06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 2. „Czy oni tak w ogóle cię kochają?” ( z serii " I love dream")


Już chyba ze dwie godziny latam za Sam z wywieszonym jęzorem po ogromnym centrum handlowym. Dziewczyna uparła się, że musi mi kupić coś wyjątkowego. Pod tym pretekstem wchodziła do każdego sklepu i dawała nura w wieszaki. Zanim znalazła coś „wartego mi do sprezentowania”, kupiłam sobie już sama kilka bluzek i krótkie spodenki. Sam również wybrała dla siebie kilka ciuszków. Wszystkie swoje torby z zakupami oddała mi pod opiekę, aby mogła sobie spokojnie wszystko oglądać. Szczerze, miałam tego już dosyć. Nogi mnie strasznie bolały, a na palcach już mi się zrobiły odciski od trzymanych reklamówek. Musiałam dość komicznie wyglądać, ponieważ przyłapałam kilka osób mijających się ze mną i przyjaciółką, na tym, że próbowali nie wybuchnąć śmiechem. Niektórzy uśmiechali się wręcz ironicznie. Ale no cóż… Ładna nastolatka z miną zbitego psa i obładowaną torbami z najdroższych sklepów. No błagam was!

- Samie, mam już dosyć…- jęczę po raz setny. 

- Chwilkę…- mruknęła dziewczyna przeglądając kolejne wieszaki ubrań.

  Obróciłam się i skierowałam w stronę sof, zostawiając Sam samą. Usiadłam wygodnie na skórzanej, czarnej sofie, a torby ułożyłam w nogach. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.

   Po sklepie rozległ się pisk. Szybko otworzyłam oczy i usiadłam prosto jak na komendę.

- Kate! Mam! Wybrałam!- piszczała brunetka przebiegając między wieszakami  i półkami z drugiego końca sklepu by mogła stanąć przede mną. Gdy już stała przy mnie pokazała mi swoje znalezisko. Obracała w ręku wieszak z sukienką, prezentując mi swój wybór. Przy tym piszczała i podskakiwała w miejscu jak małe dziecko. Naprawdę, momentami zachowuje się jak… no jak nie na swój wiek. Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Pewnie spłonęłam już rumieńcem.

- Sam, zachowuj się- mruknęłam.

- Proszę, przymierz! Muszę cię w niej zobaczyć! Jest prześliczna! A teraz sio! Do przymierzalni!

  Wepchała mnie do jednej z kabin. Zawiesiłam sukienkę na haczyku. Rzeczywiście, jest ładna i to bardzo. Szybko ubrałam ją na siebie. Pasowała idealnie. Jest kremowa, na dole ma lekkie falbanki, a ramiączka są czarne, koronkowe. W pasie owija mnie delikatna, biała kokarda. Chyba zakochałam się w tej sukience! Ściągnęłam ją z siebie i ubrałam swoje ciuchy. Spojrzałam na metkę sukienki. Tak jak się spodziewałam, jest droga. Westchnęłam głośno. Nie lubiłam, gdy ktoś kupował mi drogie prezenty, a już zwłaszcza moja przyjaciółka. Obie jesteśmy z bogatych rodzin tyle tylko, że ona ma o wiele lepiej. Ma dwójkę rodziców, którzy są nią zainteresowani i kochają ją. Bardzo.

   Przerwałam swoje rozmyślania. Odepchnęłam swoje myśli na dalszy tor. Wzięłam sukienkę i wyszłam z przymierzalni. Sam siedziała na sofie wpatrzona w telefon. Podeszłam do niej. Uniosła głowę znad komórki.

- Przymierzyłaś? Czemu mnie nie zawołałaś? Chciałam zobaczyć ciebie w tej sukience- udała oburzoną. Zaśmiałam się lekko.

- Jest śliczna. Podoba mi się.

- No to idziemy ją kupić!

Wstała uradowana, odebrała mi sukienkę i poszła do kasy. Gdy wróciła, podała mi reklamówkę z prezentem i złożyła krótkie życzenia. Każda z nas wzięła swoje reklamówki i wyszłyśmy z centrum. Zapakowałyśmy się do auta Sam i odjechałyśmy. Włączyłam radio.

- Misja „ zakupy” zakończona pomyślnie!- rzekła wesoło Sam. Obie wybuchłyśmy śmiechem. Ach ta moja Sami. Dziewczyna znacznie odchrząknęła. Dobrze wiedziałam co to znaczy. Co to znaczy dla mnie. Przełknęłam ślinę i czekałam. - Jak myślisz, co dostaniesz od rodziców?

- To co zawsze. Coś bardzo drogiego- odparłam słabo. Skierowałam głowę w stronę bocznej szyby. Nigdy nie lubiłam rozmawiać na temat rodziców. O całej sytuacji wie tylko Sam.

- Bardzo mi przykro…- nie umiała dokończyć.

- Wiem- mruknęłam.

- Wybacz za pytanie, ale tak jakoś… Nie obraź się. Proszę. Nie chcę ci popsuć dnia…- strasznie się plątała. Spojrzałam w jej stronę. Właśnie stanęłyśmy na czerwonym świetle i nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. Dostrzegłam w nich trochę wstydu i współczucia.

- Pytaj- powiedziałam szykując się na najgorsze.

- Czy oni… Czy oni tak w ogóle cię kochają?- W moich oczach wezbrały łzy. Nie wytrzymałam i spuściłam głowę. – Ja… Przepraszam. Nie powinnam była…

- Nie, nie szkodzi…- odparłam załamanym głosem. Odczekałam kilka sekund by spokojnie coś powiedzieć nie wybuchając płaczem. Ze spuszczoną głową kontynuowałam.- Ja… Kiedyś bardzo dużo o tym myślałam… I doszłam do wniosku, że… że mnie kochają w jakiś tam sposób. Może nie w taki jaki bym chciała, ale kochają.

- Masz rację. Jeszcze raz, przepraszam. To było głupie z mojej strony- szepnęła. Ruszyłyśmy w dalszą drogę.

   Przyjaciółka podwiozła mnie pod sam dom. Szybko się pożegnałam po czym ruszyłam do domu. Zdjęłam buty, odwiesiłam swoją skórzaną kurtkę i ruszyłam schodami do pokoju. Wyciągnęłam wszystkie bluzki i ułożyłam na półce. Sukienkę zawiesiłam w szafie. Przebrałam się w domowe ciuchy składające się z szarej, luźnej bluzki i spodni dresowych. Zbiegłam schodami do kuchni, w której urzędowała Lucy.

- Witaj, Kate! Wszystkiego najlepszego, skarbie! Jak było na zakupach?

- Fajnie. Sam kupiła mi śliczną sukienkę- powiedziałam z szerokim bananem na twarzy.

- To świetnie! Siadaj, zjedz obiat. Tort będzie pod wieczór- powiedziała z tajemniczym uśmiechem.

- Dobrze.-  mruknęłam.

- Smacznego- powiedziała gosposia stawiając przede mną talerz z jedzeniem.

  Podziękowałam grzecznie i zabrałam się za obiad. Po zjedzeniu poszłam do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na moim wielkim łóżku, założyłam słuchawki i zamknęłam oczy.

 

                                                       ***

Przebudziłam się kilka minut po dziewiętnastej. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do jadalni. Usłyszałam odgłos rozmowy dochodzący z pokoju gościnnego. Skierowałam się w tamtą stronę. Stanęłam w progu pokoju. Mama siedziała na sofie, a tato krążył po pokoju. Gdy mnie dostrzegli, ucichli.

- Wiedź, Katherin- pierwsza głos zabrała moja rodzicielka. Westchnęłam i usiadłam naprzeciwko mamy na białej, skórzanej, pojedynczej sofie.

- Jest sprawa, Katherein- powiedział ojciec siadając u boku matki. Zawsze mówili do mnie pełnym imieniem. Jedynie kiedy się na mnie wkurzali, używali skróconej wersji mojego imienia. Zwroty typu „skarbie”, „kochanie” , „córeczko”, są zarezerwowane jedynie na kolacje biznesowe.

- Słucham- powiedziałam w końcu. Inaczej nikt z nich by nie zaczął.

- Za dwie godziny,- odezwał się ojciec- przyjdzie na kolację do nas prezes, z którym moja firma chciałaby podpisać kontrakt. Razem z nim przyjdzie jego żona i syn. Jest o rok starszy od ciebie… - przerwał. O nie! Nie, nie, nie! Już dobrze wiedziałam do czego zmierza.

- Ubierz się ładnie, Katherino- rzekła matka. Zapewne próbowała załagodzić sytuację. Wstałam gwałtownie.

- Nie! Mam tego dość! Ubiorę się ładnie, usiądę do tego cholernego stołu z wami i gośćmi, będę udawać z wami tę jakże szczęśliwą, kochającą się rodzinkę , ale nic więcej! Nic!!!

- Kate!- krzykną ostrzegawczo ojciec, stając na równe nogi.

- Dziś robię to, co chcę! Mam dziś urodziny, zapomnieliście? Mam już 17 lat!

- Kate, masz się w tej chwili uspokoić!- ostrzegła mnie matka.

   Łzy wezbrały się w moich oczach. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju. Skierowałam się na schody. Zanim moja noga dotknęła pierwszy stopień, obrzuciłam szybkim spojrzeniem zdjęcie mojego brata.

- Nie wiem jak doszło do wypadku, ale gdybyś bardziej uważał, teraz by było inaczej!- syknęłam do zdjęcia. Włożyłam w te słowa tyle jadu, na ile tylko mnie było stać. Z oczy zaczęły lecieć krople łez.

   Wbiegłam do pokoju i szczelnie zamknęłam drzwi. Zsunęłam się na podłogę i skuliłam. Zaczęłam szlochać cichutko. Moi rodzice są okropni. Oni mnie nie kochają. Jestem dla nich niczym…

 
 
 
_______________________________
Dość długo nie dawałam o sobie znaku życia. Od kilku dni zastanawiam się nad decyzją dotyczącą opowiadania o Kelsey. Póki co, wena powraca, mam zaplanowaną połowę rozdziału i za tydzień, półtora może się pojawić. Dziękuję bardzo za waszą cierpliwość i chęć do pomocy. Mam nadzieję, że do następnego uporam się z decyzją i napiszę wam o co mi chodzi ;)  Niemniej, bardzo dziękuję za wszystko. Dziś skończył się rok szkolny, zaczęły się wakacje, a co za tym idzie; mnóstwo czasu jakiego mi brakowało. Dajcie mi go jeszcze trochę, a postaram się was zaskoczyć.
Pozdrawiam!