06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 15.


 

   Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron. Lekkie smugi światła przebijały się przez ciężkie powietrze. Silny, ostry ból przeszył moją rękę. Wbiłam swój wzrok w dłoń. Z ran wylewała się czerwona, gęsta krew. Starłam palcem krople spływające na zimną podłogę. Uniosłam palec przed nos. Powąchałam czerwoną krople. Poczułam nieprzyjemny zapach. Zmarszczyłam nos. Coś we mnie zawrzało. Poczułam wielkie pragnienie - które wciąż nabierało na sile- zlizania krwi z palca. Poddałam się pragnieniu. Wsadziłam palec do ust. Dokładnie wyczyściłam palec z czerwonej substancji. Zamknęłam oczy. Coś zadziałało na mnie mocną siłą. Smak krwi stał się przyjemny, zaczęłam rozkoszować się. Pragnęłam więcej. Tyle ile się dało. W moim umyśle pojawiło się tysiące scenariuszy, przedstawiających mnie. Mnie w roli głównej. Moje pragnienie stało się na tyle silne, że byłam gotowa odebrać komuś życie. Poczułam władającą mną żądzę mordu.

   Sceneria momentalnie uległa zmianie. Stałam w środku lasu. Wokół mnie ziemia była pokryta grubym, białym puchem. Z nieba spadały leciutkie płatki śniegu. Stałam pomiędzy drzewami obracając się w kółko. Szukają czegoś. Moja blada twarz i żywe, czerwone oczy świetnie kontrastowały się na tle krajobrazu. Po chwili usłyszałam jakiś dźwięk. Właściciel odgłosu był bardzo daleko. Kierował się na północ. Pędem ruszyłam w stronę zdobyczy. Po kilku sekundach ofiara znajdywała się w zasięgu mojego wzroku. Kucnęłam w krzakach czekając na odpowiedni moment. Otóż, moim celem był staruszek taszczący za sobą z szurany wór. Zwierzęca natura zawładnęła mną. Wszystkie zmysły się wyostrzyły. Słyszałam każdy krok, każdy oddech mężczyzny. W odpowiednim momencie, wystrzeliłam jak strzała z kryjówki, po to aby rzucić się na moją zdobycz i zatopić swoje kły w jego skórze. Biedny staruszek, cały wystraszony szybko padł na ziemię martwy. Wyssałam tyle ile można było krwi. Cała ubrudzona, czerwona, stałam i wpatrywałam się w martwy punkt przed sobą. W zebrały się we mnie nowe siły. Na chwilkę odwróciłam wzrok. Gdy wróciłam spojrzeniem w poprzednie miejsce, przede mną stała czwórka ludzi. Byli ubrani w czarne szaty, peleryny. Kaptury zasłaniały ich twarze. Jedna z osób podeszła do mnie po czym wyciągnęła ręce i…

 

                                                                              ~*~

  Szybko otworzyłam zaciśnięte oczy. Cała byłam zalana potem. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w pokoju. Tym samym, w którym obudziłam się po tej strasznej nocy. Leżałam na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Na chwilę zakręciło mi się w głowie. Uniosłam prawą rękę. Była zabandażowana. Zerwałam opatrunek. Rana była cała spuchnięta. Z dziurek leciały malutkie kropelki krwi. Przypomniałam sobie swój… hm… sen? Natychmiastowo zawiązałam na powrót bandaż. Zwlekłam się z łóżka. Ciekawe ile spałam? I co było przyczyną, ehm… zemdlenia? Musiałam to szybko wyjaśnić. Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. W krótkim czasie pokonałam schody i liczne korytarze. Weszłam do pomieszczenia, w którym pokazali mi Nathana i ujawnili część swojej natury.         

    Uchyliłam drewniane drzwi. Weszłam do pomieszczenia uważnie stawiając nogi. Był pusty. Posłusznie wycofałam się. Błądziłam teraz pomiędzy korytarzami. Kiedy weszłam do jakiegoś pomieszczenia przypominającego gabinet, coś przykuło moją uwagę. Był to miecz wiszący na ścianie nad biurkiem. Cały mebel był zabałaganiony. Wszędzie walały się mapy, które pierwszy raz widziałam. Wyrazy były napisane nieznanym mi językiem. Nagle poczułam na ręce coś mokrego. Podskoczyłam wystraszona. Obróciłam się. Przede mną stał Nath w swojej wilczej naturze. Jestem ciekawa czemu dotąd nie widziałam go w postaci, ygh… z wyglądem przypominającym człowieka.      Uśmiechnęłam się do niego lekko po czym kucnęłam przy nim. Czy on czasami nie był większy? Niepewnie dotknęłam ręką jego głowy. Przycisną skroń do mojej ręki. Zaśmiałam się.

- Czemu nie zmienisz się teraz w człowieka?- zapytałam cicho.

  W jego oczach dostrzegłam iskrę smutku. Coś tak bardzo mocnego. Czułam jakby coś mówił do mnie, ale bardzo niezrozumiale. Próbował przekazać mi bardzo ważną wiadomość.

   Usłyszałam jakieś donośne głosy. Podniosłam wzrok. Stanęłam na własne nogi. W progu pojawiła się Jess. Uśmiechnęła się lekko. Przez chwilę wpatrywała się w moje oczy. Nie wytrzymała i spuściła wzrok. No tak. Moje czerwone oczy.

- Ehm.. Chcesz coś pić, czy może…- trudno jej było zapanować nad całą sytuacją.

- Możemy wreszcie wszystko wyjaśnić?- zapytałam słabo.

- Porozmawiamy za godzinę jak Jacob wróci, dobrze?

- A on gdzie jest?

- Musiał coś załatwić.

- No dobrze. To chodź na tą herbatę.- powiedziałam lekko się uśmiechając. Mam nadzieję, że powie mi coś sama. Nie wiem teraz nic, a przecież nie o to chodziło.

  Jess prowadziła mnie przez korytarze. Starałam zapamiętać mniej więcej drogę. Gdy doszłyśmy wreszcie do kuchni, zajęłam miejsce przy blacie. Dziewczyna szybko i sprawnie przyrządziła ciepłą herbatę. Zasiadła naprzeciwko mnie i sączyła swój napój. Odchrząknęłam. 

- Czemu Nathan jeszcze nie pokazał mi się w postaci… podobnej do człowieka?- zadałam pierwsze lepsze, a przede wszystkim banalne pytanie. Nie chciałam jej obciążać.

- Czemu używasz stwierdzenia „podobnej do człowieka”?- zapytała wymigując się od odpowiedzi.

- Nie ładnie tak odpowiadać pytaniem na pytanie.- powiedziałam lekko rozdrażniona. Westchnęła.

- Nath jest od… dość długiego czasu… wilkołakiem.- ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Upiłam kolejny łyk herbaty czekając na dalsze wyjaśnienia.-  Zrobił coś bardzo okrutnego. Dowiedzieli się o tym Najwyżsi i nastał wyrok. Ukarali go. Jest uwięziony w ciele bestii. Nie może się przemienić. Po wyroku pałętał się wszędzie. Mordował ludzi. Policja znajdywała z 30 ciał dziennie. Gdy wszystko nabrało trochę akcji, postanowiliśmy zadziałać. Jacob z Jamesem przywlekli go do domu. Próbowali działać. Nathanowi groziła śmierć. Ostatkami sił próbowali go zmienić. Był jednak problem. Nikt z nas nie umie czytać w myślach, nikt nie wiedział o jego ranach, kłopotach. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Gdy w miarę opanowaliśmy Nath’a, zgłosiliśmy się do Najwyższych. Powiedzieli nam o jego karze, ale o czynie nie pisnęli. Do dziś nie wiemy co zrobił.

  Zszokowana wyznaniami spuściłam głowę. Usłyszałam piśnięcie. Nathan ułożył się w progu i wtapiał swoje spojrzenie we mnie. Dziwne uczucie ponownie wróciło. Przełknęłam głośno ślinę.

- Mówię tak ponieważ to… kim się stałam, jestem… Nie jesteśmy ludźmi tylko potworami. Bestiami. Nie wiem jeszcze o wszystkim, ale… To jest okropne.- odpowiedziałam stanowczo na pytanie.

  Przez dłuższą chwilę w kuchni była namacalna cisza. Pragnęłam ją przerwać.

- Da się jakoś tę karę złamać, unieważnić czy coś?- zapytałam.

- Nie. To kara. Nikt mu nie pomoże.

  Usłyszałam jak drzwi trzasnęły. Spojrzałyśmy po sobie. Chłopaki wrócili. Jessica wstała i wyszła z kuchni. Zrobiłam to samo. Ruszyłam za Jess. Weszłyśmy do jakiegoś salonu. Ściany były pomalowane na zielono. Półki i szafki zasłaniały niedoskonałości w ścianach. Na środku pokoju był duży stolik. Dwa fotele i jedna duża sofa były poustawiane rozrzutnym stylem. Jess gestem pokazała abym zajęła miejsce na fotelu. Grzecznie usiadłam. Do pokoju weszli chłopaki z twarzami nie wyrażającymi żadnych uczuć. Zajęli miejsce na sofie. Jess zaś usiadła na fotelu nie daleko mnie. Do pokoju wszedł kolejny gość. Nath zajął miejsce u stóp Jessicy.

- No więc… słucham.- wyjąkałam. Wymieniali między sobą spojrzenia. Nie wiedzieli od czego zacząć.- Mam nadzieję, że te paskudne, krwiste oczy znikną.- pomogłam rozpocząć rozmowę. Nie wiedzieć czemu wszyscy wybuchli śmiechem.

- No coż… po jakimś czasie na pewno. Oczywiście tylko pod warunkiem, że opanujesz pragnienie.- wtrącił z szerokim uśmiechem Jacob. Po ostatnich słowach spoważniał.

- Pragnienie?- zapytałam marszcząc czoło.

- My nie jesteśmy z książki!- wzburzył się James.- Jak już zapewne wiesz, dołączyłaś do grona wilkołaków. Masz do wyboru: żywienie się krwią ludzką między żywieniem się zwierzyną z lasu. Na wszystko musisz polować i jeść surowe.

- Jeżeli wybierzesz krew ludzką- wtrącił Jacob- między innymi oczy pozostaną czerwone, będziesz mieć dużo siły, ludzie będą ginąć. Czasami może być tak, że nie zapanujesz nad sobą i nastąpi taki proces jak „ pochłonność”.  Czyli będziesz nieustannie polować na ludzi. Trudno będzie napełnić cię do syta. Jeżeli wybierzesz zwierzynę, twoje oczy wrócą do normalnego koloru. W twoim przypadku brązu. Będziesz mieć mniej siły, kontrola zależy od ciebie i twojej siły woli.

- Czy w żywieniu się zwierzyną może nastąpić ta „ pochłonność”?- zapytałam nieco przerażona.

- Raczej nie. Rzadko kiedy to się zdarza.- stwierdził Jacob.

- Zdecydowanie wybieram żywienie się zwierzyną. Czy jeśli teraz zjem mięso zwierzęcia, znów będę mieć brązowe oczy?- zapytałam z nadzieją. Wszyscy wybuchli śmiechem.

- Nie. Nie od razu. Przejdzie to po jakiś kilku tygodniach lub po miesiącu. A co do zwierząt to my pijemy krew, a nie jemy mięso.- ponownie wszyscy się zaśmiali. Super. Nagle coś mi się przypomniało.

-  A co z ciocią?! Przecież ja… muszę zadzwonić!- strasznie zaczęłam panikować. Chłopaki momentalnie spoważnieli.

- Ehm… Ona już o wszystkim wie.- powiedział niepewnie James. – Zrobiliśmy jej mały pokazik.- popatrzył znacząco na Jacoba.

- Kiedy będę mogła się z nią spotkać?

- Dopiero za… być może w tedy jak zniknie ci ten kolor oczu.

- Co?!- krzyknęłam. Odchrząknęłam. Spróbowałam rozluźnić się w fotelu.- Mogę chociaż zadzwonić do niej?

- Niestety nie.- odezwał się stanowczo James.- Jeżeli usłyszysz jej głos, wzrośnie pragnienie. Nie zdołamy nad tobą zapanować. Musisz poczekać. Gdy będziesz się już bardzo dobrze kontrolować…

- Ile to potrwa?- zapytałam bojąc się odpowiedzi.

- Możliwe, że kilka tygodni, a możliwe, że nawet miesięcy.- rzekł słabo James.- Wszystko będzie zależało od twojej współpracy z nami. Im dłużej będziesz trenować i dużo siły w to wkładać… Będzie dobrze.

  Bałam się tego wszystkiego. Zrobię wszystko, aby nie zrobić nikomu krzywdy. Nie chcę zabić żadnego człowieka, który przecież nie jest niczemu winien! I pomyśleć, że policja znajduje tyle ciał, pracuje nadaremno, szuka mordercy nie mając pojęcia, kto tak naprawdę jest sprawcą.

   Aby zejść z tego tematu szybko zapytałam:

- Posiadacie jakieś zdolności czy coś? Jess coś mówiła o jakimś darze…

- Większość nas, owszem posiada jakiś dar. Ma on szczególne znaczenie.- mówił Jacob. Widząc to, że próbuję otworzyć buzię i coś powiedzieć, szybko zaczął tłumaczyć.- Każdy wilkołak posiadający dar, żyje wiecznie. Ci co są „bez darni” żyją do trzystu czasami do czterystu lat, a później umierają.

- Nath ma jakiś dar?

- Nie. Bynajmniej nie wiemy. Najwyżsi nic o tym nie wspominali.- powiedziała szybko Jess.

- Czyli kiedyś umrze? Umrze z karą?

- Nie. Nath’a wyrok unieśmiertelnił. Żyje wiecznie dzięki karze.- wyjaśnił James.

- A ja… Mam jakieś zdolności?

- Na razie nie wiemy.- powiedziała Jess.- Jak na razie masz cztery dni. To za wcześnie na stwierdzenie tego.

- A wy… Macie jakieś dary? Co one znaczą? Czym są?- zadawałam pytanie za pytaniem. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej.

- Em… Te dary są różne.- zaczął Jacob.- Jest kilka teorii związanych z ich… powiązaniem. Dość długo wszyscy zastanawiali się dlaczego ktoś ma taki, a nie inny dar. Najmocniejsza i najbardziej prawdopodobna teoria to Teoria Genejska. Mówi ona o tym, że jeśli ktoś jest „wilkiem z drugiego rzędu”, to najmocniejsza cecha z poprzedniego życia przemienia się w dar do nieśmiertelności. Tak się dzieje tylko u tych drugorzędowców, którzy mają swój charakterek i są zdolni przetrwać najgorsze warunki.

-Co to znaczy być „drugorzędowcem”?- zapytałam strasznie zaciekawiona.

- Ty jesteś nim. Drugorzędowcami stają się ci, co zostali przemienieni.- odpowiedział cierpliwie Jacob. Po namysłach dodał.- Istnieje też druga grupa. Pierwszorzędowcy. Jeśli chodzi o bardziej uroczyste, formalne określenie to „wilk z pierwszego rzędu”. Nasza trójka znajduje się w tej grupie. Są nimi ci, którzy od urodzenia są… Tymi istotami.

  Zapadła cisza. Zastanawiałam się nad wszystkimi wyjaśnieniami. Informacje są bardzo ciekawe. Nie spodziewałam się, że ten świat jest aż tak bardzo uporządkowany. Zostało pytanie: po co ja im byłam lub jestem, potrzebna?

- Masz odczucia… hm… potrzeby czegoś, jakieś dziwne, wbijające się myśli czy coś w tym stylu?- zapytał Jacob przerywając moje rozmyślenia. Zastanowiłam się chwilę. Jedyne co mnie zaniepokoiło to ten sen.

- Jest coś takiego.- przez chwilę zawahałam się.- W tedy co straciłam przytomność w tej Sali…-  opowiedziałam cały sen. Ze szczegółami. Na sam koniec powiedziałam o kroplach krwi na ręce po śnie. Uważnie słuchali. Gdy skończyłam zapadła długa cisza. Przerwał ją dopiero James.

- Oni już wiedzą.

- Kto?- zapytałam ciekawa.

- Musimy ją przygotować i stawić przed Najwyższymi.- odpowiedział Jacob ignorując moje pytanie.

- O Najwyższych powiemy ci innym razem.- James zwrócił się do mnie łagodnym tonem mówiąc-Teraz tak. Będziemy musieli ci pomóc się przemienić, przejść w ciało zwierzęcia. Na samym początku jest to trudne, czasami bolesne. Im szybciej zaczniemy tym lepiej. Trochę praktyki i wyczucia. Jess będzie musiała nauczyć cię naszego języka. Niewiele różni się od naszego, angielskiego. Został stworzony tak aby móc się kontaktować między sobą wśród ludzi. Jak na razie to wszystko. Jak masz pytania to pytaj.

- Jest już późno. Odpocznijmy. Jutro wszystko zaczniemy.- powiedziała Jess. Zmarszczyłam brwi.

- Ile byłam nieprzytomna?- zapytałam.

- Półtorej dnia. Obudziłaś się koło piętnastej. Teraz bodajże jest dwudziesta pierwsza.- odpowiedział na moje pytanie Jacob. Mówiąc wykrzywił usta w uśmiech. Zmarszczyłam brwi.

-To dobranoc.- mruknęłam.

   Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Ruszyłam do pokoju pokonując przy tym liczne korytarze. Pokonałam schody i skierowałam się w stronę pokoju. Otworzyłam drzwi, wmaszerowałam do pomieszczenia i skierowałam się do łazienki. Po drodze zgarnęłam kosmetyczkę i piżamę z łóżka. Pewnie Jess przygotowała ją dla mnie. Tylko kiedy?

   Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, skierowałam się do łazienki. Nad umywalką dostrzegłam lustro. Stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam w odbicie. Krwiste, czerwone oczy. Moje ciało przeszył ból. Kilka nie proszonych łez spłynęło po moich policzkach. Szybko odwróciłam głowę od lustra. Ściągnęłam z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyłam pod strumień ciepłej wody. Porządnie wyszorowałam swoje ciało mydłem. Umyta i owinięta ręcznikiem, stanęłam na zimnych kafelkach. Ubrałam się w piżamę i umyłam zęby. Wyszłam z łazienki, po czym opadłam na łóżko. Byłam pełna energii. Nie miałam ochoty spać więc stanęłam i dokładnie zlustrowałam pokój. Zauważyłam wyjście na balkon. Podeszłam do wielkich, szklanych drzwi i rozsunęłam je. Wyszłam na zewnątrz z gołymi stopami. O moje ciało uderzyło chłodne powietrze. Nie przeszkadzało mi to. Nie czułam zimna. Wręcz przeciwnie. Było mi bardzo przyjemnie.

   Wtopiłam wzrok w ciemne niebo, które rozświetlały gwiazdy i księżyc. Nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Jedyne co mogłam dostrzec, to czarną plamę, która patrzyła się w stronę domu, mnie. Już po chwili umykała w głąb drzew, aby dać nura do lasu. Moim ciałem wstrząsną wielki dreszcz. Nie dla tego, że było mi zimno. Dreszcz wziął się z mojego przerażenia. Jestem w obcym miejscu, pełnym istot. Jestem w obcym mi świecie.

  Wycofałam się i weszłam do pokoju. Zasunęłam szklaną szybę i opadłam na łóżko. Poczułam ukłucie w ręce. Uniosłam dłoń i odwinęłam bandaż. Z rany leciała krew. Wstałam i podeszłam do umywalki w łazience. Obmyłam rękę po czym rozpoczęłam poszukiwania apteczki. Znalazłam ją w szafeczce wiszącej na ścianie. Wyrzuciłam do śmietnika stary bandaż i wyjęłam nowy i kawałek gazika, aby zrobić opatrunek. Po wykonanej czynności schowałam na miejsce apteczkę i wróciłam do pomieszczenia. Stanęłam na środku pokoju i zamyśliłam się na chwilę. Moich uszu dobiegło pukanie do drzwi. Mruknęłam grzecznie „proszę” i usiadłam na fotelu, tuż pod ścianą. Mój gość zwinnym ruchem jak otworzył, tak i zamkną drzwi.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz, wszyscy moi kochani czytelnicy! Komentujcie, oceniajcie. Do dzieła! ;)

Mam nadzieję, że święta minęły spokojnie, miło, w rodzinnym gronie...
To ostatni rozdział w tym roku. Więc chciałam bym wam życzyć wesołego sylwestra. Ale! Proszę, uważajcie na siebie!

Czekam na wasze opinie! Widzimy się w nowym roku! Pozdrawiam! :)
Czytasz=Komentuj!

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 14.


                                            "..........."

Swój wzrok wtapiałam w ranę na nadgarstku. Ona jest nie do opisania. Ciężko mi powiedzieć co to w ogóle jest. Otóż, po lewej i prawej stronie nadgarstka były umieszczone dwie, głębokie „dziurki”. Wyglądem przypominały oczy. Były oddalone od siebie z jakieś dwa centymetry. Wokół jednej takiej „dziurki” powstała otoczka. Dotknęłam opuszkami palców skóry. Skórka otoczki była bardzo chropowata, sucha. Ogólnie nie przyjemna w dotyku. Pomiędzy tymi dwoma „oczkami” przebiegała łamana, głęboka rana. Co dziwne w tym miejscu powinnam dostrzec żyły czy coś. Jedyne co widziałam to zastygniętą krew. Nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć.

- Kelsey?- odezwał się James.

Prawdopodobnie przez długi czas wpatrywałam się w rękę bez żadnego słowa, zapominając o całym świecie. Podniosłam wzrok. James wpatrywał się w moją twarz doszukując się jakiejś odpowiedzi. Nasze spojrzenia się spotkały. Pragnęłam aby trwało to dłużej, podtrzymywałam kontakt wzrokowy tak długo jak tylko to było możliwe. Niestety po kilku sekundach James spuścił głowę. Przeleciałam wzrokiem po całym pokoju. Jacob odsuną od siebie Jess. Jej twarz była cała napuchnięta od płaczu.

- Jess pomoże ci się przebrać, wykąpać. Musisz się odświeżyć. Później przyjdziecie na dół do salonu. – oznajmiła Jacob opuszczając pomieszczenie. James poszedł w jego ślady. Po chwili w pokoju byłam sama z Jesicą.

- Chodź. Pójdziesz pod prysznic, a ja ci przygotuję ciuchy do ubrania.- powiedziała ścierając łzy z twarzy. Uśmiechnęła się lekko.- Będzie dobrze.

Teraz jeszcze bardziej się bałam. Zrobiłam niepewny uśmiech. Następnie skierowałam się do łazienki wskazaną przez Jess. Zlustrowałam pomieszczenie. Prysznic, umywalka, toaletka… Wszystko jest ale brak lustra. Podeszłam do umywalki. Zazwyczaj w tym miejscu wieszają lustra, prawda? Przyjrzałam się ścianie. Zauważyłam wystające śruby, jakieś dziurki.

- Echm… Jess?- odchrząknęłam po czym wskazałam palcem wskazującym o co mi chodzi.  Jessica wychyliła głowę zza drzwi. Spojrzała we wskazane miejsce robiąc nie pewną minę.

- Przykro mi. Jass je ściągną. Stwierdził, że będzie lepiej jeżeli nie spojrzysz w lustro zanim z tobą porozmawiamy.- zamurowało mnie. Mimowolnie zadrżałam.

- To coś naprawdę bardzo poważnego?- zapytałam. Jess spuściła wzrok przygryzając wargę.- Jess!

- Tak.-  wykrztusiła słabym głosem. Opuściła łazienkę zamykając za sobą drzwi.

Ściągnęłam z siebie ubranie. Miejscami było obdarte. Stanęłam na zimnych kafelkach przyglądając się sobie. Spodziewałam się jakiś wielkich ran, sińców czy czegoś w tym rodzaju. Jedyne co dostrzegłam to to, że moje ciało było bledsze niż wcześniej. Na dodatek bez żadnej skazy. Niczego. Westchnęłam. Puściłam ciepłą wodę po czym wskoczyłam pod strumień. Starannie wyszorowałam się z brudu i umyłam głowę. Po wypłukaniu się z płynów, starannie owinęłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i nie pewnie wyszłam z łazienki owinięta w mokry ręcznik. W pokoju zastałam siedzącą na łóżku, Jess. Obok niej zapewne leżały ciuchy, w które będę zmuszona się ubrać. Śmielej podeszłam do przyjaciółki.

- Proszę , ubierz się. Ja poczekam za drzwiami. Jak będziesz gotowa, wyjdź na korytarz.- powiedziała dodając niepewny uśmiech. Odwróciła się i podążyła do drzwi, za którymi po chwili zniknęła.

Spojrzałam na leżące ubrania. Były to czarne spodnie i do tego biszkoptowa bluza z kołnierzykiem. Po pięciu minutach byłam już ubrana. Zrobiłam kilka zgięć, przysiadów. Nic, a nic mnie nie zabolało. Powinnam teraz była leżeć w bezruchu. Opadłam na łóżko. Odwinęłam rękaw bluzy i jeszcze raz uważnie przyjrzałam się znakowi.

- Coś ty zrobił ze mną?- mruknęłam patrząc się na nadgarstek.

Stanęłam na nogi. Podniosłam jedną nogę aby wykonać krok w stronę drzwi. O dziwo, znalazłam się przy nich bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiłam resztę kroków. Zrezygnowana sięgnęłam ręką do klamki. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Naprzeciwko mnie stała we własnej osobie Jess. Zamknęła drzwi, chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie schodami na dół. Szybkim krokiem skierowałyśmy się do jakiegoś pokoju. Został ukryty w licznych korytarzach.  Byłam na tyle zdenerwowana, że nawet nie zdołałam zauważyć co wisi na ścianach.

Gdy przekroczyłyśmy próg pokoju, James i Jacob jak na komendę podnieśli się z czarnej, skórzanej sofy. Pomieszczenie było puste. O ścianę było oparte coś wielkiego zasłonięte jakimś prześcieradłem. Całe pomieszczenie było pomalowane na biało. Biel dominowała w pokoju. Pod ścianą po przeciwnej stronie stała sofa. Jako, że była czarna, tworzyła świetną kompozycję na tle bieli. Wielkie okno, z widokiem na ładny ogród, wyglądało jak obraz.

Jessica podprowadziła mnie na środek pokoju. Chłopaki równym krokiem podeszli po nie zidentyfikowany przedmiot . Unieśli go po czym przytargali tak, aby stało naprzeciwko mnie. Poczułam dłoń Jess na ramieniu. Skierowałam swoją twarz w jej stronę. Natychmiastowo spuściła wzrok. Boją się mojego spojrzenia?

- Musisz wiedzieć, Kells, że cokolwiek się stanie… my zawsze będziemy z tobą. Teraz… Będziesz musiała dać sobie pomóc.- powiedziała ostrożnie. Zmrużyłam oczy.- Czytałaś już wiele razy o… baśniowych stworach, olbrzymach, duchach, demonach… Wierzysz w nie? – przełknęłam głośno ślinę.

- Nie.- powiedziałam słabym głosem.

- Kellsey, ty… już nie jesteś człowiekiem.- powiedział drżącym głosem James. Skierowałam swój wzrok w jego stronę. Jak to nie jestem człowiekiem?! To kim?! W tym momencie Jacob zerwał płachtę. Za prześcieradłem kryło się wielkie lustro. Spojrzałam w odbicie. Nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom i uszom. To co ujrzałam, było dla mnie nie zrozumiałe. Nie taką przyszłość planowałam.

W lustrze zobaczyłam swoje odbicie. Siebie. Byłam cała blada. Jak ściana w pokoju. W lustrze dostrzegłam chudą sylwetkę. Jeszcze nigdy tak nie wyglądałam! Podeszłam bliżej. Spojrzałam sobie prosto w oczy i zamarłam.

Do moich oczu napłynęły słone łzy. Przede mną stało wielkie lustro, a w nim odbicie. Moje odbicie. Podniosłam prawą dłoń i przyłożyłam ją do lustra w miejscu gdzie znajdowały się moje oczy. Łzy ciurkiem spłynęły po moim policzku. Kiedyś, oczy pełne radości, pięknego koloru brązu, dziś ponure, krwiste. Tak. Moje oczy nabrały czerwonego koloru. Stały się obrzydzające. Czerwień wręcz kusiła na tle bladej twarzyczki. Oderwałam rękę od lustra. Obie dłonie przycisnęłam do ust zaciskając mocno powieki. Cofnęłam się o kilka kroków, a następnie upadłam na kolana. Usiadłam na zimnej ziemi, kuląc się z przerażenia.  Już po sekundzie ktoś był przy mnie i mocno przyciskał mnie do siebie. Otworzyłam oczy i ujrzałam Jamesa tulącego mnie do swojej piersi. Po mojej drugiej stronie kucnęła Jess, trzymając mnie za ręce płacząc. Jacob stał kilka metrów dalej ze spuszczoną głową wciąż trzymając wielkie lustro.

- K-k-kim… j-j-j-a…- nie udało mi się ułożyć zdania. Z oczu leciały kolejne fale łez. James przycisną mnie jeszcze bardziej do siebie. Schował swoją głowę w moje włosy. Kołysał mnie delikatnie w przód i w tył.

- Ciiii. Spokojnie. – powtarzał James.

Zamknęłam oczy. Próbowałam się uspokoić. Po jakiś piętnastu minutach straciłam siły na płacz. Odczekałam jeszcze chwilkę za nim otworzyłam oczy. Zlustrowałam całe pomieszczenie wzrokiem. Wszyscy już się uspokoili. Niezgrabnie poruszyłam się w uścisku. Jess, wcześniej trzymająca mnie za ramię, lekko odsunęła się ode mnie. James złagodził uścisk. Podtrzymywał mnie tak abym wygodnie siedziała w pozycji siedzącej. Zauważyłam, że Jacob odniósł lustro na miejsce, a sam oparł się o ścianę nie daleko nas. Odchrząknęłam.

- Możecie mi to wszystko wytłumaczyć. Czerwone oczy, blada twarz, teraz jestem chuda, wręcz koścista!

- Wątpię abyś czuła się na sile…- niepewnie powiedział James. Spojrzała na niego. Miał zatroskaną minę. Martwił się.

- Ja chcę tylko…- wybąkałam.

- James.- wtrącił stanowczo Jacob.

Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Po minucie James kiwną głową. Jake podszedł do drzwi, otworzył je po czym się wychylił. Krzykną czyjeś imię. Otworzył szerzej drzwi. Sam suną się na bok aby zrobić miejsce w przejściu. Już po chwili w pokoju zawitał nowy gość. Znieruchomiałam razem z przybyszem. Patrzyłam się prosto w oczy wielkiej, dzikiej i obcej mi bestii. Staną w drzwiach nie robiąc ani kroku dalej. Jess musiała wyczuć moje zszokowanie. Pogłaskała mnie po plecach po czym podeszła do zwierzęcia. Był to wielki… wilk? Jego wielkie, magnetyczne, czarne oczy wyłaniające się z szarego futra, przeszywały moją osobę. Niepewnie wstałam. Zrobiłam jeden krok w stronę obcego. Przekrzywił głowę nie przestając mi się przyglądać. Kolejny krok w stronę bestii zrobiłam już nieco śmielej. Dzielił nas metr odległości. Zwierz niesfornie potrząsł głową i mrukną. Odruchowo cofnęłam się w tył. Jacob natychmiast podbiegł do czarnookiego zwierzęcia. Złapał go za futro na karku.

- To Nathan. Wszyscy mówimy na niego Nath. Nie musisz się go bać. Nie zrobi ci krzywdy.- powiedział spokojnie Jacob.

Wilk szarpną Jake’ a tak aby zrobić krok w moją stronę. Wbiłam wzrok w jego czarne ślepia.  Nagle poczułam przypływ odwagi. Podeszłam do zwierzęcia. Jego głowa była na równi z moją. Chciałam pogłaskać Nathana, ale bałam się. Lekko podniosłam rękę. Nath wyczuł moje wahanie i sam przybliżył swój pysk do mojej dłoni. Skóra zetknęła się z jego puszystym, szarym futrem na nosie. Śmiało pogłaskałam zwierzę.

- Nath jest… czymś w rodzaju…- jąkał się Jacob. Nie bardzo wiedział co ma powiedzieć.

- Tyle razy czytałaś ze mną o różnych elfach, wilkołakach, demonach…- wtrąciła Jess.

- Chcecie powiedzieć, że Nathan jest takim wilkołakiem?- zapytałam. Jakoś dziwnie się poczułam wymawiając słowo „wilkołak”.

- Można tak powiedzieć.- powiedział James zajmując miejsce u mojego boku.- My jesteśmy… to znaczy zmieniamy się w coś takiego jak on. – ciągną.- Tylko, że on ma… coś w rodzaju kary.

- Nie rozumiem.- powiedziałam marszcząc brwi.

- Chodźcie. Pójdziemy do kuchni, zrobimy sobie herbatę i porozmawiamy.- powiedziała Jess pełnym bólu głosem.

- A co mają do tego moje czerwone oczy?! Blada twarz?! Kim ja do cholery jestem?!- nie opanowałam emocji i wydarłam się na cały głos. Wszyscy odskoczyli na boki wystraszeni.

- Spokojnie. Kells… To po prostu… Po prostu przyczyny przemiany. Doszło do tego właśnie w tedy. W sobotę. Pamiętasz? Pochodnie, potwory, piątkę ludzi?- Jacob próbował opanować sytuację.

Gdy zaczął wymieniać te wszystkie rzeczy kojarzące mi się z tamtym wieczorem… Wzdrygnęłam się. Poczułam palący ból w nadgarstku. Dłoń zaczęła mi drżeć. Uniosłam ją delikatnie do góry. Odwinęłam rękaw bluzy. Z głębokich ran zaczęły wylewać się masywne ilości krwi. Poczułam mocny ból w głowie, a później w ręce. Straciłam ostrość widzenia. Stałam się coraz mniej przytomna. Ostatnie co pamiętam, to łapiące mnie silne ramiona, a później już tylko czerń.

~~oczami Jamesa~~

W ostatniej chwili złapałem Kells. Wziąłem na ręce dziewczynę i ruszyłem do jej pokoju. Nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Cały świat wywrócił się do góry nogami. Zresztą nie tylko mój. Z trudem przekroczyłem próg pomieszczenia. Położyłem ją na łóżku po czym wycofałem się zamykając za sobą drzwi.

Wyszedłem na świeże powietrze. Cały dom otaczał las. Ze wszystkich stron drzewa. Ruszyłem przed siebie. Po pięciu minutach spaceru – gdy już byłem pewien, że jestem głęboko w lesie- zmieniłem się w bestię. Pomknąłem w głąb lasu. Pędziłem tak szybko jak to było możliwe. Pozwoliłem aby natura zwierzęca mną zawładnęła.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani!!! ;)
Nie bardzo wiedziałam jak opisać ten znak, ranę na nadgarstku i dlatego na początku jest tak badziewnie XD Czekam na wasze oceny.
Rysunek jest pomocniczy! Wybaczcie, malarzem, wiem, że nie zostanę XD
Więcej w galerii.
Życzę wam wesołych świąt! Duuuużo prezentów pod choinką! Pozdrawiam.
Mam nadzieję, że byliście grzeczni! Aniołek patrzy!!! :D

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 13.

                             "Myślę, że śmierć dla ludzi cierpiących
                               to wielkie marzenie. " - mojego autorstwa.



                        „Czemu ja?”

Otworzyłam oczy resztkami swoich sił. Obraz stał się zamazany. Kilka razy zmrużyłam oczy aby wyostrzyć wzrok. Silny ból przeszywał moją głowę. Chciałam unieść rękę i przyłożyć ją do czoła. Już po poruszeniu małego palca, przez dłoń przeszedł wielki dreszcz bólu. Była odrętwiała. Zresztą tak jak reszta części ciała. Próbując poruszać nogą, nastąpił ten sam efekt. Leżałam w bezruchu. Udało mi się lekko poruszać głową. Jako, że mój dobry wzrok na powrót wrócił, skorzystałam z okazji i oglądnęłam wnętrze.

Pomieszczenie rozświetlały może z trzy pochodnie. Ściany były zgnite, miejscami pokryte mchem. Co jakiś czas zsypywał się z nich żwir. W prawej części pomieszczenia dostrzegłam drewniane skrzynki, kartony i strzępy, prawdopodobnie ubrań.  W lewej części pokoju dostrzegłam podobny widok. Kartony, skrzynie, peleryna podzielona na dwie części. Jedyne co najbardziej przykuło moją uwagę to miecz. Nie był on jakimś tam mieczem. Jego rękojeść była cała srebrna, jakaś metalowa zawieszka z wygrawerowanym napisem, dyndała co jakiś czas zahaczając o zastawę wydając przy tym delikatny odgłos. Miecz został wbity w podłogę. Był przykuwającym wzrok widowiskiem. Kiedy już się napatrzyłam na powrót wbiłam wzrok w sufit. Poczułam powiew chłodu. Zadrżałam co spowodowało ból na każdym centymetrze ciała. Jakikolwiek ruch był wielkim ciosem. Jedyne co mi zostało to leżeć tak bezczynnie.

Panowała namacalna cisza. Mogłam spokojnie przemyśleć wczorajsze wydarzenie. Było ono wielkim przeżyciem. Jak na razie żyję. Mam nadzieję, że ktoś mnie znajdzie. No chyba, że James, Jacob i ciocia zmartwili się moim zniknięciem i zawiadomią odpowiednie służby, które mnie odnajdą. Chociaż nie, ciocia odpada. Przecież musiałam jej na ściemniać, że nocuję u Jess. Ech, chłopaki błagam znajdźcie mnie! A co jeśli częściowo to ich plan? Mają coś z tym wspólnego? Są zdolni do takiego świństwa? Nie. Oni nie są tacy. Przecież tyle razy w szkole i poza nią troszczyli się o mnie.

Jeszcze raz wróciłam wspomnieniami do wczorajszego dnia. Najpierw poszłam na spacer, spotkałam Alex’ a, a później to… Na samo wspomnienie w moich oczach uzbierał się nadmiar zbędnej cieczy w moich oczach. Kilka łez spłynęło mi po policzkach. Teraz przypomniałam sobie ten sms. Tak! Czy to Toma sprawka? Może zna Alex’ a i włączył do planu. Tylko po co te dziwne stwory i czwórka zupełnie mi nie znanych ludzi? Hm… Nic tu do siebie nie pasuje.

Po chwili usłyszałam głośny trzask po mojej lewej stronie. Zapominając się, gwałtownie obróciłam się w tamtą stronę. Ból przybył natychmiastowo. Zacisnęłam oczy i ręce w pięści. To tylko wzmocniło moje cierpienie. Otworzyłam oczy i  skierowałam swój wzrok w stronę odgłosu hałasu.  Ujrzałam sylwetkę mężczyzny. Siedział na drewnianej skrzyni chowając twarz w dłoniach. Oczywiście był odwrócony do mnie tyłem. Schował się w kącie pełnym cienia. W pierwszej chwili chciałam krzyknąć do niego, jednak się powstrzymałam. Musiał tutaj jakoś wejść. Na pewno mnie zauważył, a skoro nie zareagował to mój krzyk i prośba o pomoc pogorszyły by sytuację.

Nagle poczułam piekący ból w nadgarstku. Był strasznie dokuczliwy. Czułam jak cała ręka zaczyna się trząść. Nie musiałam długo czekać, aż dołączy do niej reszta ciała. Po chwili moje oczy zamknęły się.

 

~~ oczami Jamesa~~

To co usłyszałem od Jess było przerażające. Modliłem się aby to była nie prawda. Tak nie może być! Ona niczemu nie zawiniła! To wszystko wina Jacoba! Przysięgam, że jak zobaczę ją w stanie, który opisała Jess, zbiję go! Nie wybaczę mu tego. Nigdy.

Cały gotowałem się ze złości. Byliśmy w drodze do miejsca wskazanego przez Jess. Jak twierdzi, to właśnie w tych starych ruinach na zachód od miasteczka jest Kelsey. Jechaliśmy tak szybko jak tylko się dało. Musiałem się zgodzić na to, żeby to Jake prowadził. Właśnie zaciskał dłonie na kierownicy. Jego mięśnie były całe napięte. Zesztywniały siedział na fotelu kierowcy sztywno kierując maszyną. Jak tak dalej pójdzie rozwali nowe auto. Resztę drogi będziemy musieli przebiec przez las. Gr…

Włączyłem radio samochodowe aby przerwać ciszę. Cholernie się bałem tego, co zobaczę. Z jednej strony rozrywa mnie złość. To nie powinno się tak skończyć. Kells niczemu nie zawiniła. Z drugiej strony należy teraz do naszego świata, tak bynajmniej widziała Jess. Jeżeli to prawda będziemy musieli objąć opiekę nad Kelsey, porozmawiać z jej ciocią, rodzicami no i przede wszystkim z nią. Poczułem w gardle wielką gulę.

~~oczami Kelsey~~

Całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Oczy w dalszym ciągu miałam zamknięte. Moja krew zawrzała. Czułam jak wszystko gotuje się we mnie. Miejsce na nadgarstku ponownie zapiekło. Dzięki silnemu bólowi przez rękę przeszedł potężny prąd dreszczy. To tak cholernie bolało! Miałam wrażenie, że zaraz ktoś mi wyrwie tą rękę. Na dodatek ten ból głowy. Poczułam w buzi na zębach piekące uczucie. Język, zęby. Wszystko zaczęło mnie boleć. Serce zaczęło bić szybciej. Mój oddech stał się nierówny. W żyłach czułam jakby zamiast krwi, płyną ogień. To było okropne. Po jakiś piętnastu minutach ból osłabł. W żyłach dalej krew wrzała, oddech stał się słabszy, a serce zwolniło pracę. Nagłe poczułam szarpnięcie w brzuchu. Jakby ktoś próbował wyrwać mi wszystkie wnętrzności.

Później nie czułam już nic. Tylko nadgarstek przeszywał mocny ból. Serce było coraz słabsze, oddech zanikł. Krew zastygła wraz z sercem. Przestałam oddychać i zapadłam w ciemność. Budziło się we mnie coś innego, nieznajomego.

 

~~oczami Jacoba~~

Sztywno siedziałem na miejscu kierowcy i prowadziłem samochód. Obok mnie siedział Jass, oczywiście obwiniając mnie o wszystko. Byłem cholernie zły. Nie zaprzeczam, było w tym troszkę mojej winy. Za szybko chciałem wyjawić jej prawdę, ale nie spodziewałem się, że sprawa przyjmie taki, a nie inny obrót. Gdy tylko Jess powiedziała mi co widziała… To było nie przewidywalne! Na dodatek tak nagłe. Nie spodziewałem się tego po Ephraimie. Zresztą. Mam dosyć tego wszystkiego. Teraz będziemy musieli się wstrzymać. Kells łatwo to nie przyjmie. Będzie musiała się wiele nauczyć. Wielkim ciosem będzie na dodatek to, że jej kontakty z rodziną będą chwilowo zerwane.

Nasza podróż powoli dobiegała końca. Byliśmy coraz bliżej ruin. Jechaliśmy tak szybko jak się dało. Gdy już byliśmy na miejscu, zaparkowałem w krzakach. Wyskoczyliśmy z samochodu cicho zatrzaskując drzwi pojazdu. Zakradliśmy się pod ruiny. Musieliśmy uważać. Nie wiadomo czy kogoś tam przypadkiem nie ma. Oboje nie chcieliśmy spotkania z pobratymcami. Jak nic doszło by do bójki.

Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś się zbliża. Gwałtownie ja i Jass obróciliśmy się w stronę odgłosu. Zobaczyliśmy ruch w chaszczach. Przybraliśmy pozycję do wyskoku. Kiedy już mieliśmy skoczyć na intruza, z krzaków wyłoniła się Jess. Stanęliśmy wyprostowani, mierząc się wzrokami. Toczyliśmy zażartą walkę wzrokową. Zrezygnowana Jess westchnęła.

- Ech, długo zamierzacie się tak gapić?- warknęła.

- O ile pamiętam, plan był inny. Miałaś zostać w domu- odwarknąłem.

- Przestańcie się kłócić! Idziemy do środka. Kells teraz potrzebuje pomocy- wtrącił się James.

- Po co tu przyszłaś?- zapytałem wkurzony ignorując brata.

- Nie sądzisz chyba, że posłucham ciebie i zostawię Kelsey w waszych rękach.  To moja przyjaciółka. Muszę jej pomóc. Idziemy.

Powiedziała momentalnie ruszając w stronę budowli. Wymieniłem spojrzenia z Jass’ em po czym ruszyłem za Jessicą. James ruszył za nami pilnując tyłów.

Gdy weszliśmy do środka, nie wiedzieliśmy od czego zacząć. Korytarzy było mnóstwo. Kells może być w każdym z nich! Postanowiliśmy się rozdzielić. Każdy wybrał swój korytarz i ruszył na poszukiwanie Kellsey. Mi przypadły schody prowadzące na dół. Musiałem być podwójnie ostrożny. Z każdej strony coś mogło nadbiec i niespodziewanie zaatakować. Zaś schody do najbezpieczniejszych nie należały przez co zejście na dół zajęło mi trochę czasu.

Na dole panował półmrok. Na szczęście miałem latarkę. Wyjąłem ją z kieszeni i zapaliłem. Poczułem na ziemi zapach krwi. Krwi człowieka. Idąc dalej zauważyłem na ziemi leżący skrawek jakiejś peleryny. Podniosłem znalezioną rzecz po czym przyłożyłem do nosa. Nie musiałem długo trzymać skrawek ubrania aby wiedzieć do kogo należy. Schowałem materiał do kieszeni. Ruszyłem w głąb tunelu.

Po jakiś piętnastu minutach zobaczyłem jakieś pomieszczenie. Z daleka zauważyłem, że palą się w nim pochodnie. Zgasiłem latarkę i na powrót schowałem. Wchodząc do pomieszczenia uważnie się rozejrzałem. Pełno stert kartonów i skrzynek. Chciałem już wychodzić, ale coś przykuło moją uwagę. Coś srebrnego błyszczało na środku pomieszczenia.  Niedaleko tego leżało coś wielkiego. Podszedłem bliżej. Widok zszokował mnie.

Otóż „ to coś wielkiego” okazało się być ciałem Kells. Ciężko było na nią patrzeć. Jej wygląd był nie do opisania. Zaś na środku pomieszczenia w ziemię był wbity miecz. Podszedłem - a właściwie podbiegłem-  do leżącej dziewczyny. Kucnąłem przy niej. Jej głowę ułożyłem na swoich kolanach. Chwyciłem za telefon. Najpierw zadzwoniłem do Jamesa. Znając życie odchodził od zmysłów. Powiedziałem mu gdzie ma mnie szukać. Później zatelefonowałem do Jess przekazując jej te same wiadomości co Jamesowi. Nie musiałem długo czekać aż przyjdą. Jass wziął Kells na ręce. Szybkimi krokami opuściliśmy ruiny. Opuściliśmy teren kierując się prosto do domu.

 

~~ oczami Kells~~

Powoli otworzyłam oczy. Zmrużyłam je kilka razy aby wyostrzyć wzrok. Przechyliłam kilka razy głowę, zarazem rozglądając się po pomieszczeniu.  Nie były to już ruiny. O nie. To było coś zupełnie innego. Był to przytulny pokój. Właśnie leżałam na ogromnym łóżku. Było bardzo wygodne. Ściany pokoju były pomalowane na bardzo jasny kolor. Ogółem, pomieszczenie było bardzo przytulnie i ładnie urządzone.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Poczułam lekkie zawroty głowy. Uniosłam prawą rękę do głowy, jednak w połowie drogi znieruchomiałam. Ujrzałam grubo zawinięty bandaż na moim nadgarstku. Przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z tamtego wieczoru. Do moich oczu napłynęły łzy. Miałam już zerwaćopatrunek, gdy nagle usłyszałam kroki pod moimi drzwiami. Ktoś nacisną klamkę i otworzył drzwi. Do pokoju weszli Jess, James i Jacob. Mieli niepokojące mnie miny. Byli czymś bardzo wystraszeni. Spojrzałam po sobie. Siedziałam po turecku na środku łóżka. Dopiero teraz zauważyłam, że wciąż trzymam wysoko prawą dłoń, a lewa kurczowo trzymała supeł owiniętej wokół mojego nadgarstka bandażu. Po moich policzkach ciurkiem płynęły łzy. Szybko otarłam je wierzchem dłoni.

Cała trójka weszła w głąb połączenia. Posyłali między sobą nie pewne spojrzenia. Chcieli mi coś powiedzieć, ale nie wiedzieli jak. Przełknęłam głośno ślinę. James zdecydował się podejść bliżej. Kucną przed łóżkiem na którym siedziałam. Złożył ręce w piramidkę i przyłożył je do ust. Mocno się pilnował aby uniknąć mojego wzroku. Jacob podszedł do regału po czym oparł się o niego. Jess stała w miejscu na środku pokoju. Wszyscy unikali kontaktu wzrokowego ze mną. Miałam dość ciszy.

 - Coś się stało? Czemu milczycie?- zapytałam słabym głosem.

Odkąd weszli do pomieszczenia, dopiero teraz spojrzeli mi prosto w oczy. Jednak nie długo byłam tym zaszczycona. Po kilku sekundach odwrócili swoje spojrzenia. W oczach wszystkich obecnych zauważyłam łzy.

- Kellsy… Ty…- powiedziała drżącym głosem Jess. Nie umiała nic więcej dodać.

Podeszła do mnie i chwyciła moją prawą rękę. Rozerwała opatrunek. Pokazała mi nadgarstek od wewnętrznej strony po czym wybuchła płaczem. Podeszła do Jacoba i wtuliła się w niego. Objął ją ramionami. Sam ukrył swoją twarz w jej włosach. James skulił głowę chowając ją w dłoniach.  Cały czas patrzyłam się na swój nadgarstek nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Moim oczom ukazał się nie codzienny widok. Było to bardzo niespotykane, niebezpieczne…


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Rozdział moim zdaniem troszkę nie udany. A może więcej niż troszkę? :)
No nie wiem. Czekam na wasze opinie!
Zapraszam do zakładki spojler! Za niedługo zaktualizuję ją!
Jeżeli jakiś wasz blog nie nadrobiłam czy nie skomentowałam ostatniego rozdziału to śmiało upomnijcie mnie. :D
Jestem troszkę zagubiona w tych blogach. :)
Na koniec dodaję taki szkic miecza. W zakładce "galeria " więcej jego zdjęć. Zapraszam!
Zakaz kopiowania!
Wybaczcie za brak talentu. :D
Pozdrawiam!

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 12.

                                     ,, Ból czyni cię silnym.
                                       Strata czyni cię potężnym"- Cassandra Clare




                                     Nowy etap.

 

Nadeszła wyczekiwana mi sobota. Wstałam po dziesiątej. Jakoś musiałam się wyspać. Przez ostatnie dni tygodnia dokuczały mi koszmary. Głównie o tej samej fabule. Jakiś facet – mocno umięśniony- podchodzi do mnie od tyłu i zakłada ciemną chustę na oczy. Nic nie widzę, próbuję się wyrwać, szarpię i okładam go mocnymi uderzeniami. Jednak jemu nie sprawia to trudności. Z łatwością bierze mnie na ręce i wsadza do samochodu. Kiedy już siedzę na siedzeniu, wbija mi w bok igłę z jakimś płynem. Tracę siły, staję się bezbronna. Wywozi mnie gdzieś daleko. Kiedy już wyciąga mnie z auta i z wielkim kopnięciem otwiera jakieś drzwi, sen się kończy. Budzę się cała zalana potem. Z trudem łapię hausty powietrza. Nie bardzo wiem jak zinterpretować sen. Boję się najgorszego. Staram się o tym nie myśleć.

Zeszłam na dół, do kuchni. Na blacie stał wielki talerz z kanapkami z kubkiem herbaty- pewnie już zimnej. Zauważyłam kartkę opartą o naczynie. Uniosłam ją aby przeczytać treść wiadomości.

 

Dzień dobry, kochanie! Jaka miła odmiana. Dziś wreszcie

Porządnie pospałaś. J Zrobiłam ci śniadanko,

zagrzej sobie herbatkę. Smacznego!

Zobaczymy się po południu. Praca trzyma mnie w biurze ale obiecuję,

że jak wrócę zagramy w coś, film oglądniemy. Taki babski wieczór.

CAŁUSKI! Miłego dnia, Kells.

Odłożyłam kartkę papieru i wzięłam się za jedzenie. Po śniadaniu brudne naczynia wstawiłam do zmywarki. Następnie poszłam do pokoju. Wybrałam ładne ciuchy i ruszyłam się w nie przebrać. W łazience dość długo przyglądałam się swojemu odbiciu. Nie byłam jakąś tam wielką pięknością więc nie ma zbytnio na co patrzeć. Nigdy nie ubierałam się w jakieś superowe ciuchy, nie malowałam twarzy gdyż uważam, że jest to zbędne. Im więcej tego pudru, kremów, szminek… Grr… Niszczy się tylko twarz. Ale cóż, niektórzy mają inne zdanie.


Gdy wyszłam z łazienki opadłam na łóżko. Musiałam pilnować telefonu. Jacob obiecała, że zadzwoni i poinformuje mnie gdzie się spotkamy i o której. O, o wilku mowa. Właśnie usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę po czym przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Dzień dobry! Jak się spało?
- Hej. O której i gdzie się spotykamy?- zignorowałam pytanie.
- Spakuj swoje najważniejsze rzeczy, ciuchy na przebranie. Powiedz swojej cioci, że będziesz nocować u Jess. Przyjadę po ciebie o 18.00- chwilka. Czy ja dobrze słyszę? Mam okłamać ciocię i pojechać na noc do kogoś kogo nie znam bardzo dobrze?
- No, nie wiem…
- Ufasz mi?- zapytał z nadzieją i smutkiem w głosie.
- Nie chcę kłamać cioci. To nie fair.
- Och, nie. To nie będzie kłamstwo. Po części to prawda.
- Później zawieziecie mnie do Jess?
- No… W pewnym sensie. Wiesz, że nie mogę ci teraz wszystkiego powiedzieć aby nie naruszyć paktu. Wytrzymaj jeszcze trochę. Na razie ja i Jass… przygotowujemy się do tego… wszystkiego.
- Co robicie?
- Nie teraz, Kells, nie teraz. Spakuj się i bądź gotowa o 18.00, pamiętaj! Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- powiedziałam zmarnowana.

Nie bardzo wiem co o tej całej sytuacji myśleć. Może nie jeden normalny człowiek by odsuną się do nich jak najdalej, wyczyścił ręce z tego wszystkiego. No właśnie, ja jestem inna. Czuję, że muszę im pomóc. Coś jest w nich takiego…  Mam wrażenie jakby między nami utworzyła się jakaś mocna więź. Jacob dał mi wybór. Mogę im pomóc ale mogę i zostawić.

Odłożyłam telefon na nocną półkę. Wstałam i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jakieś ciuchy na przebranie, piżamę, bieliznę, ręcznik i kosmetyczkę. Wszystko wpakowałam do mojego plecaka. Usiadłam na sofie. Nie bardzo wiedziałam co teraz mam ze sobą zrobić. Zbliżała się czternasta. Miałam jeszcze dużo czasu. Zarzuciłam na siebie grubą bluzę i wyszłam na balkon. Słońce lekko przygrzewało. Zapowiadał się dzień bez deszczu. Postanowiłam się przejść na boisko.


Zeszłam na dół i ubrałam buty. Nie potrzebowałam grubej kurtki. Sama ciepła bluza w zupełności wystarczy. Zamykając drzwi na klucz, wyjęłam telefon, wybrałam numer do cioci i czekałam aż odbierze. Po drugim sygnale odebrała. Poinformowałam ją o tej „nocce”. Z wielką gulą w gardle przekazałam jej plany. Życzyła mi abym się dobrze bawiła. Podziękowałam jej po czym rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam na boisko.


Mijałam kolejne uliczki. Większość ludzi – co bardzo dziwne- nie mieli ogrodzonego terenu. Dopiero po jakimś czasie pojawiły się ogrodzone działki. Każdy dom prezentował się jak najlepiej umiał. Wyraźnie widać, że ludzie starają się pielęgnować ogródki tak aby efekt był najlepszy. Miałam wrażenie, że kolejno oglądane przeze mnie domy wyglądały podobnie. Tak jakby mieszkańcy rywalizowali między sobą, kto ma ładniejszy, bardziej dostojniejszy czy wykwintniejszy dom. W jakie słowo to nie ubrać- widoku nie opisze.

 
Uliczki były pełne pustki. Od jakiegoś czasu przejechały z dwa czy może trzy auta. Nic więcej. Większość mieszkańców korzystała z dopisującej im ładnej pogodzie. Spacerowali czy jechali na rowerze. Może jeszcze nie jest tak źle, świat nowoczesności nie wszystkich pochłoną.


Idąc tak i podziwiając zauważyłam, że trochę zboczyłam z trasy. Zaszłam za daleko. Stwierdziłam, że mogę trochę obejść mieścinę i dotrzeć na boisko inną drogą. Tak przynajmniej planowałam. Jako, że jestem marna w orientacji w terenie wylądowałam nie gdzie indziej jak w polu. Tak jest. W polu pełnym mokrej ziemi. Zmarnowana wyciągnęłam telefon i włączyłam nawigację. Po 15 minutach wyszłam na asfalt, później to już szło z górki. Nim się obejrzałam byłam w znajomych mi stronach. Podczas marszu poczułam coś w kieszeni mojej bluzy. Sięgnęłam po przedmiot chcąc go jak najszybciej zidentyfikować. Te „coś” okazało się być moją MP3. Szukałam jej od kilku dni ale nie umiałam jej znaleźć. No tak, nie wyjęłam jej po tym spacerze, w tedy jak przyjechałam i zderzyłam się z Jacobem…


 Bez myślenia wsadziłam słuchawki w uszy, włączyłam muzykę, z którą już po chwili szłam w rytmie. Kolejno leciały piosenki pieszcząc moje uszy. Kocham słuchać muzykę. Kiedyś nawet chciałam ją tworzyć ale zdecydowałam, że granie na gitarze – która jest moim ulubionym instrumentem-, pianinie czy skrzypcach było by katastrofą. Jedyne czego bym dowiodła to zniszczenia muzyki. Więc zostałam po prostu zwykłym słuchaczem z marzeniami.


Byłam coraz bliżej boiska. Zdjęłam słuchawki, które na powrót znalazły się w kieszeni. Słyszałam gromkie okrzyki chłopaków kłócących się o jakieś punkty, auty czy coś. Prowadzili zażartą kłótnię. Po przekroczeniu furtki zauważyłam znajome mi twarze. Poznawałam ich ze szkoły jednak imiona wyleciały mi z głowy.


Skierowałam się do ławki na uboczu. Idąc sprawdziłam godzinę na telefonie. Była 15.20. Ech, jeszcze tyle czasu. Co ja mam robić? Usadowiłam się wygodnie na ławce trzymając smartfon w ręce. 


Zlustrowałam wzrokiem chłopaków całych zgrzanych, czerwonych z potem ściekającym im po twarzy. W dalszym ciągu drążyli kłótnię. Jeden z rozmówców podniósł rękę. Miałam wrażenie, że zaraz rozpocznie się bójka. Oczywiście nikt nie miał zamiaru ingerować. Wszyscy stanęli nie daleko nich. Wbijali w nich wzrok z nadzieją, że rozpocznie się jakaś ciekawsza akcja. Na szczęście w porę zjawił się ktoś z dorosłych. Opanował całą sytuację. Wszyscy się rozeszli próbując opanować emocje. Kilku z tych kolesi rzuciło z dwa przekleństwa po czym oddzielili się.


Nastał spokój. Skończyło się widowisko, a ja nie miałam na powrót co robić. Obracałam w rękach telefon. Co jakiś czas sprawdzałam godzinę. Chcę się już dowiedzieć prawdy. Jako mała dziewczynka byłam strasznym molem książkowym. Tyle razy czytałam bajki, powieści fantastyczne. W tedy wiedziałam, byłam stuprocentowo pewna, że takie rzeczy nie mają miejsca w naszym świecie. To nie możliwe, żadne krasnoludki, wróżki, czarodzieje… To nie istnieje! A teraz?! Obcy, nie znany mi chłopak podczas tłumaczenia kuli się u mych stóp! Dzieją się różne dziwne rzeczy, których całkowicie nie rozumiem. Jakiś kodeks, pakt nie do naruszenia. Co to ma być?!


Moje przemyślania przerwał dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Pokazywał mi jedną nie odebraną wiadomość. Sprawdziłam od kogo. Wyświetlił się jakiś numer. Nie poznałam go. Mimo wszystko otworzyłam smsa.  Jego treść mną wstrząsnęła.

Ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz, Kotek. Jeżeli myślisz,

że jak zmienisz numer to cię nie znajdę to się mylisz.

Nie wiesz do czego jestem zdolny, więc lepiej jeśli nie będziesz

mnie prowokować. Radzę Ci mieć oczy dookoła głowy. Nigdy

nie wiadomo co się może stać. Mam dla ciebie zaplanowaną

niespodziankę. Całuski, Kells. Tom.

Co ja mam o tym wszystkim myśleć?! Zmieniłam numer, tylko rodzice i przyjaciele o nim wiedzą! On mnie prześladuje?! Co to ma znaczyć?! W oczach zebrały się łzy. Podkuliłam nogi pod brodę. Czułam gęsią skórkę na plecach. Całe moje ciało dygotało. Co ja mam teraz zrobić?


Po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłam jak oparzona. Podniosłam swój wzrok. Napotkałam zmartwioną twarz Alex ’a. Tak, tego samego, który siedział z paczką Jess w stołówce. Nie wiem czego tym razem ode mnie chce. Przyjęłam to, że mnie nie polubił.

- Wszystko w porządku, Kells?- zapytał zmartwiony. Chwila? On  się o mnie martwi?
- Yyy… Tak, ok.- próbowałam wstać.


Byłam na tyle roztrzęsiona, że przy pierwszej próbie od razu zachwiałam się. Jak nic poleciłam bym na twarz gdyby nie Alex. W porę złapał mnie w pasie i ustawił do pionu. Gdy był już pewny, że stoję na nogach odsuną ręce jednak na wszelki wypadek trzymał je w gotowości. Powoli, z ostrożnością obróciłam się w jego stronę.

- Dzięki.- powiedziałam robiąc nie pewny uśmiech.
- Na pewno w porządku? Wyglądasz na mocno roztrzęsioną.
- Nie naprawdę, jest okej.
- No dobra. Ja… Chciałem cię przeprosić za… to w stołówce. Wiesz jak to jest. Człowiek słyszy różne plotki, a potem sam nie wie co jest prawdą, a co kłamstwem.
- Rozumiem. Jesteś tu nowy…
- No właśnie. Przepraszam. Nie chciałem cię urazić. – powiedział lekko się uśmiechając.
- Przeprosiny przyjęte.- odwzajemniłam uśmiech.
- To może przejdziemy się gdzieś?
- Jasne.

Ruszyliśmy w stronę głównej uliczki. Alex zaproponował koktajl mleczny. Zgodziłam się. Oczywiście musiałam pozwolić na to aby Alex zapłacił. Poczekałam siedząc krześle, przy budce. Chłopak stał do mnie plecami. Co jakiś czas używał rąk, nie wiem do czego. Czyżby chciał pomieszać te koktajle? Nie, to głupie. Kiedy już kupił nam po napoju, usiadł naprzeciwko mnie. Przypięłam się do rurki szybko upijając zimną ciecz z kubka. Koktajl był wyśmienity. Dawno takich pyszności nie piłam. Ponownie wsadziłam rurkę do buzi upijając kolejne, duże łyki napoju.

Alex zaproponował abyśmy się bardziej poznali. Zgodziłam się. Cieszę się, że nastawienie Alex’ a w stosunku do mnie uległo zmianie. Chłopak okazał się być bardzo sympatyczny i zabawny. Dość często podczas rozmowy wybuchaliśmy śmiechem. Kiedy po moim gardle ściekną ostatni łyk napoju, sięgnęłam po telefon. Miałam jeszcze z czterdzieści minut. Alex zaproponował, że mnie odprowadzi. Czemu nie?

Podniosłam się na równe nogi. Poczułam jak kręci mi się w głowie, a cały obraz się momentalnie zamazuje. Zmrużyłam oczy aby wyostrzyć wzrok. Dopiero po minucie obraz stał się bardziej widoczny. Od czasu do czasu w oczach miałam plamki. Czułam się jak bym stała na nogach z waty. Coś było nie tak. Czułam jak moje serce zaczyna coraz mocniej walić, a krew robi się coraz cieplejsza. Poprosiłam Alex’ a, żeby podtrzymywał mnie. Przez moją głowę przeleciało tysiące myśli. Przeważnie były to jakieś durne wyobrażenia, które za wszelką cenę chciałam się pozbyć. 


Robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie drogi, Alex poprosił mnie abym stanęła w miejscu. Nie wiedziałam po co to. Posłusznie stanęłam. Chłopak staną za mną i poprosił o chwilkę cierpliwości. Czułam jak moja głowa pulsuje. Miałam ochotę wbiec na środek ulicy i nią iść jak gdyby nigdy nic. Szybko rozwiałam tę głupotę. Miałam wrażenie, że część mnie- i to bardzooo duża- traci zmysły, rozsądek, a druga, bardzo malutka część mnie próbuje przywołać mnie do porządku. Co się zemną dzieje, do cholery?!


Nagle poczułam jak ktoś od tyłu zarzuca na moje oczy ciemną opaskę. Mimo mojej słabości próbuję się wyrwać. Ta maluteńka część z rozsądkiem podpowiadała mi, że to nie kto inny jak Alex. Co on wyprawia?! Próbowałam mu się wyszarpać. Nic z tego. Na dodatek, żadne auto nie przejeżdżało. Ludzi przechodzących też nie było. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie. W żadnym wypadku nie próbował mnie dusić. Co on chce ze mną zrobić?! Szarpał mną. Jako, że mój obecny stan  nie był najlepszy, bezproblemowo wcisną mnie do jakiegoś auta. Usadził na tylnym siedzeniu po czym z zamachem wbił w mój bok igłę. Poczułam jak nieznany mi płyn rozprzestrzenia się po moim ciele.

 

 

~~oczami Jacoba~~

Wchodziłem właśnie do pokoju gościnnego. Na sofie zauważyłem siedzącego Jamesa. Oparł głowę o oparcie po czym zamkną oczy. Gdy stanąłem przed nim, wbił swój wzrok we mnie. Zdołałem zauważyć jak napina mięśnie.
- Jeżeli coś jej się stanie, przysięgam zabiję cię gołymi rękami!- powiedział mój braciszek z zaciśniętymi zębami.
- Ona sama zdecyduje czy zechce nam pomóc. To nie moja wina, że sprawa między ojcami tak się potoczyła, a nie inaczej. Zresztą popatrz. Pakt powoli zaczyna się unieważniać. Znów możemy normalnie rozmawiać!
- Wiem, tylko tu nie chodzi tylko o nas. Kells nie należy do naszego świata. Będzie jej trudno. Nie da rady. Po co mamy ją narażać?
- Skąd wiesz? Zresztą. Jest dorosła. Zrobi co chce. Tylko ona może pomóc ponownie złączyć te wszystkie grupy elit. To musi się wreszcie skończyć. Nie mogą się cały czas atakować… - nie zdążyłem dokończyć gdyż przerwał mi Jass. Wstał na równe nogi. Oboje staliśmy naprzeciwko siebie z zaciśniętymi pięściami. 
- Czemu to leży w naszym interesie?! Czemu ktoś obcy im musi to wszystko odkręcać?!
-To nie moja wina, że twój ojciec jest aż tak zachłanny.- powiedziałem ledwo panując nad targającymi mną emocjami.
- To nie moja wina, że twój stary za złamanie paktu postawił karę śmierci.
- To nie moja wina, że twój się zgodził.
- To nie…
- Dosyć! Uspokójcie się! Oboje!- krzyczała Jessica. Miała poważną minę.- Ja… Kelsey ona…

 

 

~~ oczami Kelsey~~ 

Po jakiś dwudziestu minutach drogi oprzytomniałam trochę. Dalej kręciło mi się w głowie. Nie bardzo umiałam się poruszyć. Na dodatek ciasno związana chusta na oczach… Tak strasznie się boję. Co on chce zrobić? To było zaplanowane? Czemu?! Miałam ochotę płakać ale zawładnęła mną mocna bezsilność, a jednocześnie rozpierała mnie energia. Co się dzieje?! Błagam, niech ktoś mi pomoże!


Po chwili usłyszałam zatrzask drzwi samochodowych. Alex otworzył z mojej strony drzwi po czym wyją mnie. Chciałam pisnąć, zapytać o co chodzi, cokolwiek. Oczywiście mój głos zawiódł. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ustawił mnie na moich watowatych nogach. Zaczął mnie popychać. Nie miałam pojęcia dokąd idę. To było okropne. Kilka razy mimowolnie ręce powędrowały mi do chusty. Miałam wielką chęć ją zerwać. Niestety, mój porywacz po kilku próbach zacisną mocno swoje dłonie na moich nadgarstkach. Jeśli to przeżyję, będę mieć okropne sińce. Po pięciu minutach siłowania, moje ciało poddało się. Chciałam szarpać, bić Alex’ a ale nie mogłam, byłam bezsilna. Nie panowałam nad sobą.

Alex stanowczo prowadził mnie do jakiegoś wybranego przez siebie celu. Kilka razy moje nogi odmówiły posłuszeństwa i ugięły się pode mną. Kiedy po raz kolejny upadłam, Alex wykrzyczał:

- Kotek, daj się poprowadzić. Nie szarp się, to tylko wzmocni twoje męczarnie!
- Dokąd mnie prowadzisz? Co chcesz ze mną zrobić?- wyjęczałam. Ledwo dobrałam słowa.
- Spokojnie. Załatwimy to sprawnie i szybko. Ktoś musi odkupić winy i wypadło na ciebie, mała.

Nie wiedziałam co dalej powiedzieć. Czułam jak mój mózg traci rozum. Stałam się marionetką. Jednak ta malusia część mnie walczyła. Tylko to za mało. Czekałam na koniec moich męczarni. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy to tylko sprawka Alex’ a. Ktoś jeszcze macał w tym palce? Poczułam powiew ciepłego powietrza. Co dziwne, jest prawie zima. Okazało się, że porywacz przyprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Usłyszałam jak zamyka jakieś drzwi. Po chwili zerwał chustę z moich oczu.

Chciałam przyjrzeć się otoczeniu. Niestety w moich oczach po raz kolejny pojawiły się plamki. Obraz stał się zamazany. Kręciło mi się w głowie. Jedyne co zdołałam zauważyć to to, że jesteśmy w jakiejś ruinie. Na ścianach wisiały wielkie pochodnie. Buchało z nich wielkie, rażące światło. Spojrzałam przed siebie. Wnętrze było mało oświetlone co sprawiło mi trudność dostrzeżenia kilku interesujących mnie obiektów. Myślę, że w głąb pomieszczenia są schody prowadzące na dół.

Na plecach poczułam dłonie Alex’ a. Pchną mnie w głąb ruin. Miałam rację. Były to schody. Kiedy już po nich zeszliśmy, rozpoczął się długi korytarz. Co jakiś czas na ścianie była mała pochodnia. Ponownie poczułam powiew zimnego powietrza, który przyniósł nie przyjemny zapach dla moich receptorów nosowych. Zmarszczyłam nos. Czekałam na koniec korytarza. Na chwiejących nogach przemierzałam kolejne metry. Zachciało mi się spać. Byłam dość mocno otumaniona. Kolejne głupie myśli przybywały, a ja zawzięcie, resztkami sił eliminowałam je.

Po pięciu minutach, do moich uszu doszły gromkie okrzyki. Jedne głosy były strasznie skrzypiące, inne mówione basem, a jeszcze inne cieniutkim głosikiem. Byłam przerażona. Za kilka chwil, mój marny żywot dobiegnie końca. Tak nie można! Zawsze marzyłam o  dużym domie, mieszkać w nim z gromadką dzieci i kochającym mnie mężem! A teraz co?!


Coraz bliżej byliśmy tajemniczych odgłosów. Mój oddech przyśpieszył. Wkroczyliśmy do pomieszczenia. Widok był jednocześnie przerażający jaki i ciekawy, nie codzienny. Otóż, wszystkie głosy wydobywały się od różnych tajemniczych istot. W całym tym zamazanym widoku zdołałam zobaczyć: wielką sylwetkę w szacie, na głowie znajdowały się czarne oczy z czarnym dziobem, na czubku widniały z może trzy pasma włosów. Kolejne co zauważyłam to wielkie obrzydliwe, obślizgłe cielsko w podartych ciuchach. Krąg tworzyły liczne dziwactwa. Kościotrupy, małe stworzonka na kształt krasnali- tylko bardziej zaniedbani i przerażający-, jakiś niedźwiedź stojący na tylnych łapach, cały wychudzony z wielkimi kłami. Niektóre stwory przypominały coś na kształt człowieka.  

Po chwili poczułam jakąś rękę. Była zimna, mokra i glutowata. Powędrowałam wzrokiem do jej właściciela. Była nim jakaś kobieta z wyłupiastymi oczyma. Jej głowę zdobiły poczochrane, czarne włosy. Tylko tyle zdołałam dostrzec. Wydała z siebie głośny okrzyk w niezrozumiałym mi języku. Czułam, że zwiastuje to coś nie dobrego. I zaczęła się tortura.

W moją stronę skierowały się nie ludzkie stworzenia. Zaczęły szarpać mną na wszystkie strony. Przy tym wykrzykiwali w swoim ojczystym języku przeróżne zwroty. Ich chwyty były bolesne. Po niektórych stworzeniach, które mnie dotknęły czy otarły się o mnie, zostały ślady. Na początku w tym, miejscu skóra piekła, następnie siła bólu wzrastała. Po kilku minutach zostawał czerwony  ślad. Modliłam się aby już skończyli. Nie chciałam cierpieć. Co jakiś czas z mojego gardła wydobywały się piski, krzyki. Szarpałam się na wszystkie strony.

Kiedy już myślałam, że stwór który uniósł rękę aby zadać mi cios, będzie ciosem ostatecznym. Myliłam się. W tłumie zauważyłam przedzierającą się grupę osób. Osób ludzi! Między innymi znajdywał się tam Alex. Byli coraz bliżej mnie. Oprócz mojego porywacza, byli tam dwaj wysocy mężczyźni i dwie zgrabne kobiety. Chciałam im się przyjrzeć bliżej ale ledwo określiłam ich płeć. Byłam wyczerpana. Ból stawał mi się obojętny.

 
Kiedy grupa nieznanych mi osób stanęła przede mną, przeróżne dziwactwa odsunęły się o krok ode mnie. Kilka z nich podtrzymywało mnie. Chwycili mnie za ręce i boki. Przez jakiś czas cała piątka przyglądała się mojej osobie bez słowa. Byłam cała rozczochrana, z otwartych ran tryskała krew, a oczy zamykały się mimowolnie. Ubrania miejscami były rozdarte. Nogi uginały się po de mną.
- Do dzieła- usłyszałam stanowczy głos jednej z kobiet.
Zacisnęłam oczy czekając na ból. Ostatnie co poczułam to ostry, przecinający skórę ból na nadgarstku. Krzyknęłam. Osunęłam się na podłogę. Ostatnie co poczułam to ból głowy. Nastała ciemność…


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hohoh! Wesołego Świętego! :D
Życzę wam duuużo prezentów mikołajkowych!
Ten rozdział to taki mój prezent.
Liczę na to, że się podoba.
Oceniajcie od 1-10 ;)
Prosiłam bym abyście wyrazili opinie co do nowego wyglądu.
Chcecie zakładkę "spojler" ?
Czekam na opinie!
Mogą się przytrafić jakieś błędy czy coś. Jam jest żarłok literowy XD
Pozdrawiam!