" Ludzie, których się kocha, nigdy naprawdę
nie umierają, żyją dopóki się o nich
pamięta, dopóki są w twoim sercu. "- Jennifer Estep
Bilet na przyszłość.
Gdy pani Grażyna zamknęła drzwi stajni, zwróciłam wzrok na
Jake’a. Stał w lekkim rozkroku i założonymi rękami na piersi. Posyłał mi jeden
ze swoich łobuzerskich uśmiechów. Zmarszczyłam brwi.
- Wskaż chociaż paluszkiem o pani, gdzie jest ta myszka,
której się lękasz- powiedział rozbawiony po czym na jego twarzy zakrólował
szeroki, zadziorny uśmiech.
- Przestań! Lepiej wyjaśnij mi to co chcesz, póki chcę
Ciebie słuchać!
- Może trochę grzeczniej- warkną. Mimo to uśmiech pozostawał
bez zmian.
Wzięłam głęboki wdech. Rzeczywiście, moje zachowanie nie
jest najlepsze, jak i postępowanie. To nie było w porządku.
- No dobrze. Przepraszam. Moje zachowanie i postępowanie…
nie jest na miejscu. Ale musisz zrozumieć, że ta cała sytuacja, to co jest
między tobą, a Jamesem… to jest między wami. Jestem już zmęczona tymi
wszystkimi… ee… kłamstwami, chorymi sytuacjami. Załatwcie to między sobą i nie
mieszajcie mnie do tego!
Starałam się powiedzieć wszystko ze spokojem. Oczywiście
przy ostatnim zdaniu musiało mnie ponieść. Jacob przyglądał mi się z łagodnym
spojrzeniem. Uśmiech znikł. Na twarzy malowało się zastanowienie, skupienie.
- No cóż… Nie powiem, twoje zachowanie było niegrzeczne-
powiedział lekko się uśmiechając.- Chciał bym powiedzieć ci całą prawdę ale do
tego potrzebny jest mi James. Sam nie mogę ci wszystkiego powiedzieć. Musisz mi
coś obiecać.
- Co tym razem?
- Najpierw powiesz mi wszystko co powiedział ci Jass.
- No… dobrze- powiedziałam z rezygnacją.
Usiedliśmy w kącie stajni na stosie siana. Jacob ułożył się
wygodnie naprzeciwko mnie. W wygodnej pozycji zaczęłam wszystko mu opowiadać.
Powiedziałam mu o wszystkim. O rozmowie wieczornej podczas spaceru, jak
pierwszy raz spotkałam Jamesa. Zajęło mi to dość dużo czasu. Jake cierpliwie
słuchał uważnie mi się przyglądając. Czasami wtrącał jakieś swoje pytania, na
które koniecznie chciał poznać odpowiedź. Kiedy już skończyłam, cierpliwie
czekałam, aż Jake zacznie mówić swoją wersję. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam
się w niego. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok stajni. Myślał nad czymś bardzo
mocno. W końcu nie wytrzymałam.
- Jake? Halo? Teraz ty- powiedziałam lekko się śmiejąc.
Przeniósł swój wzrok na mnie.
- Wiem. Zastanawiam się jak ci to powiedzieć nie naruszając
paktu. To trochę trudne.
- Jaki pakt? Jake, o co chodzi?!
- O ten tramwaj co nie chodzi! Kells, uspokój się. Przecież
ci krzywdy nie zrobię! Daj mi chwilkę pomyśleć.
- Okej- odparłam naburmuszona.
- No dobra. Więc, ta cała sytuacja między mną, a Jamesem to
taka… ściema.
- Co?! Jak to?! To po co te szopki?!
- Poczekaj! Jeszcze nie skończyłem, a ty już mi przerywasz-
odparł rozgniewany.
- Ty też mi przerywałeś, zadawałeś pytania i wtrącałeś
zbędne komentarze! Teraz nie narzekaj.
-Okej, okej. Niech ci będzie- powiedział z przegraną. – Ja i
Jass… jesteśmy takim przyszywanym rodzeństwem ale łączą nas więzy krwi.
- Czemu mi nie powiedzieliście wcześniej- zapytałam z
pretensją. Jacob spojrzał na mnie tym wzrokiem mówiącym „ możesz przestać, do
wszystkiego dojdę”. Zamknęłam buzię i czekałam na dalsze wyjaśnienia.
- Do tego jest już potrzebny Jass, a jak widzisz jego tu
niema. To wszystko było odgrywane po to aby nie naruszyć zasad kodeksu
Kanodglormeno- zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz coś takiego słyszę. Miałam się
już o to zapytać, nawet otworzyłam buzię ale Jacob widząc moją minę szybko się
wtrącił.- O nim powiem ci przy innej
okazji.
- Niech ci będzie- burknęłam cicho.
- Aby przełamać to wszystko musisz nam pomóc. Jestem niemal
stuprocentowo pewny, że to ciebie potrzeba.
- Mnie? Co ja mam robić?
- Musisz trochę poczekać. Na razie tyle mogę ci powiedzieć.
- Czyli te wszystkie kłótnie, bójki to kłamstwa. Jesteście
takim prawdziwym, przyszywanym rodzeństwem. Musicie przestrzegać jakiegoś tam
kodeksu i paktu no i co najważniejsze dla mnie, jestem wam potrzebna-
podsumowałam.- Jake?
- Tak?
- To nie jest realne. Takie rzeczy się nie zdarzają-
wykrztusiłam.
- To jest realne. W moim świecie. Przykro mi to mówić ale…
będziesz musiała do niego dołączyć- powiedział to z wielką kulą w gardle.
Patrzyłam się na niego osłupiała. Że co? Jaki jego świat? Co ja mam do tego?
Łapałam wielkie hausty powietrza. Czułam wielką, gorącą gulę w gardle.
- J-j-j-a? Cz-e-mu- z trudem udało mi się wyjąkać te
krótkie, dwa pytania.
- O tym mówi pewna przepowiednia. Głosi…- nie dokończył
zdania.
Zgiął się w pół. Cały
trząsł się z bólu. Wstałam i podbiegłam do niego. Przykucnęłam przy nim. Nie
wiedziałam co mam robić. Co tu się do cholery dzieje! Przez jego ciało
przeszedł wielki dreszcz. Chciałam mu pomóc. Dotknęłam ręką jego ramienia.
Zauważyłam, że dreszcze powoli łagodzą swoją siłę. Ustają. Po minucie znów mógł
się wyprostować. Opadł na stos siana głęboko oddychając. Usiadłam obok niego.
- Przepraszam cię Kellsey. Dziś już nic ci nie mogę
powiedzieć. Lekko naruszyłem pakt. Musisz zaczekać- mówiąc łapał zachłannie
powietrze. Przymknął oczy.
- Czy to… to mocno boli?
- Do przyjemnych bólów bym go nie zaliczył…- powiedział
uśmiechając się kwaśno. Lekko się uśmiechnęłam.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Ostatnie.
- Czemu od razu nie powiedzieliście mi prawdy? Może… Czemu
James brną w te kłamstwa?
- Bo to jest nie bezpieczne, Kells. Jeżeli w ogóle zgodzisz
się pomóc… Będziesz ryzykować życiem. Chciał cię chronić.
Zapanowała cisza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że może
być już bardzo późno. Nie chciało mi się ruszać z miejsca. Zapach siana, koni,
czego jeszcze do szczęścia tu potrzeba?
Mimowolnie podniosłam się z miejsca. Teraz zauważyłam, że byłam ułożona
w pozycji leżącej obok Jake’a.
- Już późno. Jutro do szkoły. Trzeba się zbierać-
powiedziałam lekko szturchając go nogą w nogę. Zaśmiał się. Podniósł się do
pozycji siedzącej, a następnie staną na własnych nogach.
- No to idziemy- powiedział szeroko uśmiechnięty.
Ruszyliśmy ramię w ramię do wielkich drewnianych drzwi. Gdy
wyszliśmy na zewnątrz, owiną nas chłodny powiew wiatru. Kierowałam się w stronę
furtki. Przystanęłam na chwilkę. Jacob ruszył w stronę swojego motoru. Jest
chory na mózg czy co?! Szybkim krokiem podeszłam do niego. Wcisnęłam się w małą
odległość między nim, a maszyną przez co odległość między nami była malutka.
Zrobiłam surową minę.
- Zwariowałeś?! Dopiero co w stajni zginałeś się w pół z
bólu, a teraz chcesz kierować?!
- Nie, nie zwariowałem. Tamto było chwilowe. Kells, nie
spowodowałbym wypadku- powiedział ze śmiechem. – Aż tak się martwisz o to, że
mógł bym sobie coś zrobić?
Na twarzy jego gościł łobuzerski uśmiech. Patrzył się prosto
w moje oczy. Zrobiłam słodki uśmiech i powiedziałam ironicznie.
- Nie martwię się o ciebie, kretynie. Martwię się o
nieszczęśliwca, który natrafił by na ciebie. Mógłbyś zaoszczędzić innym
cierpienie, nie sądzisz? No chyba, że chcesz płacić komuś za zniszczenie jego
pojazdu… Droga wolna- machnęłam ręką. Jego uśmiech lekko złagodniał.
- Jasne- mrukną.
Wyminą mnie i podprowadził motor do szopy. Po chwili wyszedł z nachmurzoną
minką. – Zadowolona?
- Masz daleko do domu?
- Nie.
- No to dziś się przejdziesz. Idziemy- powiedziałam szeroko
się uśmiechając. Jake posłał mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
Ruszyliśmy ciemną ulicą. Od czasu do czasu przejechało
jakieś auto. Na ulicy na ogół było spokojnie. Jedyne odgłosy zagłuszające ciszę
to śmiechy moje i Jacoba. Idąc śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy. Czasami
przedrzeźnialiśmy się jak mali pięciolatkowie. Mimo otaczających nas ciemności,
które rozświetlały od czasu do czasu latarnie, czułam się bezpiecznie przy
Jake’u .
Szybko dotarliśmy pod mój dom. Pożegnaliśmy się po czym
każdy poszedł w swoją stronę. Ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je cichutko.
Ściągnęłam buty, kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Weszłam w głąb
mieszkania. Przekroczyłam próg salonu gdy nagle zapaliło się jakieś światło.
Odwróciłam się i ujrzałam wściekłą ciocię.
- Ja… przepraszam, że tak późno ale… eee…
- Dość! Kelsey. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ja się
o ciebie martwiłam.
- Wiem. Przepraszam.
- Jest już późno, jutro szkoła. Idź spać. Mam nadzieję, że
lekcje odrobione.
- Tok, zrobiłam. Dobranoc.
- Dobranoc, Kells.
Ruszyłam na górę, do pokoju. Wzięłam szybki prysznic i
wskoczyłam pod kołdrę, do łóżka. Bardzo długo rozmyślałam o tym wszystkim czego
dziś się dowiedziałam. Nie umiałam w to uwierzyć. To jest przecież nie realne!
Ale jednak… czułam, że Jacob by mnie nie okłamał. Czułam się przy nim
bezpieczna.
Rano miałam wielki problem ze wstaniem. Szybko ubrałam się i
ruszyłam z plecakiem do kuchni. Była już tak późna pora, że nie zdążę na
autobus. Na szczęście ciocia była w domu. Mogła mnie zawieść do szkoły.
Oczywiście kiedy już dotarłam było dobre kilka minut po dzwonku. Właśnie mijała
mi chemia. Bez problemu w krótkim czasie odnalazłam salę. Gdy weszłam do klasy,
wszystkie pary oczu uczniów jak i nauczyciela, skupiły się na mojej osobie. Moje
policzki przybrały wstydliwy kolor różu.
- Przepraszam za spóźnienie- wybąkałam do nauczyciela.
- Nie szkodzi. Proszę, zajmij swoje miejsce.
Podreptałam do ławki, w której już siedział Jake. Cały
trząsł się ze śmiechu. Zmroziłam go swoim spojrzeniem.
- Co królewna zaspała- mrukną do mojego ucha.
- Rozkoszowałam się swoim snem- szepnęłam.
- Czy był ze mną związany- zapytał rozbawiony Jacob.
- Jasne. Śniło mi się, że wsiadłeś na ten swój motor.
Spowodowałeś wypadek, a przy okazji rozwaliłeś to swoje cacko- powiedziałam
zadziornie się uśmiechając. Jake miał już coś powiedzieć ale przerwał mu
nauczyciel.
- Jake? Chcesz się z nami czymś podzielić. Klasa z chęcią
posłucha- rzekł nauczyciel. Wszystkie spojrzenia uczniów spoczywały na nas.
- Nie, nie mam żadnych ciekawych informacji- odparł
spokojnie Jacob. Musiałam mocno się postarać aby nie wybuchnąć na całą klasę
śmiechem.
- W takim razie zajmij się lekcją, a z Kellsey porozmawiaj na
przerwie- nauczyciel odwrócił wzrok i ponownie zaczął coś tłumaczyć.
Posłusznie otworzyłam
zeszyt i zaczęłam notować. Nie długo dane mi było pisać w spokoju. Jacob znów
przybliżył swoje usta do mojego ucha.
- Oj wierz mi, rozprawię się z tobą na przerwie- szepną
cicho.
- Zajmij się lekcją, a nie tym co na przerwie, głąbie-
syknęłam. Do końca lekcji miałam spokój.
Gdy dzwonek zabrzmiał, spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam po
kurtkę. Chciałam już ją chwycić ale ktoś szybko sprzątną mi ją sprzed nosa. Oczywiście
był to Jacob. Z szerokim uśmiechem trzymał ją wysoko w górze.
- Oddaj! Jacob!
- Co? Chcesz, to weź- odparł z szerokim uśmiechem.
Mimowolnie sama się uśmiechnęła.
- Nie jestem taka wysoka jak ty. Nie dosięgnę!
- No chodź, spróbuj- powiedział rozbawiony. Podeszłam do
niego. Wspięłam się na palcach próbując dosięgnąć kurtki. Nic z tego. Po raz
kolejny zwiną ją z zasięgu moich rąk. – No dawaj. Co tak słabo- żartował.
- Jacob!
- Co?
- Oddaj mi ją do cholery- powiedziałam stanowczo.
- Oj, nie wściekaj się tak. Złość piękności szkodzi- cała ta
sytuacja go tylko bawiła. Śmiał się w najlepsze. Wpadłam na pewien pomysł.
- Skoro nie chcesz mi ją dać… Trudno, wyjdę na dwór nie
ubrana. Zachoruję i to będzie twoja wina- powiedziałam chytrze się uśmiechając.
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi.
- No dobra masz- zrezygnowany podszedł do mnie i wręczyła mi
kurtkę. Szybko ją założyłam i wyszłam.
- Kiedy powiecie mi całą prawdę?
- W sobotę. Na razie Jass’a nie ma. Jest na pewnym szkoleniu.
- Mam wytrzymać cały dzisiejszy i jutrzejszy dzień?!
- Co, królewna nie wytrzyma?
- Jacob!
- Zaraz spóźnisz się na lekcje! Do zobaczenia!
Rzeczywiście. Miałam szansę spóźnić się po raz kolejny na
lekcję. Szybko ruszyłam do klasy. Lekcja strasznie się ciągnęła. Zresztą jak
wszystkie pozostałe. Na lunchu siedziałam w towarzystwie Jess i jej przyjaciół.
Tak jak myślałam, Jacob przysiadł się do nas. Całą przerwę śmialiśmy się.
Powrót do domu szybko zleciał. Zjadłam obiad i odrobiłam
lekcje. Dziś Mery nie będzie więc będę się nudzić. Włączyłam jakiś film i tak
miną mi czas do wieczora. Poszłam pod prysznic, spakowałam się i położyłam
spać.
Rano wstałam już z mniejszym problemem. Nie spóźniłam się na
autobus. Na szczęście. Nie zniosłam bym kolejnej jazdy do szkoły w jednym aucie
z ciocią. Wierzcie mi. Gdybyście musieli jechać w aucie z muzyką operową
puszczoną na fula, wolelibyście iść już na piechtaka do szkoły mimo, że to
bardzo daleko. Lekcje minęły w szybkim tempie. Lunch zjadłam w towarzystwie
tych samych osób co wczoraj. Z niecierpliwością wyczekiwałam jutrzejszego dnia…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Jak tam tydzień?
Rozdział napisałam dzięki pewnemu dziecku.
Bardzo dla mnie bliskiemu mimo, że nie miałam okazji przeżyć z nim pięknych chwil.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. :)
Czekam na wasze komentarze.
Coś mało was ostatnio. :(
Od jutra zacznę nadrabiać zaległe mi blogi! Zaczynam od moich czytelników! :D
super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
UsuńPiszesz bardzo specyficznie. Naprawdę dużo dialogów, ale mało opisów. Chciałabym poznać trochę bohaterów, okolicę, gdzie dzieje się akcja. Postaraj się następnym razem napisać trochę więcej na ten temat. Mimo to czyta się naprawdę przyjemnie. Powoli zaczynam się wkręcać i zabieram się za czytanie poprzednich postów :)
OdpowiedzUsuńtommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com
Nie. Nie zawsze jest mało opisów :)
UsuńPostaram się poprawić ;D
No, podoba mi się, ale muszę przyznać, że czegoś mi niestety brakowało.
OdpowiedzUsuńNa miejscu Kelsey, naciskałabym bardziej na poznanie prawdy... A jako Jacob, miałabym większe obiekcje przed złamaniem paktu (naruszeniem). No i poczekałabym na Jamesa, ponieważ to, co jest powyżej tylko namieszało w mojej głowie i równocześnie poczułam, że przyszły bieg historii już znam. Nie będę pisała, o co mi chodzi, ponieważ może się myle, no mam nadzieję, że tak.
Co do interpunkcji: nie wierzę, że nie zrobiłaś przecinka w zdaniu współrzędnie złożonym z"więc"! Cieerpię, przepraszam.
Ogółem gdzieniegdzie zżarło ci literki, ale to już mały szczegół.
No dobra, czekam nn, weny!
Pzdr
opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
shadowofland.blogspot.com
Hehe... Jestem takim żarłokiem literkowym jak i interpunkcyjnym ;D
UsuńWybacz mi :) Obiecuję, w miarę możliwości się poprawię!
Ciekawy rozdział, ale moim zdaniem troszkę za bardzo skupiasz się na tym, co dzieje się w szkole. Więcej akcji, opisów, a mniej tego dziecinnego zabierania kurtek, żarcików, które nic nie wnoszą do opowiadania. Postaraj się jeszcze ciekawiej przedstawić opowiadanie. Lepiej, żeby rozdziały były krótsze, ale akcja bardziej ściśnięta niż na siłe je rozwlekać;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wreszcie pogodziła się z Jacobem. A z tego, co zrozumiałam, jego konflikt z Jamesem jest udawany? Wynikałoby z tego, że oboje chłopcy są w porządku. Tylko czemu kłamali? Czekam na kolejny rozdział!:)
Pozdrawiam!
Owszem, konflikt pomiędzy Jacobem i Jamesem jest udawany na widowni innych ludzi :)
UsuńKłamali aby nie naruszyć paktu. Szczegóły w następnym rozdziale. :D
Obiecuję, opowiadania będą ciekawsze. W następnym rozdziale szykuję wielką bombę akcji :D ( Przynajmniej tak to planuję z widoku mojej perspektywy. Nie wiem jak inni to odbiorą )
Dopiero teraz znalazłam twojego bloga i bardzo żałuję.
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie,bardzo wciągająco :)
Mimo,że poprzednie dziewczyny miały jakieś tam zastrzeżenia,to mi się wszystko bardzo podoba.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
Jejku, dziękuję za tak milutkie słowa :3
UsuńCieszę się, że się podoba. :)
Nqprawdę zgadzam się z Weroniką, choć wiem, że opisy pojawiały się już wcześniej. Ale może spróbuj mieszać opisy, dialogi, akcję, retrospekcje, itd.? Nie pisz całego opisu, tylko podzielaj go, wplataj w wydarzenia, dialogi.
OdpowiedzUsuńTo urozmaici treść.
Fajny rozdział, chyba jeden z .epszych i błędów nie było tak dużo. Wiadać, że na przestrzeni czasu się rozwijasz , a pisanie przychodzi ci z większą łatwością.
Lecę czytać dalej,
Minoo
healer-of-century.blogspot.com