06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 19.


~~ oczami Jacoba~~

Kazałem się rozsiąść Jamesowi w fotelu. Mieliśmy dużo rzeczy do obgadania. Po raz kolejny przywołałem całą rozmowę z aniołem, aby nic nie zapomnieć. Wyciągnąłem przed siebie długie nogi i skrzyżowałem je w kostkach. Ukradkiem zerknąłem na Nathana. Spojrzał na mnie przechylając głowę w bok. Ukradkiem dostrzegłem, że Jass robi się coraz bardziej niecierpliwszy. Odchyliłem głowę i z przyzwyczajenia zaczerpnąłem głęboko powietrze. Spuściłem wzrok na swoje ręce i zacząłem się nimi bawić.

- Najwyżsi nie mogą zobaczyć Kelsey. Jeżeli dostrzegą ranę na jej nadgarstku…- Przełknąłem głęboko ślinę.- zabiją ją. Anioł powiedział, że ta rana- a właściwie znamię- nigdy się nie zagoi. Twierdzi, że znamię coś oznacza. Zostały na ten temat spisane dwa listy, które zostały ukryte w Starych Księgach. Ksiąg jest sześć i rozdzielono je…

- Nie przyszło ci do głowy, że upadły przyszedł tu po to aby nas nastraszyć?- przerwał wściekle mój rozmówca. Rzuciłem mu srogie spojrzenie.

- Rana się nie goi. Dziś mija pięć dni. Pięć dni od przemiany! Wiesz bardzo dobrze, że takie drobnostki goją się w szybkim tempie. To powinno było zagoić się w ciągu doby!

- Może została skażona!

- Jest czysta!

  James cały gotował się ze złości. Co chwilę poprawiał się w fotelu. Wyraźnie widać, że nie potrafi przyjąć tego do wiadomości.

- To co z tymi Księgami?- Zapytał z wymuszonym spokojem.

- W każdym z trzech ludów jest po jednej elicie. Mają one podporządkowywać poddanych pod władzę Najwyższych. Każda z tych elit ma trzy Księgi. Elita z południowej części kraju ma największy wpływ. Nie dość, że są najbliżej siedziby Najwyższych to do tego dochodzą wpływy na władców. Jeżeli oni są w posiadaniu listów i wiedzą co w nich jest zapisane, Najwyżsi również wiedzą o wszystkim. Oni odpadają. Nie możemy zwrócić się do nich.

- Elita na północy gdyby była w posiadaniu listów… Z nimi dogadamy się. Są jak najdalej od Najwyższych, a co najważniejsze; nie ufają im. Byli by gotów zorganizować sprzeciw.

- Owszem. Zostaje jeszcze elita środkowa. Nie są najbliżej Najwyższych, ale jeśli będzie trzeba bez zastanowienia wypaplają wszystko. Nie możemy im ufać.

- Wiadomo komukolwiek oprócz nich o tych listach? Skąd upadły wie o nich? Wie co tam jest napisane?- James zadawał pytanie za pytaniem. Chwilkę zastanowiłem się co mu odpowiedzieć.  Nie wiem jak przyjmie do wiadomości to co postanowiłem.  Na dodatek bez niego.

- No bo wiesz… ehm… Z rana jadę odwiedzić mojego ojca- zerknąłem na niego ukradkiem. Skamieniał. Ej, no błagam! Tak nie może być! Nic mi nie grozi!

Miałem ochotę wykrzyczeć mu te słowa w twarz. Mimo wszystko czekałem na jakąkolwiek reakcję oprócz tego, że zesztywniał. Zresztą, Hank , to znaczy mój kochany ojczulek, może nam choć troszkę pomóc. Oczywiście nie mam zamiaru nic mówić o Kelsey! No dobra! O jej znamieniu. Jako, że kiedyś był w… dość bliskich kontaktach z Najwyższymi; no cóż, jest szansa, że coś wie. Powodem za odsunięcie go było to, że zbzikował. Wystąpiły pewne komplikacje, problemy rodzinne ( problemy z niewierną małżonką) i te sprawy. Tak czy siak skończył jako stary zgred pilnujący swojego stanowiska ze wszystkich stron. Nic innego się dla niego nie liczy. Co tu więcej mówić?

- Zwariowałeś?!- Nagły krzyk brata wyrwał mnie z zamyśleń. Wywróciłem oczami i wbiłem wzrok w kąt pokoju.

- Tak. Zwariowałem już dawno. Dziwię się tylko, że dopiero teraz się domyśliłeś- rzuciłem z kpiną w głosie. Na moją twarz wstąpił zadziorny uśmieszek.

- Jacob! Mówimy o twoim ojcu, a ty sobie żartujesz!- Zerwał się na równe nogi i zaczął chodzić w tą i z powrotem. – Po co chcesz tam leźć?- Zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Dobrze wiesz- powiedziałem cichym, acz stanowczym głosem.

James staną w miejscu odwrócony do okna. Zakrył twarz dłoniami. Stał tak nieruchomo przez jakieś pięć minut. Cisza panująca w pomieszczeniu była cholernie dobijająca. Gdy James w końcu łaskawie obrócił się w moją stronę, rzucił krótkie „rób jak uważasz” i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samego z Nathanem i bijącymi się myślami. Znieruchomiały posiedziałem chwilę wpatrując się w jeden punkt. Gdy rozważyłem wszystkie za i przeciw co do odwiedzenia ojca- wygrała strona „odwieź ojca”- wstałem i odprawiłem Natha do pokoju po czym wyszedłem na chwilę na świeże powietrze.

  Przystanąłem  przy ławie na tarasie. Wtopiłem oczy w ścianę drzew. Dzięki umiejętności wyostrzonego wzroku, bezproblemowo mogłem dostrzegać różne rzeczy pomiędzy drzewami. Prześledziłem oczami ze wszystkich stron drzewa. Nie dostrzegłem nic niepokojącego. Lekko przekręciłem ciało w stronę domu, aby po chwili znaleźć się w jego wnętrzu gdy nagle coś mnie zaalarmowało. Do moich uszu dobiegł dźwięk rozłamywania gałązki. Gwałtownie obróciłem się w stronę odgłosu. Coś stanęło nieruchomo. Przez to, że ubrania intruza zlewały się z tłem, ciężko mi określić kto lub też co to było. Jedyne co wyróżniało się wśród drzew, to białe plamy. Zesztywniały przybysz wtopił swe oczy w moją stronę. Tępo wymienialiśmy między sobą spojrzenia. Z sekundy na sekundę powietrze stawało się coraz cięższe. Intruz lekko uniósł dłoń w powietrze, aby zwrócić na nią moją uwagę. Udało mu się. Zauważyłem, że z jego dłoni coś zwisa. Chciał mi to pokazać po to, żeby chwilkę później móc bez przeszkód uciec w głąb lasu. Rzuciłem się w jego stronę. W powietrzu przybrałem postać bestii i ruszyłem w pogoń. Mijaliśmy kolejne drzewa, doły, przebiegaliśmy przez puste ulice, pochylone drzewa czy też powalone pnie. Intruz sprawnie prześlizgiwał się przez przeszkody, próbował mnie zgubić i zataczał koła. Po jakiś piętnastu minutach pogoni byliśmy oddaleni od mojego domu z może dwadzieścia kilometrów. Od czasu do czasu miałem okazję biec kilka metrów za obcym. Gdy nadarzała się okazja, szybko przyglądałem się jego budowie ciała i badałem zapach. Ciało tego mężczyzny było porządnie zbudowane, umięśnione. Jego zapach dodawał mi energii i napawał okrucieństwem. Wampir.

  Zmęczony biegiem postanowiłem zabawić się na własnych zasadach. Wślizgnąłem się do jego myśli i sprawiłem, że widział teraz to co ja chcę. Sprawiłem mu kilka trudności. Po pewnym czasie dotarło do niego to, że wdzieram się do niego. Po kilku minutach padł na ziemię. Rzuciłem się na niego. Zmieniłem się w postać ludzką. Tarzaliśmy się po ziemi okładając pięściami. Od czasu do czasu z głębi naszych piersi wydobywały się głośne warknięcia. Ostatecznie znalazłem się nad nim i przyciskałem jego gardło do ziemi. Wtopił swoje krwiste oczy we mnie.

- Kim jesteś i co robiłeś pod moim domem?- Zasyczałem przez zaciśnięte zęby. Lekko rozluźniłem uchwyt w gardle, żeby mógł mówić.

- Jestem Railey. Potomek wampirów- mówił słabym głosem. Co jakiś czas z jego gardła wydobywał się donośny chargot.

- Co robiłeś pod moim domem?- warknąłem. Przycisnąłem mocniej jego ciało do ziemi. Poczułem jak pęka pod wpływem mojej siły. Rykną donośnym głosem.

- To… - zajęczał i uniósł dłoń zaciśniętą w pięść, którą wcześniej mi pokazywał. Wyciągnąłem rękę, na którą upuścił jakiś wisiorek. Zacharczał po raz kolejny.- Sześć ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj ręki i strzeż oczu.

Zmarszczyłem brwi. O co mu chodziło? Jakie oczy, co za ręka?

- Nie rozumiem- mruknąłem.

- Amulet… Echm… Oddaj…- co jakiś czas charczał lub krztusił się. Wywróciłem oczami. Odciążyłem jego ciało z mojego ciężaru. Zacisnąłem ręce w pięści na jego nadgarstkach. Niezgrabnie się poruszył. Ułożył się do pozycji siedzącej i wciągną machinalnie powietrze. Odchrząkną kilka razy po czym kontynuował.-  Chrońcie dziewczynę. Musisz się nagłówkować nad amuletem. Zapamiętaj moje wcześniejsze słowa. Echm… Śmierć i diablisko po mnie przyszli, ale cieszę się, że zdążyłem ci to powiedzieć.- Ponownie zaczął się krztusić i charczeć.

   Wykończony osuną się na ziemię. Zamkną swoje czerwone oczy. Przez jego ciało przeszedł ogromny dreszcz. Jego ciało powolutku zaczynało się rozlatywać. Ręce odpadły od tułowia jakby były od posągu. Nogi rozłamały się na pół, a jego klatka piersiowa wraz z głową walczyły z silnymi dreszczami.

- Obiecaj…- ostatkami sił wycharczał swoje ostatnie słowo. Nic więcej nie zdążył powiedzieć. Jego oczy gwałtownie się otworzyły, zabłysły żywym, czerwonym kolorem i padły na ziemię zmieniając się w kamień. Głowa i cały jego tors rozpadły się na tysiące małych kamyków.

  Jedyne co pozostało po nim to rozdarte ubranie. Dopiero teraz zorientowałem się, że nadal trzymam ręce w powietrzu i zaciskam je w pięść. Przeturlałem się do drzewa naprzeciwko temu, przy którym znajdowały się ciuchy- chociaż teraz to raczej szmaty- Raileya i jego szczątki. Wysunąłem z kieszeni amulet który otrzymałem. Nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kazał mi zapamiętać swoje słowa. Tylko po co?

  Zebrałem się na równe nogi. Pędem pognałem do domu. Po jakiś dwudziestu minutach byłem na miejscu. Amulet położyłem na stoliku i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do pokoju rzucając się na łóżko. Po drodze zgarnąłem amulet ze stolika. Opadłem na swoje łoże i zacząłem przyglądać się wisiorkowi. Amulet był podzielony na sześć części. Pięć otaczało jedną część umieszczoną na samym środku. Ta jedna była pokryta szarym kolorem. Kreski dzielące amulet były takie, jakby ktoś stukną nim o ścianę.

  Mocno zastanowiłem się co może to wszystko oznaczać. Skoro chciał mnie ostrzec czemu uciekał? Co miał na myśli mówiąc to wszystko? Mówił coś o księgach. Czyżby spiskował z Alex’em, upadłym aniołem? Nie. Upadli nigdy nie zawierali i nie zawierają sojuszów z wampirami. A może to wyjątek? Ale… Bez powodu się nie rozpadł…

   W  głowie echem odbijały mi się w kółko te słowa.

    Sześć ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj ręki i strzeż oczu.

   Chwila!

  Usiadłem na brzegu łóżka. Sześć ksiąg, prawda jedna. Raz… dwa… trzy… Na amulecie jest sześć kawałków. Z tego co mi wiadomo tylko w jednym znajdują się listy. Ten środkowy, szary. Chodzi o to, że w nim kryją się listy! Bingo!

  Z ekscytacji zerwałem się na równe nogi. Część zagadki rozwiązana, ale o co chodzi z drugą? Mam czegoś strzec, ale co? Chyba, że te „ Go” oznacza amulet, a… No właśnie. A co oznacza „Jej”? Mówił coś o ręce i oczach. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Najwyżsi! Oni nie mogą się dowiedzieć! Ręka czyli znamię Kelsey! Czy to o nią chodziło? Co mamy teraz robić?

  Padłem na łóżko przytłoczony pytaniami. Tysiące myśli wtargnęło do mojej głowy. Uniosłem rękę, aby spojrzeć na zegarek. Było już dość późno. Jutro muszę wcześnie wyjść. Postanowiłem zostawić na razie sprawę amuletu. Zamknąłem go w szafie pomiędzy stertami niechlujnie złożonych koszulek. No co? Miałem go strzec to go strzegę.

  

 
                                                                     ~ ~*~~

  Było gdzieś kilka minut po czwartej rano. Za oknem lał deszcz i wiał wiatr. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i ubrałem. Pędem puściłem się przez las w stronę rezydencji Hanka. Mimowolnie przypomniał mi się wczorajszy pościg za intruzem. Szybko odepchnąłem to wspomnienie i skupiłem się na celu.

   Dom mojego ojca był w głębi lasu. Prowadziły do niego liczne przeszkody. Cały dom był urządzony jak willa. Przed budynkiem- jak się nie myliłem- było ustawionych z dziesięć drogich aut. Dziwię się, że na ani jednym nie ma rysy. Jak on to robi, że wyjeżdża z takiego miejsca cało?

  Wszedłem przez wielkie, drewniane drzwi do środka rezydencji. Jako syn właściciela posiadłości, nie w moim obowiązku było pukać czy dzwonić. Tak bynajmniej uważałem ja. Ojczulek miał inne zdanie.

  Całe wnętrze było ozdobione nowocześnie. Na wystrój, wyposarzenie domu musiał wydać z jakąś fortunę. Ale co się dziwić? Ma ponad sto lat, ustatkował się dopiero dwadzieścia lat temu, czyli w tedy kiedy urodziłem się ja, a najważniejszą rzeczą w jego życiu to pieniądz.

  Zatrzasnąłem z impetem za sobą drzwi. Zdjąłem kurtkę i niechlujnie rzuciłem na najbliższą i oczywiście skórzaną sofę. Usłyszałem kroki na schodach. Póki ojczulek mnie nie widzi, przeszedłem się po pomieszczeniu lekko tupiąc nogami, zostawiając za sobą brudne ślady na lśniących, kremowych kafelkach. Było to jednak oczywiste, że mnie słyszał jednak postanowiłem to ignorować. Stanąłem przodem do wejścia, z którego po chwili miał się wyłonić. Lekko rozkroczyłem nogi i założyłem ręce do tyłu.

   Gdy zszedł po schodach i wszedł do pomieszczenia, otworzył szeroko oczy. Dostrzegłem w nich palącą się przez niecałą sekundkę, iskierkę zaskoczenia. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Lekko odchrząkną i uśmiechną się szeroko. Rozłożył ręce na znak gościnności.

- Jacob! Co za niespodzianka. Miło cię widzieć!- mówił z udawaną ekscytacją.

- Daruj sobie- mruknąłem z ironią w głosie.

- Jak wolisz- ponownie odchrząkną robiąc poważniejszą, gniewną minę.

- Musimy pogadać. Jestem ciekaw kilku rzeczy- wyjaśniłem. Hank zesztywniał. Zmrużył oczy, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.

- No tak. Przychodzisz zawsze kiedy coś potrzebujesz- westchną teatralnie. Przewróciłem oczami.

- To jak będzie. Pogadamy czy nie- warknąłem.

- Wiesz ostatni źle się czuje, głowa mnie boli…- dotkną się lekko głowy. Prychnąłem. Dobrze wiem czego chce. Próbuje wybudować poczucie winy u mnie i zwabiać mnie tu częściej dzięki czemu wciągnie mnie do swoich niecnych planów. O nie! – Wiesz, z oczami też nie najlepiej. Jakieś krostki widzę, obraz się zamazuje…

- Tak? No to sprawdzimy. Ile palców widzisz?- Po tych słowach wystawiłem w jego stronę środkowy palec uśmiechając się zadziornie. Prychnął.

- Bardzo zabawne Jacob. Poczucie humoru nigdy ciebie nie opuszcza.- Westchną.- Chodź, pogadamy.

  Gestem ręki nakazał mi, abym ruszył za nim. Wspięliśmy się schodami w górę, na drugie piętro. Wszędzie ściany były białe, co jakiś czas widniały na nim jakieś starodawne obrazy… Minęliśmy kilka pokoi. Przy końcu korytarza Hank zatrzymał się i otworzył ciemne, drewniane drzwi. Weszliśmy do gabinetu. Hank usiadł za biurkiem i gestem pokazał mi krzesło naprzeciwko niego. Wygodnie usadowiłem się na fotelu i wtopiłem swoje oczy w niego.

- Więc co chcesz wiedzieć?- zapytał odprężając się w fotelu. Pogładził swoją brodę w zamyśleniu i skupił swój wzrok na mnie.

- O Starych Księgach.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, kochani!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czekam na wasze opinie!
Uwaga!
Co do waszych blogów, to wiedzcie, że z rozdziałami jestem na bieżąco! Jutro powinnam wyjawić swoją opinię. :)
Pozdrawiam!
Czytasz=Komentuj

5 komentarzy:

  1. Hejo! :3 Ech... Głupi blogger nie wyświetlił mi, że pojawił się u Ciebie nowy rozdział! Czy Ty to rozumiesz? :/
    Ale do rozdziału, bo jeszcze zacznę pisać nie na temat xD Jak zawsze cudny *.* Baaardzo mi się podobał! :D Tym razem skupiłaś się na Jamesie :D Hmm... To wszystko staje się coraz bardziej ciekawe. Wampir, który ni stąd, ni zowąd się pojawia i mówi trochę niezrozumiałe rzeczy. Cieszę się, że Jacob domyślił się o co mu chodzi, bo ja sama dopiero po jakimś czasie załapałam, co wampir ma na myśli.
    Kelsey... Dlaczego muszą ja chronić? Czemu musi się kryć przed Najwyższymi? O co chodzi z tą raną? Już wcześniej mnie interesowała, ale z czasem przestałam o niej myśleć. Dopiero teraz ciekawość powróciła. Rana powinna się już dawno zagoić? Hmm... Baaardzo ciekawe. Jest to takie tajemnicze, bo nie wiem, dlaczego tak może być. Nie daje mi to spokoju.
    Teraz jeszcze ten amulet. Po co on? Coś wniesie? No raczej coś na pewno, skoro wampir go dał. Ech... Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. To wszystko jest dla mnie nieodgadnione. Mam nadzieję, że w tych starych księgach coś znajdą :D
    Czekam kochana na nn! Potopu weny życzę! Ściskam! :***
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacob! Hehe. Wiesz co, podobają mi się takie rozdziały Jacoba, co oczywiście nie znaczy, że pogardzam Kells. Super szybko mi się czytało! Dodatkowo, było mnóstwo akcji, niezrozumiałych tajemnic i... jeszcze więcej tajemnic:3
    Zastanawia mnie, co oni zrobią z tymi księgami. Czy któryś z nich wyprawi się w prawdopodobnie niebezpieczną podróż, co znając życie, skończy się dla niego nieciekawie?
    Intrygująca wstawka z wampirem! W pewnej chwili myślałam, że to miał być jakiś szpieg od tej złwj strony mocy, a tu prosze... Ostrzeżenie... Muszę przyznac, że osobiście od razu skumałam o co chodzi, ale tylko dlatego, że sama lubię takie zagadeczki wymyślać:D tylko bardziej mnie ciekawi, dlaczego...
    Normalnie tylko chceić więcej i więcej!
    Czekam nn! Życzę mnóstwa weny i czasu!
    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacob. awww... Jego rozdziały są takie inne , z innego punktu widzenia.
    Co do zagadki , od razu jak przeczytałam o 6 częściach amuletu , wiedziałam , że będzie miał związek z księgami. I dziwiło mnie to , że ten wampir... jak mu tam...Railey , mu pomagał. Ale cóż. Może to część jakiejś jeszcze większej tajemnicy.
    Naprawdę fajny rozdział:)
    Pozdrawiam i weny życzę
    Diane

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć:) Nominowałam Cię do Liebster Award , wejdź tu : scarecrow-opowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń