06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










środa, 19 listopada 2014

Rozdział 11.


                                         " Ludzie, których się kocha, nigdy naprawdę
                                          nie umierają, żyją dopóki się o nich
                                          pamięta, dopóki są w twoim sercu. "- Jennifer Estep
 
 
                                    Bilet na przyszłość.

Gdy pani Grażyna zamknęła drzwi stajni, zwróciłam wzrok na Jake’a. Stał w lekkim rozkroku i założonymi rękami na piersi. Posyłał mi jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów. Zmarszczyłam brwi.

- Wskaż chociaż paluszkiem o pani, gdzie jest ta myszka, której się lękasz- powiedział rozbawiony po czym na jego twarzy zakrólował szeroki, zadziorny uśmiech.

- Przestań! Lepiej wyjaśnij mi to co chcesz, póki chcę Ciebie słuchać!

- Może trochę grzeczniej- warkną. Mimo to uśmiech pozostawał bez zmian.

Wzięłam głęboki wdech. Rzeczywiście, moje zachowanie nie jest najlepsze, jak i postępowanie. To nie było w porządku.

- No dobrze. Przepraszam. Moje zachowanie i postępowanie… nie jest na miejscu. Ale musisz zrozumieć, że ta cała sytuacja, to co jest między tobą, a Jamesem… to jest między wami. Jestem już zmęczona tymi wszystkimi… ee… kłamstwami, chorymi sytuacjami. Załatwcie to między sobą i nie mieszajcie mnie do tego!

Starałam się powiedzieć wszystko ze spokojem. Oczywiście przy ostatnim zdaniu musiało mnie ponieść. Jacob przyglądał mi się z łagodnym spojrzeniem. Uśmiech znikł. Na twarzy malowało się zastanowienie, skupienie.

- No cóż… Nie powiem, twoje zachowanie było niegrzeczne- powiedział lekko się uśmiechając.- Chciał bym powiedzieć ci całą prawdę ale do tego potrzebny jest mi James. Sam nie mogę ci wszystkiego powiedzieć. Musisz mi coś obiecać.

- Co tym razem?

- Najpierw powiesz mi wszystko co powiedział ci Jass.

- No… dobrze- powiedziałam z rezygnacją.

Usiedliśmy w kącie stajni na stosie siana. Jacob ułożył się wygodnie naprzeciwko mnie. W wygodnej pozycji zaczęłam wszystko mu opowiadać. Powiedziałam mu o wszystkim. O rozmowie wieczornej podczas spaceru, jak pierwszy raz spotkałam Jamesa. Zajęło mi to dość dużo czasu. Jake cierpliwie słuchał uważnie mi się przyglądając. Czasami wtrącał jakieś swoje pytania, na które koniecznie chciał poznać odpowiedź. Kiedy już skończyłam, cierpliwie czekałam, aż Jake zacznie mówić swoją wersję. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok stajni. Myślał nad czymś bardzo mocno. W końcu nie wytrzymałam.

- Jake? Halo? Teraz ty- powiedziałam lekko się śmiejąc. Przeniósł swój wzrok na mnie.

- Wiem. Zastanawiam się jak ci to powiedzieć nie naruszając paktu. To trochę trudne.

- Jaki pakt? Jake, o co chodzi?! 

- O ten tramwaj co nie chodzi! Kells, uspokój się. Przecież ci krzywdy nie zrobię! Daj mi chwilkę pomyśleć.

- Okej- odparłam naburmuszona.

- No dobra. Więc, ta cała sytuacja między mną, a Jamesem to taka… ściema.

- Co?! Jak to?! To po co te szopki?!

- Poczekaj! Jeszcze nie skończyłem, a ty już mi przerywasz- odparł  rozgniewany.

- Ty też mi przerywałeś, zadawałeś pytania i wtrącałeś zbędne komentarze! Teraz nie narzekaj.

-Okej, okej. Niech ci będzie- powiedział z przegraną. – Ja i Jass… jesteśmy takim przyszywanym rodzeństwem ale łączą nas więzy krwi.

- Czemu mi nie powiedzieliście wcześniej- zapytałam z pretensją. Jacob spojrzał na mnie tym wzrokiem mówiącym „ możesz przestać, do wszystkiego dojdę”. Zamknęłam buzię i czekałam na dalsze wyjaśnienia.

- Do tego jest już potrzebny Jass, a jak widzisz jego tu niema. To wszystko było odgrywane po to aby nie naruszyć zasad kodeksu Kanodglormeno- zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz coś takiego słyszę. Miałam się już o to zapytać, nawet otworzyłam buzię ale Jacob widząc moją minę szybko się wtrącił.-  O nim powiem ci przy innej okazji.

- Niech ci będzie- burknęłam cicho.

- Aby przełamać to wszystko musisz nam pomóc. Jestem niemal stuprocentowo pewny, że to ciebie potrzeba.

- Mnie? Co ja mam robić?

- Musisz trochę poczekać. Na razie tyle mogę ci powiedzieć.

- Czyli te wszystkie kłótnie, bójki to kłamstwa. Jesteście takim prawdziwym, przyszywanym rodzeństwem. Musicie przestrzegać jakiegoś tam kodeksu i paktu no i co najważniejsze dla mnie, jestem wam potrzebna- podsumowałam.- Jake?

- Tak?

- To nie jest realne. Takie rzeczy się nie zdarzają- wykrztusiłam.

- To jest realne. W moim świecie. Przykro mi to mówić ale… będziesz musiała do niego dołączyć- powiedział to z wielką kulą w gardle. Patrzyłam się na niego osłupiała. Że co? Jaki jego świat? Co ja mam do tego? Łapałam wielkie hausty powietrza. Czułam wielką, gorącą gulę w gardle.

- J-j-j-a? Cz-e-mu- z trudem udało mi się wyjąkać te krótkie, dwa pytania.

- O tym mówi pewna przepowiednia. Głosi…- nie dokończył zdania.

 Zgiął się w pół. Cały trząsł się z bólu. Wstałam i podbiegłam do niego. Przykucnęłam przy nim. Nie wiedziałam co mam robić. Co tu się do cholery dzieje! Przez jego ciało przeszedł wielki dreszcz. Chciałam mu pomóc. Dotknęłam ręką jego ramienia. Zauważyłam, że dreszcze powoli łagodzą swoją siłę. Ustają. Po minucie znów mógł się wyprostować. Opadł na stos siana głęboko oddychając. Usiadłam obok niego.

- Przepraszam cię Kellsey. Dziś już nic ci nie mogę powiedzieć. Lekko naruszyłem pakt. Musisz zaczekać- mówiąc łapał zachłannie powietrze. Przymknął oczy.

- Czy to… to mocno boli?

- Do przyjemnych bólów bym go nie zaliczył…- powiedział uśmiechając się kwaśno. Lekko się uśmiechnęłam.

- Mogę ci zadać pytanie?

- Ostatnie.

- Czemu od razu nie powiedzieliście mi prawdy? Może… Czemu James brną w te kłamstwa?

- Bo to jest nie bezpieczne, Kells. Jeżeli w ogóle zgodzisz się pomóc… Będziesz ryzykować życiem. Chciał cię chronić.

Zapanowała cisza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że może być już bardzo późno. Nie chciało mi się ruszać z miejsca. Zapach siana, koni, czego jeszcze do szczęścia tu potrzeba?  Mimowolnie podniosłam się z miejsca. Teraz zauważyłam, że byłam ułożona w pozycji leżącej obok Jake’a.

- Już późno. Jutro do szkoły. Trzeba się zbierać- powiedziałam lekko szturchając go nogą w nogę. Zaśmiał się. Podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie staną na własnych nogach.

- No to idziemy- powiedział szeroko uśmiechnięty.

Ruszyliśmy ramię w ramię do wielkich drewnianych drzwi. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, owiną nas chłodny powiew wiatru. Kierowałam się w stronę furtki. Przystanęłam na chwilkę. Jacob ruszył w stronę swojego motoru. Jest chory na mózg czy co?! Szybkim krokiem podeszłam do niego. Wcisnęłam się w małą odległość między nim, a maszyną przez co odległość między nami była malutka. Zrobiłam surową minę.

- Zwariowałeś?! Dopiero co w stajni zginałeś się w pół z bólu, a teraz chcesz kierować?!

- Nie, nie zwariowałem. Tamto było chwilowe. Kells, nie spowodowałbym wypadku- powiedział ze śmiechem. – Aż tak się martwisz o to, że mógł bym sobie coś zrobić?

Na twarzy jego gościł łobuzerski uśmiech. Patrzył się prosto w moje oczy. Zrobiłam słodki uśmiech i powiedziałam ironicznie.

- Nie martwię się o ciebie, kretynie. Martwię się o nieszczęśliwca, który natrafił by na ciebie. Mógłbyś zaoszczędzić innym cierpienie, nie sądzisz? No chyba, że chcesz płacić komuś za zniszczenie jego pojazdu… Droga wolna- machnęłam ręką. Jego uśmiech lekko złagodniał.

-  Jasne- mrukną. Wyminą mnie i podprowadził motor do szopy. Po chwili wyszedł z nachmurzoną minką. – Zadowolona?

- Masz daleko do domu?

- Nie.

- No to dziś się przejdziesz. Idziemy- powiedziałam szeroko się uśmiechając. Jake posłał mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.

Ruszyliśmy ciemną ulicą. Od czasu do czasu przejechało jakieś auto. Na ulicy na ogół było spokojnie. Jedyne odgłosy zagłuszające ciszę to śmiechy moje i Jacoba. Idąc śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy. Czasami przedrzeźnialiśmy się jak mali pięciolatkowie. Mimo otaczających nas ciemności, które rozświetlały od czasu do czasu latarnie, czułam się bezpiecznie przy Jake’u .

Szybko dotarliśmy pod mój dom. Pożegnaliśmy się po czym każdy poszedł w swoją stronę. Ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je cichutko. Ściągnęłam buty, kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Weszłam w głąb mieszkania. Przekroczyłam próg salonu gdy nagle zapaliło się jakieś światło. Odwróciłam się i ujrzałam wściekłą ciocię.

- Ja… przepraszam, że tak późno ale… eee…

- Dość! Kelsey. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ja się o ciebie martwiłam.

- Wiem. Przepraszam.

- Jest już późno, jutro szkoła. Idź spać. Mam nadzieję, że lekcje odrobione.

- Tok, zrobiłam. Dobranoc.

- Dobranoc, Kells.

Ruszyłam na górę, do pokoju. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam pod kołdrę, do łóżka. Bardzo długo rozmyślałam o tym wszystkim czego dziś się dowiedziałam. Nie umiałam w to uwierzyć. To jest przecież nie realne! Ale jednak… czułam, że Jacob by mnie nie okłamał. Czułam się przy nim bezpieczna.

 

Rano miałam wielki problem ze wstaniem. Szybko ubrałam się i ruszyłam z plecakiem do kuchni. Była już tak późna pora, że nie zdążę na autobus. Na szczęście ciocia była w domu. Mogła mnie zawieść do szkoły. Oczywiście kiedy już dotarłam było dobre kilka minut po dzwonku. Właśnie mijała mi chemia. Bez problemu w krótkim czasie odnalazłam salę. Gdy weszłam do klasy, wszystkie pary oczu uczniów jak i nauczyciela, skupiły się na mojej osobie. Moje policzki przybrały wstydliwy kolor różu.

- Przepraszam za spóźnienie- wybąkałam do nauczyciela.

- Nie szkodzi. Proszę, zajmij swoje miejsce.

Podreptałam do ławki, w której już siedział Jake. Cały trząsł się ze śmiechu. Zmroziłam go swoim spojrzeniem.

- Co królewna zaspała- mrukną do mojego ucha.

- Rozkoszowałam się swoim snem- szepnęłam.

- Czy był ze mną związany- zapytał rozbawiony Jacob.

- Jasne. Śniło mi się, że wsiadłeś na ten swój motor. Spowodowałeś wypadek, a przy okazji rozwaliłeś to swoje cacko- powiedziałam zadziornie się uśmiechając. Jake miał już coś powiedzieć ale przerwał mu nauczyciel.

- Jake? Chcesz się z nami czymś podzielić. Klasa z chęcią posłucha- rzekł nauczyciel. Wszystkie spojrzenia uczniów spoczywały na nas.

- Nie, nie mam żadnych ciekawych informacji- odparł spokojnie Jacob. Musiałam mocno się postarać aby nie wybuchnąć na całą klasę śmiechem.

- W takim razie zajmij się lekcją, a z Kellsey porozmawiaj na przerwie- nauczyciel odwrócił wzrok i ponownie zaczął coś  tłumaczyć.

 Posłusznie otworzyłam zeszyt i zaczęłam notować. Nie długo dane mi było pisać w spokoju. Jacob znów przybliżył swoje usta do mojego ucha.

- Oj wierz mi, rozprawię się z tobą na przerwie- szepną cicho.

- Zajmij się lekcją, a nie tym co na przerwie, głąbie- syknęłam. Do końca lekcji miałam spokój.

Gdy dzwonek zabrzmiał, spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam po kurtkę. Chciałam już ją chwycić ale ktoś szybko sprzątną mi ją sprzed nosa. Oczywiście był to Jacob. Z szerokim uśmiechem trzymał ją wysoko w górze.

- Oddaj! Jacob!

- Co? Chcesz, to weź- odparł z szerokim uśmiechem. Mimowolnie sama się uśmiechnęła.

- Nie jestem taka wysoka jak ty. Nie dosięgnę!

- No chodź, spróbuj- powiedział rozbawiony. Podeszłam do niego. Wspięłam się na palcach próbując dosięgnąć kurtki. Nic z tego. Po raz kolejny zwiną ją z zasięgu moich rąk. – No dawaj. Co tak słabo- żartował.

- Jacob!

- Co?

- Oddaj mi ją do cholery- powiedziałam stanowczo.

- Oj, nie wściekaj się tak. Złość piękności szkodzi- cała ta sytuacja go tylko bawiła. Śmiał się w najlepsze. Wpadłam na pewien pomysł.

- Skoro nie chcesz mi ją dać… Trudno, wyjdę na dwór nie ubrana. Zachoruję i to będzie twoja wina- powiedziałam chytrze się uśmiechając. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi.

- No dobra masz- zrezygnowany podszedł do mnie i wręczyła mi kurtkę. Szybko ją założyłam i wyszłam.

- Kiedy powiecie mi całą prawdę?

- W sobotę. Na razie Jass’a nie ma. Jest na pewnym szkoleniu.

- Mam wytrzymać cały dzisiejszy i jutrzejszy dzień?!

- Co, królewna nie wytrzyma?

- Jacob!

- Zaraz spóźnisz się na lekcje! Do zobaczenia!

Rzeczywiście. Miałam szansę spóźnić się po raz kolejny na lekcję. Szybko ruszyłam do klasy. Lekcja strasznie się ciągnęła. Zresztą jak wszystkie pozostałe. Na lunchu siedziałam w towarzystwie Jess i jej przyjaciół. Tak jak myślałam, Jacob przysiadł się do nas. Całą przerwę śmialiśmy się.

Powrót do domu szybko zleciał. Zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Dziś Mery nie będzie więc będę się nudzić. Włączyłam jakiś film i tak miną mi czas do wieczora. Poszłam pod prysznic, spakowałam się i położyłam spać.

Rano wstałam już z mniejszym problemem. Nie spóźniłam się na autobus. Na szczęście. Nie zniosłam bym kolejnej jazdy do szkoły w jednym aucie z ciocią. Wierzcie mi. Gdybyście musieli jechać w aucie z muzyką operową puszczoną na fula, wolelibyście iść już na piechtaka do szkoły mimo, że to bardzo daleko. Lekcje minęły w szybkim tempie. Lunch zjadłam w towarzystwie tych samych osób co wczoraj. Z niecierpliwością wyczekiwałam jutrzejszego dnia…
 

                 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Jak tam tydzień?
Rozdział napisałam dzięki pewnemu dziecku.
Bardzo dla mnie bliskiemu mimo, że nie miałam okazji przeżyć z nim pięknych chwil.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. :)
Czekam na wasze komentarze.
Coś mało was ostatnio. :(
Od jutra zacznę nadrabiać zaległe mi blogi! Zaczynam od moich czytelników! :D

11 komentarzy:

  1. Piszesz bardzo specyficznie. Naprawdę dużo dialogów, ale mało opisów. Chciałabym poznać trochę bohaterów, okolicę, gdzie dzieje się akcja. Postaraj się następnym razem napisać trochę więcej na ten temat. Mimo to czyta się naprawdę przyjemnie. Powoli zaczynam się wkręcać i zabieram się za czytanie poprzednich postów :)
    tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Nie zawsze jest mało opisów :)
      Postaram się poprawić ;D

      Usuń
  2. No, podoba mi się, ale muszę przyznać, że czegoś mi niestety brakowało.
    Na miejscu Kelsey, naciskałabym bardziej na poznanie prawdy... A jako Jacob, miałabym większe obiekcje przed złamaniem paktu (naruszeniem). No i poczekałabym na Jamesa, ponieważ to, co jest powyżej tylko namieszało w mojej głowie i równocześnie poczułam, że przyszły bieg historii już znam. Nie będę pisała, o co mi chodzi, ponieważ może się myle, no mam nadzieję, że tak.
    Co do interpunkcji: nie wierzę, że nie zrobiłaś przecinka w zdaniu współrzędnie złożonym z"więc"! Cieerpię, przepraszam.
    Ogółem gdzieniegdzie zżarło ci literki, ale to już mały szczegół.
    No dobra, czekam nn, weny!

    Pzdr
    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
    shadowofland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe... Jestem takim żarłokiem literkowym jak i interpunkcyjnym ;D
      Wybacz mi :) Obiecuję, w miarę możliwości się poprawię!

      Usuń
  3. Ciekawy rozdział, ale moim zdaniem troszkę za bardzo skupiasz się na tym, co dzieje się w szkole. Więcej akcji, opisów, a mniej tego dziecinnego zabierania kurtek, żarcików, które nic nie wnoszą do opowiadania. Postaraj się jeszcze ciekawiej przedstawić opowiadanie. Lepiej, żeby rozdziały były krótsze, ale akcja bardziej ściśnięta niż na siłe je rozwlekać;)
    Dobrze, że wreszcie pogodziła się z Jacobem. A z tego, co zrozumiałam, jego konflikt z Jamesem jest udawany? Wynikałoby z tego, że oboje chłopcy są w porządku. Tylko czemu kłamali? Czekam na kolejny rozdział!:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, konflikt pomiędzy Jacobem i Jamesem jest udawany na widowni innych ludzi :)
      Kłamali aby nie naruszyć paktu. Szczegóły w następnym rozdziale. :D
      Obiecuję, opowiadania będą ciekawsze. W następnym rozdziale szykuję wielką bombę akcji :D ( Przynajmniej tak to planuję z widoku mojej perspektywy. Nie wiem jak inni to odbiorą )

      Usuń
  4. Dopiero teraz znalazłam twojego bloga i bardzo żałuję.
    Piszesz cudownie,bardzo wciągająco :)
    Mimo,że poprzednie dziewczyny miały jakieś tam zastrzeżenia,to mi się wszystko bardzo podoba.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuję za tak milutkie słowa :3
      Cieszę się, że się podoba. :)

      Usuń
  5. Nqprawdę zgadzam się z Weroniką, choć wiem, że opisy pojawiały się już wcześniej. Ale może spróbuj mieszać opisy, dialogi, akcję, retrospekcje, itd.? Nie pisz całego opisu, tylko podzielaj go, wplataj w wydarzenia, dialogi.

    To urozmaici treść.

    Fajny rozdział, chyba jeden z .epszych i błędów nie było tak dużo. Wiadać, że na przestrzeni czasu się rozwijasz , a pisanie przychodzi ci z większą łatwością.

    Lecę czytać dalej,
    Minoo
    healer-of-century.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń