemiałam. Przede mną, a nawet o kilka centymetrów od mojej twarzy,
stał nie kto inny jak James. Uśmiechał się szeroko odsłaniając swoje zęby.
Najwidoczniej bawiła go moja mina.
- Cześć. Pomyślałem, że fajnie by było gdybyśmy dziś poszli
razem na przystanek.
- Hej. No to chodźmy- rzekłam ucieszona, że dziś ma dobry
humor.
Szliśmy krok w krok na przystanek. Nie wracaliśmy do
wczorajszej rozmowy. Głównie śmialiśmy się z jakiś głupich rzeczy. Podróż do
szkoły również spędziliśmy przyjemnie. Rozstaliśmy się ze śmiechem na
przystanku przy szkole. Każdy z nas poszedł pod swoją klasę. Na moje
nieszczęście moja pierwsza lekcja jest wspólna razem z … Razem z Jess. Nie mam
pojęcia jak to wszystko rozegrać. Nie chcę tracić z nią kontaktu ale obiecałam
Jamesowi. Co ona może mi takiego zrobić? Przez chwilkę ta cała sprawa wydawała
mi się bardzo głupia. Jacob mógł by mi zrobić krzywdę? Podczas apelu zachowywał
się w stosunku do mnie bardzo ostrożnie. Jak z porcelaną. Ale co jeśli to
udawał? Modliłam się w duchu aby Jess dziś nie było. Chciałam bym móc się…
bardziej przygotować.
Odważnie weszłam do klasy. Jest!!! Jess nie ma! A może
jeszcze nie ma? Może idzie do klasy? Siedziałam jak na szpilkach dopóki nie
przyszedł nauczyciel i nie rozpoczął lekcji. Rzeczywiście. Jess nie przyszła na
lekcje. Odetchnęłam w duchu, że mam czas na ponowne przemyślenie całej tej
sytuacji.
Lekcja strasznie się ciągnęła. Jedna sekunda wydawała się
być wiecznością. Kiedy zabrzęczał długo wyczekiwany dzwonek, szybko się
spakowałam i niemal wybiegłam z klasy. Na dworze na szczęście nie padało.
Kierowałam się właśnie do Sali nr. 2. Nagle poczułam rękę na ramieniu.
Błyskawicznie się obróciłam. Moim oczom ukazał się James z szerokim uśmiechem.
Od razu kąciki moich ust uniosły się tworząc uśmiech.
- Co tam- zapytał James.
- A nic. Jestem właśnie po okropnej lekcji- pożaliłam się.
Uśmiechną się jeszcze szerzej.
Zaproponował, że podprowadzi mnie pod salę. Nie chciałam
popsuć mu humoru ale z całego serca chciałam się dowiedzieć czy mogę zachować,
z Jess i jej przyjaciółmi, chociażby
minimalny kontakt. Tę lekcję miałam właśnie z Cassie. Bardzo ją polubiłam. Pod
drzwiami udało mi się zebrać na odwagę. Modliłam się w duchu aby ten cudowny
uśmiech wrócił po lekcji. Odpowiedź jaką usłyszałam była… niespodziewana.
- Ach, Kelsey. Widocznie mnie nie zrozumiałaś- powiedział
bardzo poważnym głosem. Był przepełniony troską. W jego oczach znów pojawiły
się te tajemnicze iskierki co wczoraj. Kontynuował cichym, przyjemnym,
troskliwym głosem.- Nie chciałem abyś zrywała wszelkie kontakty z Jessicą i jej
przyjaciółmi. Chciałem abyś… Mam nadzieję , że… Chodziło mi oto, że Jess jest
przyjaciółką Jacoba, jeśli twoje kontakty były by bardzo z nim bliskie… On cię
naprawdę może skrzywdzić. Ta krzywda będzie na całe twoje życie. Na zawsze
pozostanie. Nie będzie odwrotu. Teraz może tego nie rozumiesz… Kiedyś mi
podziękujesz.
Posłał mi swój ciepły uśmiech i odszedł. Ruszył w stronę
swojej klasy. Z jednej strony poczułam ulgę. Dotarło do mnie wszystko. No może
to co mnie najbardziej obchodziło, dotarło. Z drugiej strony… Pojawiło się też
dużo nowych rzeczy. Czasami nie rozumiem co chce mi powiedzieć. Jak by mówił
coś co było bardzo oczywiste. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Nie raz w
jego obecności miałam ochotę zadać pytanie „ Czy coś mnie ominęło?” .
Zmieszana wkroczyłam do klasy. Od razu moje oczy wychwyciły
drobną osóbkę w tłumie grupki. Nauczyciel jeszcze nie przyszedł do klasy.
Wszyscy urządzali sobie pogaduszki. Cassie podniosła głowę gdy zatrzasnęłam
drzwi klasy i podbiegła do mnie.
- Cześć, Kells!
- Hej, Cass. Co tam?
- A nic. Moją pierwszą lekcją był WOS. Okropny nauczyciel-
pożaliła się Cassie. Zrobiła przy tym uroczą minkę.
- No tak. Coś wiem o tym- musiałam przeżyć całe 45 minut, z
tym okropnym Jeffersonem, pierwszego dnia szkoły. Dziewczyna uśmiechnęła się
ciepło.
- Usiądziesz ze mną?
- Jasne- odpowiedziałam uradowana.
Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Aby umilić sobie ten
czas pisałam z Cass liściki. Bazgroliłyśmy, pisałyśmy o śmiesznych rzeczach. Po
prostu było śmiesznie. Kilka razy musiałyśmy się bardzo postarać aby nie
wybuchnąć śmiechem na głos.
Gdy zabrzmiał dzwonek ogłaszający lunch, wszyscy uczniowie
pędem spakowali się i wybiegli z klasy. Nie śpieszyłam się. Razem z Cassie ze
śmiechem opuściłyśmy klasę. Strasznie ją polubiłam.
Na zewnątrz lekko kropiło. Nie zakładałam kaptura. Byłam
teraz bardzo zajęta intensywnym myśleniem. Postanowiłam dziś nie siadać razem z
przyjaciółmi Jess. Nie bardzo wiedziałam czy teraz powinnam pójść poszukać
Jamesa czy po prostu ruszyć w kierunku stołówki. Mam nadzieję, że nie będę
musiała znosić towarzystwa lalek Barbie. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Cass.
- Idziesz ze mną po Damiena czy idziesz do stołówki zająć
stolik?
- Eee… wiesz, dziś nie będę z wami siedziała. Obiecałam
Jamesowi- gładko skłamałam.
- Rozumiem-
powiedziała pogodnie. Posłała mi ciepły uśmiech. Właśnie za to bardzo ją
polubiłam. Jessica wtrąciła by jeszcze kilka pytań. – To do zobaczenia!
Ruszyła na poszukiwanie Damiena. Zostałam sama.
Odprowadziłam ją wzrokiem po czym poszłam szukać Jamesa. Mijałam klasę za
klasą. Przyglądałam się grupką uczniów ale nigdzie nie zdołałam dostrzec ani
Jamesa, ani Mika. Zbliżając się właśnie do jednej z klas zdołałam dostrzec
Jacoba. Był w towarzystwie jednego kumpla. Podniósł głowę i nasze spojrzenia
się spotkały. Ruszył w moją stronę. Jego wzrok był magnetyczny. Wręcz
przyciągający. Póki byłam o zdrowych zmysłach, odwróciłam wzrok i ruszyłam w
inną stronę. Ominęłam kilka innych budynków. Usiadłam na pobliskiej ławeczce.
Chciałam odpocząć chwilę. Stwierdziłam, że pójdę do stołówki.
Najprawdopodobniej chłopacy już tam dotarli.
Stanęłam na własnych nogach i podniosłam plecak. Miałam się
właśnie skierować w stronę stołówki. Niestety, pewien Ktoś staną mi na drodze i
nie mogłam go wyminąć. Torował mi przejście! Podniosłam wzrok i napotkałam parę
błękitnych oczu. Wpatrywał się we mnie z troską. Na twarzy królował lekki
uśmiech. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim kilka
centymetrów. Odchrząknęłam i zrobiłam krok w tył. Nie bardzo wiedziałam jak mam
się zachować. Jacob zaś bezwstydnie świdrował mnie wzrokiem.
- Nie ładnie tak kogoś unikać, nie sądzisz?
- Nikogo nie unikam. Po prostu… Miałam ważne sprawy na
głowie- warknęłam. Jego uśmiech stawał się coraz większy.
- Jasne. Chodź do stołówki. A właśnie. Jak tam… odnowienie
starej przyjaźni z Jess? Dziś jej nie ma tak?
Boże! On nie ma się kogo czepić. Nie wiedzieć czemu, byłam
coraz bardziej rozdrażniona jego życzliwością. Gdyby nie wczorajsza rozmowa z
Jamesem, dziś byłam bym uśmiechnięta i szczęśliwa jak skowronek, że taki piękny
młodzieniec interesuje się kimś takim jak ja. O nie! Jestem już wszystkiego
świadoma! No może tego co na razie jest mi potrzebne ale to szczegół. Nie
jestem teraz taka naiwna. Niech idzie do tej swojej Lali, a mnie niech zostawi
w spokoju!
- Ślepy jesteś czy co?! Tak, jak widzisz, dziś jej NIE MA!
Do cholery, daj mi spokój! Idź se do tej Lali, a mnie zostaw w spokoju!
Nie wytrzymałam. Musiałam na niego nakrzyczeć. Cała się
gotowałam od złości. Zrobił zdziwioną minę, zmarszczył brwi i ukrył uśmiech.
Nie miałam ochoty dłużej na niego patrzeć. Bez wahania wyminęłam go. Nie dane
mi było pójść daleko. Odwrócił się błyskawicznie, złapał mnie za łokieć i
przyciągną do siebie. Odwróciłam się w jego stronę by dzielnie spojrzeć mu w
oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry. Nie powiem, bałam się tej całej
sytuacji. Nasze oddechy mieszały się ze sobą.
- Kelsey, nie wiem co on z tobą zrobił, co ci powiedział ale
wiedz, że jesteś w błędzie- powiedział to ze spokojem. Mówił bardzo cicho,
powoli i wyraźnie.
- Nie sądzę- warknęłam.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam do stołówki. Byłam
okropnie zła. Czułam w oczach szczypiące łzy. Mrugałam bardzo szybko nie chcąc
wydać na światło dzienne żadnej łezki. Szłam szybkim i rytmicznym krokiem na lunch. Po drodze spotkałam parę osób
krzątających się po terenie szkoły. Bardzo chciałam się szybko znaleźć wśród
moich przyjaciół. Miałam szczęście, że przynajmniej nie padało.
Gdy doszłam pod drzwi stołówki, zaczerpnęłam duży wdech świeżego
powietrza. Nacisnęłam klamkę i weszłam do ciepłego pomieszczenia. Ogarnęło mnie
ciepłe powietrze, zapach lunchu i przyjemny klimat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W związku z tym, że miałam dość długą przerwę napisałam dla was rozdział 8. :D
Mam nadzieję, że się podoba. Wiem troszkę namieszałam ale... spokojnie wszystko w swoim czasie! :)
Czekam na wasze opinie!
Miłego czytania! Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarze! Naprawdę, bardzo mnie motywują! :)
Super :) czekam z niecierpliwością na kolejny :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
UsuńTEAM JAKE.
OdpowiedzUsuńDobra, lubie Jamesa i wgl ale nadal jestem TEAM JAKE i to sie nie zmieni. BA, bedzie jeszcze lepiej, bo lubie niegrzecznych (a nawet baaardzo) chlopaczkow, wiec moze wykrecac sie jak chce, ale to nic nie da nananananan.
Wiesz, czy mi sie wydaje, czy Kells dopiero w tym rozdziale zaczela zwracax uwage na facetsonow, w sensie "oj stoje za blisko"? Ale co tam xd chociaz zastanawiam sie czy Jake i James sie nie kopiuja. (Chodzi mi o to, ze i jeden i drugi stoi za blisko hihihih, tak wychwycilam tu podtekst) pewnie to jakas sprawa nadprzyrodzona... A wlasnie: skoro o tym mowa musze powiedziec, ze JESTEM ZACHWYCONA TYMI OSTRZEZENIAMI JAMESA. SERIO, JA W TYM WIDZE MAGI, oczywiscie oprocz tego, ze Jake, ktorego jeszcze tak dobrze nie znamy, moglby ja po prostu rozkochac w sobie i rzucic. (Gdzie tam).
Ciocia wieczna nastolatka okxD jesli Kells bedzie w zlm humorze, to moze sie przydac, jako pocieszycielka.
NIE SKOMENTUJE ROZMYSLAN O PIEKNYCH OCZETACH ALE WIEDZ, ZE O NICH NIE ZAPOMNIALAM XDD
(blekitne oczy, blekitne oczy, blekitne oczy nanana)
No dobra, to tyle!
Pzdr.
opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
shadowofland.blogspot.com - nowy blog :)
Hahaha. :D
UsuńDziękuję za komentarz!
Świetnee, czekam z niecierpliwością na kolejne, a tymczasem zapraszam do siebie ---> http://evenstandup.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJeju, dziękuję :*
UsuńNa pewno wpadnę!
Ojojoj, jaki dłuuugi :-)
OdpowiedzUsuńI ile się wydarzyło!
I ten prawie-pocałunek!
I te ostrzeżenia!
I James!
I Jake!
Super, akcja się rozkręca :-)
Minoo
healer-of-century.blogspot.com