06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 19.


~~ oczami Jacoba~~

Kazałem się rozsiąść Jamesowi w fotelu. Mieliśmy dużo rzeczy do obgadania. Po raz kolejny przywołałem całą rozmowę z aniołem, aby nic nie zapomnieć. Wyciągnąłem przed siebie długie nogi i skrzyżowałem je w kostkach. Ukradkiem zerknąłem na Nathana. Spojrzał na mnie przechylając głowę w bok. Ukradkiem dostrzegłem, że Jass robi się coraz bardziej niecierpliwszy. Odchyliłem głowę i z przyzwyczajenia zaczerpnąłem głęboko powietrze. Spuściłem wzrok na swoje ręce i zacząłem się nimi bawić.

- Najwyżsi nie mogą zobaczyć Kelsey. Jeżeli dostrzegą ranę na jej nadgarstku…- Przełknąłem głęboko ślinę.- zabiją ją. Anioł powiedział, że ta rana- a właściwie znamię- nigdy się nie zagoi. Twierdzi, że znamię coś oznacza. Zostały na ten temat spisane dwa listy, które zostały ukryte w Starych Księgach. Ksiąg jest sześć i rozdzielono je…

- Nie przyszło ci do głowy, że upadły przyszedł tu po to aby nas nastraszyć?- przerwał wściekle mój rozmówca. Rzuciłem mu srogie spojrzenie.

- Rana się nie goi. Dziś mija pięć dni. Pięć dni od przemiany! Wiesz bardzo dobrze, że takie drobnostki goją się w szybkim tempie. To powinno było zagoić się w ciągu doby!

- Może została skażona!

- Jest czysta!

  James cały gotował się ze złości. Co chwilę poprawiał się w fotelu. Wyraźnie widać, że nie potrafi przyjąć tego do wiadomości.

- To co z tymi Księgami?- Zapytał z wymuszonym spokojem.

- W każdym z trzech ludów jest po jednej elicie. Mają one podporządkowywać poddanych pod władzę Najwyższych. Każda z tych elit ma trzy Księgi. Elita z południowej części kraju ma największy wpływ. Nie dość, że są najbliżej siedziby Najwyższych to do tego dochodzą wpływy na władców. Jeżeli oni są w posiadaniu listów i wiedzą co w nich jest zapisane, Najwyżsi również wiedzą o wszystkim. Oni odpadają. Nie możemy zwrócić się do nich.

- Elita na północy gdyby była w posiadaniu listów… Z nimi dogadamy się. Są jak najdalej od Najwyższych, a co najważniejsze; nie ufają im. Byli by gotów zorganizować sprzeciw.

- Owszem. Zostaje jeszcze elita środkowa. Nie są najbliżej Najwyższych, ale jeśli będzie trzeba bez zastanowienia wypaplają wszystko. Nie możemy im ufać.

- Wiadomo komukolwiek oprócz nich o tych listach? Skąd upadły wie o nich? Wie co tam jest napisane?- James zadawał pytanie za pytaniem. Chwilkę zastanowiłem się co mu odpowiedzieć.  Nie wiem jak przyjmie do wiadomości to co postanowiłem.  Na dodatek bez niego.

- No bo wiesz… ehm… Z rana jadę odwiedzić mojego ojca- zerknąłem na niego ukradkiem. Skamieniał. Ej, no błagam! Tak nie może być! Nic mi nie grozi!

Miałem ochotę wykrzyczeć mu te słowa w twarz. Mimo wszystko czekałem na jakąkolwiek reakcję oprócz tego, że zesztywniał. Zresztą, Hank , to znaczy mój kochany ojczulek, może nam choć troszkę pomóc. Oczywiście nie mam zamiaru nic mówić o Kelsey! No dobra! O jej znamieniu. Jako, że kiedyś był w… dość bliskich kontaktach z Najwyższymi; no cóż, jest szansa, że coś wie. Powodem za odsunięcie go było to, że zbzikował. Wystąpiły pewne komplikacje, problemy rodzinne ( problemy z niewierną małżonką) i te sprawy. Tak czy siak skończył jako stary zgred pilnujący swojego stanowiska ze wszystkich stron. Nic innego się dla niego nie liczy. Co tu więcej mówić?

- Zwariowałeś?!- Nagły krzyk brata wyrwał mnie z zamyśleń. Wywróciłem oczami i wbiłem wzrok w kąt pokoju.

- Tak. Zwariowałem już dawno. Dziwię się tylko, że dopiero teraz się domyśliłeś- rzuciłem z kpiną w głosie. Na moją twarz wstąpił zadziorny uśmieszek.

- Jacob! Mówimy o twoim ojcu, a ty sobie żartujesz!- Zerwał się na równe nogi i zaczął chodzić w tą i z powrotem. – Po co chcesz tam leźć?- Zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Dobrze wiesz- powiedziałem cichym, acz stanowczym głosem.

James staną w miejscu odwrócony do okna. Zakrył twarz dłoniami. Stał tak nieruchomo przez jakieś pięć minut. Cisza panująca w pomieszczeniu była cholernie dobijająca. Gdy James w końcu łaskawie obrócił się w moją stronę, rzucił krótkie „rób jak uważasz” i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samego z Nathanem i bijącymi się myślami. Znieruchomiały posiedziałem chwilę wpatrując się w jeden punkt. Gdy rozważyłem wszystkie za i przeciw co do odwiedzenia ojca- wygrała strona „odwieź ojca”- wstałem i odprawiłem Natha do pokoju po czym wyszedłem na chwilę na świeże powietrze.

  Przystanąłem  przy ławie na tarasie. Wtopiłem oczy w ścianę drzew. Dzięki umiejętności wyostrzonego wzroku, bezproblemowo mogłem dostrzegać różne rzeczy pomiędzy drzewami. Prześledziłem oczami ze wszystkich stron drzewa. Nie dostrzegłem nic niepokojącego. Lekko przekręciłem ciało w stronę domu, aby po chwili znaleźć się w jego wnętrzu gdy nagle coś mnie zaalarmowało. Do moich uszu dobiegł dźwięk rozłamywania gałązki. Gwałtownie obróciłem się w stronę odgłosu. Coś stanęło nieruchomo. Przez to, że ubrania intruza zlewały się z tłem, ciężko mi określić kto lub też co to było. Jedyne co wyróżniało się wśród drzew, to białe plamy. Zesztywniały przybysz wtopił swe oczy w moją stronę. Tępo wymienialiśmy między sobą spojrzenia. Z sekundy na sekundę powietrze stawało się coraz cięższe. Intruz lekko uniósł dłoń w powietrze, aby zwrócić na nią moją uwagę. Udało mu się. Zauważyłem, że z jego dłoni coś zwisa. Chciał mi to pokazać po to, żeby chwilkę później móc bez przeszkód uciec w głąb lasu. Rzuciłem się w jego stronę. W powietrzu przybrałem postać bestii i ruszyłem w pogoń. Mijaliśmy kolejne drzewa, doły, przebiegaliśmy przez puste ulice, pochylone drzewa czy też powalone pnie. Intruz sprawnie prześlizgiwał się przez przeszkody, próbował mnie zgubić i zataczał koła. Po jakiś piętnastu minutach pogoni byliśmy oddaleni od mojego domu z może dwadzieścia kilometrów. Od czasu do czasu miałem okazję biec kilka metrów za obcym. Gdy nadarzała się okazja, szybko przyglądałem się jego budowie ciała i badałem zapach. Ciało tego mężczyzny było porządnie zbudowane, umięśnione. Jego zapach dodawał mi energii i napawał okrucieństwem. Wampir.

  Zmęczony biegiem postanowiłem zabawić się na własnych zasadach. Wślizgnąłem się do jego myśli i sprawiłem, że widział teraz to co ja chcę. Sprawiłem mu kilka trudności. Po pewnym czasie dotarło do niego to, że wdzieram się do niego. Po kilku minutach padł na ziemię. Rzuciłem się na niego. Zmieniłem się w postać ludzką. Tarzaliśmy się po ziemi okładając pięściami. Od czasu do czasu z głębi naszych piersi wydobywały się głośne warknięcia. Ostatecznie znalazłem się nad nim i przyciskałem jego gardło do ziemi. Wtopił swoje krwiste oczy we mnie.

- Kim jesteś i co robiłeś pod moim domem?- Zasyczałem przez zaciśnięte zęby. Lekko rozluźniłem uchwyt w gardle, żeby mógł mówić.

- Jestem Railey. Potomek wampirów- mówił słabym głosem. Co jakiś czas z jego gardła wydobywał się donośny chargot.

- Co robiłeś pod moim domem?- warknąłem. Przycisnąłem mocniej jego ciało do ziemi. Poczułem jak pęka pod wpływem mojej siły. Rykną donośnym głosem.

- To… - zajęczał i uniósł dłoń zaciśniętą w pięść, którą wcześniej mi pokazywał. Wyciągnąłem rękę, na którą upuścił jakiś wisiorek. Zacharczał po raz kolejny.- Sześć ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj ręki i strzeż oczu.

Zmarszczyłem brwi. O co mu chodziło? Jakie oczy, co za ręka?

- Nie rozumiem- mruknąłem.

- Amulet… Echm… Oddaj…- co jakiś czas charczał lub krztusił się. Wywróciłem oczami. Odciążyłem jego ciało z mojego ciężaru. Zacisnąłem ręce w pięści na jego nadgarstkach. Niezgrabnie się poruszył. Ułożył się do pozycji siedzącej i wciągną machinalnie powietrze. Odchrząkną kilka razy po czym kontynuował.-  Chrońcie dziewczynę. Musisz się nagłówkować nad amuletem. Zapamiętaj moje wcześniejsze słowa. Echm… Śmierć i diablisko po mnie przyszli, ale cieszę się, że zdążyłem ci to powiedzieć.- Ponownie zaczął się krztusić i charczeć.

   Wykończony osuną się na ziemię. Zamkną swoje czerwone oczy. Przez jego ciało przeszedł ogromny dreszcz. Jego ciało powolutku zaczynało się rozlatywać. Ręce odpadły od tułowia jakby były od posągu. Nogi rozłamały się na pół, a jego klatka piersiowa wraz z głową walczyły z silnymi dreszczami.

- Obiecaj…- ostatkami sił wycharczał swoje ostatnie słowo. Nic więcej nie zdążył powiedzieć. Jego oczy gwałtownie się otworzyły, zabłysły żywym, czerwonym kolorem i padły na ziemię zmieniając się w kamień. Głowa i cały jego tors rozpadły się na tysiące małych kamyków.

  Jedyne co pozostało po nim to rozdarte ubranie. Dopiero teraz zorientowałem się, że nadal trzymam ręce w powietrzu i zaciskam je w pięść. Przeturlałem się do drzewa naprzeciwko temu, przy którym znajdowały się ciuchy- chociaż teraz to raczej szmaty- Raileya i jego szczątki. Wysunąłem z kieszeni amulet który otrzymałem. Nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kazał mi zapamiętać swoje słowa. Tylko po co?

  Zebrałem się na równe nogi. Pędem pognałem do domu. Po jakiś dwudziestu minutach byłem na miejscu. Amulet położyłem na stoliku i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do pokoju rzucając się na łóżko. Po drodze zgarnąłem amulet ze stolika. Opadłem na swoje łoże i zacząłem przyglądać się wisiorkowi. Amulet był podzielony na sześć części. Pięć otaczało jedną część umieszczoną na samym środku. Ta jedna była pokryta szarym kolorem. Kreski dzielące amulet były takie, jakby ktoś stukną nim o ścianę.

  Mocno zastanowiłem się co może to wszystko oznaczać. Skoro chciał mnie ostrzec czemu uciekał? Co miał na myśli mówiąc to wszystko? Mówił coś o księgach. Czyżby spiskował z Alex’em, upadłym aniołem? Nie. Upadli nigdy nie zawierali i nie zawierają sojuszów z wampirami. A może to wyjątek? Ale… Bez powodu się nie rozpadł…

   W  głowie echem odbijały mi się w kółko te słowa.

    Sześć ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj ręki i strzeż oczu.

   Chwila!

  Usiadłem na brzegu łóżka. Sześć ksiąg, prawda jedna. Raz… dwa… trzy… Na amulecie jest sześć kawałków. Z tego co mi wiadomo tylko w jednym znajdują się listy. Ten środkowy, szary. Chodzi o to, że w nim kryją się listy! Bingo!

  Z ekscytacji zerwałem się na równe nogi. Część zagadki rozwiązana, ale o co chodzi z drugą? Mam czegoś strzec, ale co? Chyba, że te „ Go” oznacza amulet, a… No właśnie. A co oznacza „Jej”? Mówił coś o ręce i oczach. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Najwyżsi! Oni nie mogą się dowiedzieć! Ręka czyli znamię Kelsey! Czy to o nią chodziło? Co mamy teraz robić?

  Padłem na łóżko przytłoczony pytaniami. Tysiące myśli wtargnęło do mojej głowy. Uniosłem rękę, aby spojrzeć na zegarek. Było już dość późno. Jutro muszę wcześnie wyjść. Postanowiłem zostawić na razie sprawę amuletu. Zamknąłem go w szafie pomiędzy stertami niechlujnie złożonych koszulek. No co? Miałem go strzec to go strzegę.

  

 
                                                                     ~ ~*~~

  Było gdzieś kilka minut po czwartej rano. Za oknem lał deszcz i wiał wiatr. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i ubrałem. Pędem puściłem się przez las w stronę rezydencji Hanka. Mimowolnie przypomniał mi się wczorajszy pościg za intruzem. Szybko odepchnąłem to wspomnienie i skupiłem się na celu.

   Dom mojego ojca był w głębi lasu. Prowadziły do niego liczne przeszkody. Cały dom był urządzony jak willa. Przed budynkiem- jak się nie myliłem- było ustawionych z dziesięć drogich aut. Dziwię się, że na ani jednym nie ma rysy. Jak on to robi, że wyjeżdża z takiego miejsca cało?

  Wszedłem przez wielkie, drewniane drzwi do środka rezydencji. Jako syn właściciela posiadłości, nie w moim obowiązku było pukać czy dzwonić. Tak bynajmniej uważałem ja. Ojczulek miał inne zdanie.

  Całe wnętrze było ozdobione nowocześnie. Na wystrój, wyposarzenie domu musiał wydać z jakąś fortunę. Ale co się dziwić? Ma ponad sto lat, ustatkował się dopiero dwadzieścia lat temu, czyli w tedy kiedy urodziłem się ja, a najważniejszą rzeczą w jego życiu to pieniądz.

  Zatrzasnąłem z impetem za sobą drzwi. Zdjąłem kurtkę i niechlujnie rzuciłem na najbliższą i oczywiście skórzaną sofę. Usłyszałem kroki na schodach. Póki ojczulek mnie nie widzi, przeszedłem się po pomieszczeniu lekko tupiąc nogami, zostawiając za sobą brudne ślady na lśniących, kremowych kafelkach. Było to jednak oczywiste, że mnie słyszał jednak postanowiłem to ignorować. Stanąłem przodem do wejścia, z którego po chwili miał się wyłonić. Lekko rozkroczyłem nogi i założyłem ręce do tyłu.

   Gdy zszedł po schodach i wszedł do pomieszczenia, otworzył szeroko oczy. Dostrzegłem w nich palącą się przez niecałą sekundkę, iskierkę zaskoczenia. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Lekko odchrząkną i uśmiechną się szeroko. Rozłożył ręce na znak gościnności.

- Jacob! Co za niespodzianka. Miło cię widzieć!- mówił z udawaną ekscytacją.

- Daruj sobie- mruknąłem z ironią w głosie.

- Jak wolisz- ponownie odchrząkną robiąc poważniejszą, gniewną minę.

- Musimy pogadać. Jestem ciekaw kilku rzeczy- wyjaśniłem. Hank zesztywniał. Zmrużył oczy, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.

- No tak. Przychodzisz zawsze kiedy coś potrzebujesz- westchną teatralnie. Przewróciłem oczami.

- To jak będzie. Pogadamy czy nie- warknąłem.

- Wiesz ostatni źle się czuje, głowa mnie boli…- dotkną się lekko głowy. Prychnąłem. Dobrze wiem czego chce. Próbuje wybudować poczucie winy u mnie i zwabiać mnie tu częściej dzięki czemu wciągnie mnie do swoich niecnych planów. O nie! – Wiesz, z oczami też nie najlepiej. Jakieś krostki widzę, obraz się zamazuje…

- Tak? No to sprawdzimy. Ile palców widzisz?- Po tych słowach wystawiłem w jego stronę środkowy palec uśmiechając się zadziornie. Prychnął.

- Bardzo zabawne Jacob. Poczucie humoru nigdy ciebie nie opuszcza.- Westchną.- Chodź, pogadamy.

  Gestem ręki nakazał mi, abym ruszył za nim. Wspięliśmy się schodami w górę, na drugie piętro. Wszędzie ściany były białe, co jakiś czas widniały na nim jakieś starodawne obrazy… Minęliśmy kilka pokoi. Przy końcu korytarza Hank zatrzymał się i otworzył ciemne, drewniane drzwi. Weszliśmy do gabinetu. Hank usiadł za biurkiem i gestem pokazał mi krzesło naprzeciwko niego. Wygodnie usadowiłem się na fotelu i wtopiłem swoje oczy w niego.

- Więc co chcesz wiedzieć?- zapytał odprężając się w fotelu. Pogładził swoją brodę w zamyśleniu i skupił swój wzrok na mnie.

- O Starych Księgach.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, kochani!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czekam na wasze opinie!
Uwaga!
Co do waszych blogów, to wiedzcie, że z rozdziałami jestem na bieżąco! Jutro powinnam wyjawić swoją opinię. :)
Pozdrawiam!
Czytasz=Komentuj

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 18.


  Tępo gapiłam się w umięśnioną sylwetkę mężczyzny. Głos utkwił głęboko w gardle uniemożliwiając wydania mi jakiegokolwiek dźwięku. Stałam w bezruchu. W mojej głowie kręciło się mase czarnych myśli. W jednej chwili odsunęłam wszystkie myśli i ruszyłam popełnić w jednej sekundzie, głupstwo. Koniuszkami palców dotknęłam zimnej szyby. Jednym ruchem rozsunęłam drzwi, po czym cofnęłam się kilka kroków w tył, tworząc przejście dla gościa. Mężczyzna szerzej rozsuną drzwi i wkroczył do wnętrza pokoju. Wchodząc lekko zahaczył swoimi skrzydłami o framugę. Zasuną na powrót drzwi. Wtopił swoje ciemne oczy w moje. Światło było zgaszone, a za szybą lał deszcz. W pokoju panował półmrok. Mimo wszystko dobrze wiedziałam kim jest mój wieczorny gość. Dobrze znane były mi jego rysy twarzy. Powietrze między nami zrobiło się chłodne i gęste.

- Witaj, kotku. Przyszedłem sprawdzić jak sobie radzisz.- Jego słowa powodowały na moim ciele dreszcze.

- Alex- wyszeptałam. Biła od niego złowroga aura. Zrobiłam kilka kroków w tył, aby zmniejszyć między nami odległość. Właśnie stałam twarzą w twarz z moim oprawcą! To przez niego wiodę teraz takie, a nie inne życie! To przez niego to wszystko się stało!

- A już myślałem, że o mnie zapomniałaś- po każdym słowie robił krok w przód. Cofnęłam się do granic możliwości. Przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany. Czułam bijący chłód od jego nagiego torsu.

- Nie zapomniałam bym ciebie. Na pewno nie po tym co mi zrobiłeś. To przez ciebie teraz muszę żyć jak potwór!

-Wystarczy zwykłe „dziękuję”, skarbie- na jego twarzy zagościł zadziorny uśmiech. Uniósł swoją rękę i dotkną nią mojej twarzy. Chciałam go uderzyć, ale zablokował moje ręce. Byłam bezbronna.

- Nie dotykaj mnie!- Warknęłam.- Czemu to zrobiłeś? Czemu mnie zmieniłeś?!

- Nie tak głośno- warkną uciszając mnie. Błądził swoim wskazującym palcem od mojej lewej strony skroni, poprzez róg oka, aż po podbródek. Jego zwinne ruch wprawiły moje ciało w drżenie jednocześnie mnie rozpraszając. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmieszek.- Czerwone oczy, blada skóra, większa siła…Hm?- mruczał wszystkie słowa delikatnie zbliżając się do mojego ucha. Odchyliłam głowę. Moje oczy napotkały jego czarne skrzydła.  

- Ty jesteś…- głos mi zadrżał.

- … upadłym aniołem- dokończył za mnie odrywając swoją głowę od mojej szyi. Spojrzał w moje oczy doszukując się jakiejkolwiek reakcji.

- Demonem- szepnęłam. Zmarszczył brwi.

- To nie to samo. Większość ludzi twierdzi, że upadłe anioły to demony czy diabły. W rzeczywistości to kłamstwo- mówił cicho, spokojnie acz stanowczo. Nasze głowy dzieliły minimetry. Nie podoba mi się to!

- Czemu mnie przemieniłeś? Po co to zrobiłeś?- Ponowiłam próbę. Muszę się dowiedzieć od niego kilka informacji. Starałam się mówić obojętnym tonem. Nie mogę zmarnować takiej szansy. Postanowiłam zepchnąć niepewność i strach na dalszy plan.  W tej chwili liczyło się dla mnie zdobycie jak najwięcej informacji. Ułożyłam w myślach kilka strategicznych punktów, których zamierzałam się trzymać.

-To nie ja ciebie zmieniłem. - Przełknęłam głośno ślinę.

- Więc kto?- Zapytałam biorąc głęboki wdech.

- Ja ciebie tylko dostarczyłem. Ta piątka odmieńców zleciła mi zadanie. Kazali mi ciebie, Kelsey, dostarczyć. Nie sądziłem, że tak to się skończy.

- Nie wyglądało na to!- Warknęłam niezgrabnie przy tym się wyrywając. Skutki były takie, że przycisną mnie mocniej. Syknęłam z bólu.

- Nie chcę ci zrobić krzywdy.

- Nie za bardzo ci to wychodzi- odpyskowałam. Zmarszczył brwi.

    Po chwili zaśmiał się z kpiną. Lekko otworzył usta by coś powiedzieć. Niestety przeszkodził mu w tym Nath. Z impetem otworzył drzwi i napadł na upadłego anioła. Do pokoju wbiegli bracia. Jake pomógł Nathanowi uporać się z Alexem, a James podszedł do mnie. Zszokowana zjechałam plecami po ścianie. Cała drżąca skuliłam się na kolanach. James przykucną przy mnie, zasłaniając jednocześnie widok Jacoba i Nathana wywlekających Alex’a na balkon. Objął mnie opiekuńczo ramieniem i przyciągną. Wystraszona wtuliłam się w jego tors. Lekko kołysał mną na boki i szeptał uspokajające słowa do mojego ucha. Byłam mu bardzo wdzięczna. Byłam WSZYSTKIM bardzo wdzięczna. Cała złość jaka we mnie się wzebrała, wyparowała nie pozostawiając po sobie śladu. Po policzkach ściekło kilka ciepłych łez. Objęłam Jamesa za szyję i wtuliłam swoją głowę w jego obojczyk.

- Przepraszam- szepnęłam.- Nie chciałam na ciebie krzyczeć.

- Ciii… spokojnie.

   Obrócił lekko głowę by spojrzeć za siebie. Wykorzystałam moment i zerknęłam na balkon. Za szklaną szybą, Jake prowadził zażartą rozmowę z Alex’em. Widziałam jak zaciska swoje silne dłonie i przyciska anioła do zimnej ściany. Nathan w pogotowiu przyjął pozycję do ataku pilnując zasunięte, szklane drzwi. Co jakiś czas z ich piersi wydobywały się głębokie warknięcia.

  James na powrót obrócił się twarzą do mnie. Delikatnie uniósł mnie i postawił na nogi. Szybko wyprowadził z pokoju obejmując mnie ramieniem. Nogi miałam jak z waty, więc cały mój ciężar James wziął na siebie.

- Jak wy… Skąd wiedzieliście…?- Nie potrafiłam ułożyć żadnego sensownego pytania.

- Jess dzwoniła- wyjaśnił. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.

  Jako, że Jess może przewidzieć przyszłość, musiała zobaczyć jak zastaję  Alex’a w swoim pokoju. Byłam jej bardzo wdzięczna. Wolałam bym nawet nie myśleć co by mogło się stać.

   James wprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Fioletowe ściany, meble, mały balkon, duże łoże i drzwi, za którymi zapewne znajduje się łazienka.

- Pokój Jess- oznajmił spokojnie.- Rozgość się. Przyniosę ci ciuchy. Idź umyć się. Dzisiaj będziesz tutaj nocować.- Mówiąc to podszedł do półki wiszącej na ścianie. Zdjął z niej jakiś mały, metalowy przedmiot. Jak się później okazało, był to kluczyk. Podszedł do szklanych drzwi balkonowych i włożył kluczyk w otwór. Przekręcił kilka razy, po czym wyją i schował go do kieszeni spodni. Zasuną zasłony i zapalił małą lampkę przy łóżku.- Zaraz przyjdę.

  Znikną za drewnianymi drzwiami. Opadłam na łóżko. Bałam się dzisiejszej nocy. A co jeśli wróci? Rozbije szybę i… No właśnie. I co dalej? Co chciał osiągnąć przychodząc do mnie? Zabić? Nastraszyć? Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Dreszcz strachu.

  Po jakiś pięciu minutach przyszedł James z moją piżamą i kosmetyczką. Przy okazji przyniósł parę innych ciuchów gdyby były mi potrzebne. Życzył mi dobrej nocy i zostawił samą z moimi myślami.

  Wkroczyłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyłam pod strużkę ciepłej wody. Wyszorowałam się z brudu i odprężyłam mięśnie. Owinięta w ręcznik wyszłam na zimne kafelki. Ubrałam piżamę i umyłam zęby. Gdy już odstawiłam szczoteczkę, oparłam się rękami o umywalkę. Wtopiłam swoje krwiste oczy w odbicie. Zauważyłam, że z dnia na dzień staję się coraz bardziej bledsza. Małe wory ukazały się pod moimi oczami. Uniosłam dłoń. Obejrzałam dokładnie nadgarstek. Ani trochę się nie zmienił. Wciąż rany wyglądają na świeże i promieniują do czasu do czasu ogromnym bólem. Zrobiłam nowy opatrunek i obładowana swoimi rzeczami wyszłam z łazienki. Zakopałam się pod kołdrą i przymknęłam oczy. Dość długo zmieniałam pozycję, wiercąc się. Po kilku godzinach wreszcie udało mi się zasnąć.

 

~~oczami Jacoba~~ 

      Razem z Nathanem szybko uwinęliśmy się z Alex’em. Nie powiem, ciężko było mi wyciągnąć od niego informacje, ale było warto. Inaczej te „ życie” Kells mogłoby dobiec końca. Teraz trzeba będzie obmyślić plan. To nie będzie takie proste. Jednak -co najdziwniejsze- większy gniew czuję do samego siebie zamiast Alex’a. Jak mogłem być tak głupi i tego nie zauważyć? No pytam się, jak?!

 Właśnie czekałem w Sali gościnnej na Jamesa. Przekazałem mu w myślach, że mam mu coś ważnego do powiedzenia i spotkamy się właśnie tu po wszystkim. Tak więc siedziałem z głową podpartą na pięści ręki. Zęby miałem zaciśnięte. Z trudem siedziałem w jednym miejscu i nie wybuchłem. Dosłyszałem kroki Jamesa. Nathan siedzący przy moim fotelu co chwilę zmieniał pozę. Mimo swojego zwierzęcego wyglądu, był całkowicie świadom powagi sytuacji.

  James wkroczył do pokoju. Minę miał niepewną. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Wyciągną swoje nogi przed siebie i skrzyżował je w kostkach.

- Mamy problem, Jass- powiedziałem załamanym głosem. Momentalnie zamarł.  



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i wreszcie jestem! Bardzo was przepraszam za tak długą i nagłą przerwę. Rozdział wstawiam tak trochę na szybko. Połowę sprawdziłam, a dugą... No cóż, drugą wstawiam bez poprawek ;) Za wszelkie błędy przepraszam!
Co do waszych blogów. Jestem z rozdziałami na bieżąco! Pozostało mi je tylko skomentować. :)
Wzięłam wreszcie zrobiłam malutki porządek i stworzyłam zakładkę " informowani". Jeżeli przeczytacie rozdział z tą notką, zapraszam do zakładki. W tedy wszystko przejrzyście.
Jeszcze mam taką jedną prośbę. :D Ostatnio tak grzebałam w internecie i znalazłam coś o książce " zmierzch oczami Edwarda" ( Minight sun czy jak to tam się w końcu nazywa xD) Chciałam bym przeczytać i bardzo bym była wdzięczna gdyby ktoś mi mógł przesłać ebooka. Mam dwie lewe ręce do ściągania takich rzeczy ( xD) więc prosiłam bym was o pomoc. Z góry z całego serducha dziękuję. Oto email: p.zymanczyk@gmail.com 
Pozdrawiam!