06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 12.

                                     ,, Ból czyni cię silnym.
                                       Strata czyni cię potężnym"- Cassandra Clare




                                     Nowy etap.

 

Nadeszła wyczekiwana mi sobota. Wstałam po dziesiątej. Jakoś musiałam się wyspać. Przez ostatnie dni tygodnia dokuczały mi koszmary. Głównie o tej samej fabule. Jakiś facet – mocno umięśniony- podchodzi do mnie od tyłu i zakłada ciemną chustę na oczy. Nic nie widzę, próbuję się wyrwać, szarpię i okładam go mocnymi uderzeniami. Jednak jemu nie sprawia to trudności. Z łatwością bierze mnie na ręce i wsadza do samochodu. Kiedy już siedzę na siedzeniu, wbija mi w bok igłę z jakimś płynem. Tracę siły, staję się bezbronna. Wywozi mnie gdzieś daleko. Kiedy już wyciąga mnie z auta i z wielkim kopnięciem otwiera jakieś drzwi, sen się kończy. Budzę się cała zalana potem. Z trudem łapię hausty powietrza. Nie bardzo wiem jak zinterpretować sen. Boję się najgorszego. Staram się o tym nie myśleć.

Zeszłam na dół, do kuchni. Na blacie stał wielki talerz z kanapkami z kubkiem herbaty- pewnie już zimnej. Zauważyłam kartkę opartą o naczynie. Uniosłam ją aby przeczytać treść wiadomości.

 

Dzień dobry, kochanie! Jaka miła odmiana. Dziś wreszcie

Porządnie pospałaś. J Zrobiłam ci śniadanko,

zagrzej sobie herbatkę. Smacznego!

Zobaczymy się po południu. Praca trzyma mnie w biurze ale obiecuję,

że jak wrócę zagramy w coś, film oglądniemy. Taki babski wieczór.

CAŁUSKI! Miłego dnia, Kells.

Odłożyłam kartkę papieru i wzięłam się za jedzenie. Po śniadaniu brudne naczynia wstawiłam do zmywarki. Następnie poszłam do pokoju. Wybrałam ładne ciuchy i ruszyłam się w nie przebrać. W łazience dość długo przyglądałam się swojemu odbiciu. Nie byłam jakąś tam wielką pięknością więc nie ma zbytnio na co patrzeć. Nigdy nie ubierałam się w jakieś superowe ciuchy, nie malowałam twarzy gdyż uważam, że jest to zbędne. Im więcej tego pudru, kremów, szminek… Grr… Niszczy się tylko twarz. Ale cóż, niektórzy mają inne zdanie.


Gdy wyszłam z łazienki opadłam na łóżko. Musiałam pilnować telefonu. Jacob obiecała, że zadzwoni i poinformuje mnie gdzie się spotkamy i o której. O, o wilku mowa. Właśnie usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę po czym przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Dzień dobry! Jak się spało?
- Hej. O której i gdzie się spotykamy?- zignorowałam pytanie.
- Spakuj swoje najważniejsze rzeczy, ciuchy na przebranie. Powiedz swojej cioci, że będziesz nocować u Jess. Przyjadę po ciebie o 18.00- chwilka. Czy ja dobrze słyszę? Mam okłamać ciocię i pojechać na noc do kogoś kogo nie znam bardzo dobrze?
- No, nie wiem…
- Ufasz mi?- zapytał z nadzieją i smutkiem w głosie.
- Nie chcę kłamać cioci. To nie fair.
- Och, nie. To nie będzie kłamstwo. Po części to prawda.
- Później zawieziecie mnie do Jess?
- No… W pewnym sensie. Wiesz, że nie mogę ci teraz wszystkiego powiedzieć aby nie naruszyć paktu. Wytrzymaj jeszcze trochę. Na razie ja i Jass… przygotowujemy się do tego… wszystkiego.
- Co robicie?
- Nie teraz, Kells, nie teraz. Spakuj się i bądź gotowa o 18.00, pamiętaj! Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- powiedziałam zmarnowana.

Nie bardzo wiem co o tej całej sytuacji myśleć. Może nie jeden normalny człowiek by odsuną się do nich jak najdalej, wyczyścił ręce z tego wszystkiego. No właśnie, ja jestem inna. Czuję, że muszę im pomóc. Coś jest w nich takiego…  Mam wrażenie jakby między nami utworzyła się jakaś mocna więź. Jacob dał mi wybór. Mogę im pomóc ale mogę i zostawić.

Odłożyłam telefon na nocną półkę. Wstałam i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jakieś ciuchy na przebranie, piżamę, bieliznę, ręcznik i kosmetyczkę. Wszystko wpakowałam do mojego plecaka. Usiadłam na sofie. Nie bardzo wiedziałam co teraz mam ze sobą zrobić. Zbliżała się czternasta. Miałam jeszcze dużo czasu. Zarzuciłam na siebie grubą bluzę i wyszłam na balkon. Słońce lekko przygrzewało. Zapowiadał się dzień bez deszczu. Postanowiłam się przejść na boisko.


Zeszłam na dół i ubrałam buty. Nie potrzebowałam grubej kurtki. Sama ciepła bluza w zupełności wystarczy. Zamykając drzwi na klucz, wyjęłam telefon, wybrałam numer do cioci i czekałam aż odbierze. Po drugim sygnale odebrała. Poinformowałam ją o tej „nocce”. Z wielką gulą w gardle przekazałam jej plany. Życzyła mi abym się dobrze bawiła. Podziękowałam jej po czym rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam na boisko.


Mijałam kolejne uliczki. Większość ludzi – co bardzo dziwne- nie mieli ogrodzonego terenu. Dopiero po jakimś czasie pojawiły się ogrodzone działki. Każdy dom prezentował się jak najlepiej umiał. Wyraźnie widać, że ludzie starają się pielęgnować ogródki tak aby efekt był najlepszy. Miałam wrażenie, że kolejno oglądane przeze mnie domy wyglądały podobnie. Tak jakby mieszkańcy rywalizowali między sobą, kto ma ładniejszy, bardziej dostojniejszy czy wykwintniejszy dom. W jakie słowo to nie ubrać- widoku nie opisze.

 
Uliczki były pełne pustki. Od jakiegoś czasu przejechały z dwa czy może trzy auta. Nic więcej. Większość mieszkańców korzystała z dopisującej im ładnej pogodzie. Spacerowali czy jechali na rowerze. Może jeszcze nie jest tak źle, świat nowoczesności nie wszystkich pochłoną.


Idąc tak i podziwiając zauważyłam, że trochę zboczyłam z trasy. Zaszłam za daleko. Stwierdziłam, że mogę trochę obejść mieścinę i dotrzeć na boisko inną drogą. Tak przynajmniej planowałam. Jako, że jestem marna w orientacji w terenie wylądowałam nie gdzie indziej jak w polu. Tak jest. W polu pełnym mokrej ziemi. Zmarnowana wyciągnęłam telefon i włączyłam nawigację. Po 15 minutach wyszłam na asfalt, później to już szło z górki. Nim się obejrzałam byłam w znajomych mi stronach. Podczas marszu poczułam coś w kieszeni mojej bluzy. Sięgnęłam po przedmiot chcąc go jak najszybciej zidentyfikować. Te „coś” okazało się być moją MP3. Szukałam jej od kilku dni ale nie umiałam jej znaleźć. No tak, nie wyjęłam jej po tym spacerze, w tedy jak przyjechałam i zderzyłam się z Jacobem…


 Bez myślenia wsadziłam słuchawki w uszy, włączyłam muzykę, z którą już po chwili szłam w rytmie. Kolejno leciały piosenki pieszcząc moje uszy. Kocham słuchać muzykę. Kiedyś nawet chciałam ją tworzyć ale zdecydowałam, że granie na gitarze – która jest moim ulubionym instrumentem-, pianinie czy skrzypcach było by katastrofą. Jedyne czego bym dowiodła to zniszczenia muzyki. Więc zostałam po prostu zwykłym słuchaczem z marzeniami.


Byłam coraz bliżej boiska. Zdjęłam słuchawki, które na powrót znalazły się w kieszeni. Słyszałam gromkie okrzyki chłopaków kłócących się o jakieś punkty, auty czy coś. Prowadzili zażartą kłótnię. Po przekroczeniu furtki zauważyłam znajome mi twarze. Poznawałam ich ze szkoły jednak imiona wyleciały mi z głowy.


Skierowałam się do ławki na uboczu. Idąc sprawdziłam godzinę na telefonie. Była 15.20. Ech, jeszcze tyle czasu. Co ja mam robić? Usadowiłam się wygodnie na ławce trzymając smartfon w ręce. 


Zlustrowałam wzrokiem chłopaków całych zgrzanych, czerwonych z potem ściekającym im po twarzy. W dalszym ciągu drążyli kłótnię. Jeden z rozmówców podniósł rękę. Miałam wrażenie, że zaraz rozpocznie się bójka. Oczywiście nikt nie miał zamiaru ingerować. Wszyscy stanęli nie daleko nich. Wbijali w nich wzrok z nadzieją, że rozpocznie się jakaś ciekawsza akcja. Na szczęście w porę zjawił się ktoś z dorosłych. Opanował całą sytuację. Wszyscy się rozeszli próbując opanować emocje. Kilku z tych kolesi rzuciło z dwa przekleństwa po czym oddzielili się.


Nastał spokój. Skończyło się widowisko, a ja nie miałam na powrót co robić. Obracałam w rękach telefon. Co jakiś czas sprawdzałam godzinę. Chcę się już dowiedzieć prawdy. Jako mała dziewczynka byłam strasznym molem książkowym. Tyle razy czytałam bajki, powieści fantastyczne. W tedy wiedziałam, byłam stuprocentowo pewna, że takie rzeczy nie mają miejsca w naszym świecie. To nie możliwe, żadne krasnoludki, wróżki, czarodzieje… To nie istnieje! A teraz?! Obcy, nie znany mi chłopak podczas tłumaczenia kuli się u mych stóp! Dzieją się różne dziwne rzeczy, których całkowicie nie rozumiem. Jakiś kodeks, pakt nie do naruszenia. Co to ma być?!


Moje przemyślania przerwał dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Pokazywał mi jedną nie odebraną wiadomość. Sprawdziłam od kogo. Wyświetlił się jakiś numer. Nie poznałam go. Mimo wszystko otworzyłam smsa.  Jego treść mną wstrząsnęła.

Ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz, Kotek. Jeżeli myślisz,

że jak zmienisz numer to cię nie znajdę to się mylisz.

Nie wiesz do czego jestem zdolny, więc lepiej jeśli nie będziesz

mnie prowokować. Radzę Ci mieć oczy dookoła głowy. Nigdy

nie wiadomo co się może stać. Mam dla ciebie zaplanowaną

niespodziankę. Całuski, Kells. Tom.

Co ja mam o tym wszystkim myśleć?! Zmieniłam numer, tylko rodzice i przyjaciele o nim wiedzą! On mnie prześladuje?! Co to ma znaczyć?! W oczach zebrały się łzy. Podkuliłam nogi pod brodę. Czułam gęsią skórkę na plecach. Całe moje ciało dygotało. Co ja mam teraz zrobić?


Po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłam jak oparzona. Podniosłam swój wzrok. Napotkałam zmartwioną twarz Alex ’a. Tak, tego samego, który siedział z paczką Jess w stołówce. Nie wiem czego tym razem ode mnie chce. Przyjęłam to, że mnie nie polubił.

- Wszystko w porządku, Kells?- zapytał zmartwiony. Chwila? On  się o mnie martwi?
- Yyy… Tak, ok.- próbowałam wstać.


Byłam na tyle roztrzęsiona, że przy pierwszej próbie od razu zachwiałam się. Jak nic poleciłam bym na twarz gdyby nie Alex. W porę złapał mnie w pasie i ustawił do pionu. Gdy był już pewny, że stoję na nogach odsuną ręce jednak na wszelki wypadek trzymał je w gotowości. Powoli, z ostrożnością obróciłam się w jego stronę.

- Dzięki.- powiedziałam robiąc nie pewny uśmiech.
- Na pewno w porządku? Wyglądasz na mocno roztrzęsioną.
- Nie naprawdę, jest okej.
- No dobra. Ja… Chciałem cię przeprosić za… to w stołówce. Wiesz jak to jest. Człowiek słyszy różne plotki, a potem sam nie wie co jest prawdą, a co kłamstwem.
- Rozumiem. Jesteś tu nowy…
- No właśnie. Przepraszam. Nie chciałem cię urazić. – powiedział lekko się uśmiechając.
- Przeprosiny przyjęte.- odwzajemniłam uśmiech.
- To może przejdziemy się gdzieś?
- Jasne.

Ruszyliśmy w stronę głównej uliczki. Alex zaproponował koktajl mleczny. Zgodziłam się. Oczywiście musiałam pozwolić na to aby Alex zapłacił. Poczekałam siedząc krześle, przy budce. Chłopak stał do mnie plecami. Co jakiś czas używał rąk, nie wiem do czego. Czyżby chciał pomieszać te koktajle? Nie, to głupie. Kiedy już kupił nam po napoju, usiadł naprzeciwko mnie. Przypięłam się do rurki szybko upijając zimną ciecz z kubka. Koktajl był wyśmienity. Dawno takich pyszności nie piłam. Ponownie wsadziłam rurkę do buzi upijając kolejne, duże łyki napoju.

Alex zaproponował abyśmy się bardziej poznali. Zgodziłam się. Cieszę się, że nastawienie Alex’ a w stosunku do mnie uległo zmianie. Chłopak okazał się być bardzo sympatyczny i zabawny. Dość często podczas rozmowy wybuchaliśmy śmiechem. Kiedy po moim gardle ściekną ostatni łyk napoju, sięgnęłam po telefon. Miałam jeszcze z czterdzieści minut. Alex zaproponował, że mnie odprowadzi. Czemu nie?

Podniosłam się na równe nogi. Poczułam jak kręci mi się w głowie, a cały obraz się momentalnie zamazuje. Zmrużyłam oczy aby wyostrzyć wzrok. Dopiero po minucie obraz stał się bardziej widoczny. Od czasu do czasu w oczach miałam plamki. Czułam się jak bym stała na nogach z waty. Coś było nie tak. Czułam jak moje serce zaczyna coraz mocniej walić, a krew robi się coraz cieplejsza. Poprosiłam Alex’ a, żeby podtrzymywał mnie. Przez moją głowę przeleciało tysiące myśli. Przeważnie były to jakieś durne wyobrażenia, które za wszelką cenę chciałam się pozbyć. 


Robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie drogi, Alex poprosił mnie abym stanęła w miejscu. Nie wiedziałam po co to. Posłusznie stanęłam. Chłopak staną za mną i poprosił o chwilkę cierpliwości. Czułam jak moja głowa pulsuje. Miałam ochotę wbiec na środek ulicy i nią iść jak gdyby nigdy nic. Szybko rozwiałam tę głupotę. Miałam wrażenie, że część mnie- i to bardzooo duża- traci zmysły, rozsądek, a druga, bardzo malutka część mnie próbuje przywołać mnie do porządku. Co się zemną dzieje, do cholery?!


Nagle poczułam jak ktoś od tyłu zarzuca na moje oczy ciemną opaskę. Mimo mojej słabości próbuję się wyrwać. Ta maluteńka część z rozsądkiem podpowiadała mi, że to nie kto inny jak Alex. Co on wyprawia?! Próbowałam mu się wyszarpać. Nic z tego. Na dodatek, żadne auto nie przejeżdżało. Ludzi przechodzących też nie było. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Poczułam jak jego silne ramiona oplatają mnie. W żadnym wypadku nie próbował mnie dusić. Co on chce ze mną zrobić?! Szarpał mną. Jako, że mój obecny stan  nie był najlepszy, bezproblemowo wcisną mnie do jakiegoś auta. Usadził na tylnym siedzeniu po czym z zamachem wbił w mój bok igłę. Poczułam jak nieznany mi płyn rozprzestrzenia się po moim ciele.

 

 

~~oczami Jacoba~~

Wchodziłem właśnie do pokoju gościnnego. Na sofie zauważyłem siedzącego Jamesa. Oparł głowę o oparcie po czym zamkną oczy. Gdy stanąłem przed nim, wbił swój wzrok we mnie. Zdołałem zauważyć jak napina mięśnie.
- Jeżeli coś jej się stanie, przysięgam zabiję cię gołymi rękami!- powiedział mój braciszek z zaciśniętymi zębami.
- Ona sama zdecyduje czy zechce nam pomóc. To nie moja wina, że sprawa między ojcami tak się potoczyła, a nie inaczej. Zresztą popatrz. Pakt powoli zaczyna się unieważniać. Znów możemy normalnie rozmawiać!
- Wiem, tylko tu nie chodzi tylko o nas. Kells nie należy do naszego świata. Będzie jej trudno. Nie da rady. Po co mamy ją narażać?
- Skąd wiesz? Zresztą. Jest dorosła. Zrobi co chce. Tylko ona może pomóc ponownie złączyć te wszystkie grupy elit. To musi się wreszcie skończyć. Nie mogą się cały czas atakować… - nie zdążyłem dokończyć gdyż przerwał mi Jass. Wstał na równe nogi. Oboje staliśmy naprzeciwko siebie z zaciśniętymi pięściami. 
- Czemu to leży w naszym interesie?! Czemu ktoś obcy im musi to wszystko odkręcać?!
-To nie moja wina, że twój ojciec jest aż tak zachłanny.- powiedziałem ledwo panując nad targającymi mną emocjami.
- To nie moja wina, że twój stary za złamanie paktu postawił karę śmierci.
- To nie moja wina, że twój się zgodził.
- To nie…
- Dosyć! Uspokójcie się! Oboje!- krzyczała Jessica. Miała poważną minę.- Ja… Kelsey ona…

 

 

~~ oczami Kelsey~~ 

Po jakiś dwudziestu minutach drogi oprzytomniałam trochę. Dalej kręciło mi się w głowie. Nie bardzo umiałam się poruszyć. Na dodatek ciasno związana chusta na oczach… Tak strasznie się boję. Co on chce zrobić? To było zaplanowane? Czemu?! Miałam ochotę płakać ale zawładnęła mną mocna bezsilność, a jednocześnie rozpierała mnie energia. Co się dzieje?! Błagam, niech ktoś mi pomoże!


Po chwili usłyszałam zatrzask drzwi samochodowych. Alex otworzył z mojej strony drzwi po czym wyją mnie. Chciałam pisnąć, zapytać o co chodzi, cokolwiek. Oczywiście mój głos zawiódł. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ustawił mnie na moich watowatych nogach. Zaczął mnie popychać. Nie miałam pojęcia dokąd idę. To było okropne. Kilka razy mimowolnie ręce powędrowały mi do chusty. Miałam wielką chęć ją zerwać. Niestety, mój porywacz po kilku próbach zacisną mocno swoje dłonie na moich nadgarstkach. Jeśli to przeżyję, będę mieć okropne sińce. Po pięciu minutach siłowania, moje ciało poddało się. Chciałam szarpać, bić Alex’ a ale nie mogłam, byłam bezsilna. Nie panowałam nad sobą.

Alex stanowczo prowadził mnie do jakiegoś wybranego przez siebie celu. Kilka razy moje nogi odmówiły posłuszeństwa i ugięły się pode mną. Kiedy po raz kolejny upadłam, Alex wykrzyczał:

- Kotek, daj się poprowadzić. Nie szarp się, to tylko wzmocni twoje męczarnie!
- Dokąd mnie prowadzisz? Co chcesz ze mną zrobić?- wyjęczałam. Ledwo dobrałam słowa.
- Spokojnie. Załatwimy to sprawnie i szybko. Ktoś musi odkupić winy i wypadło na ciebie, mała.

Nie wiedziałam co dalej powiedzieć. Czułam jak mój mózg traci rozum. Stałam się marionetką. Jednak ta malusia część mnie walczyła. Tylko to za mało. Czekałam na koniec moich męczarni. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy to tylko sprawka Alex’ a. Ktoś jeszcze macał w tym palce? Poczułam powiew ciepłego powietrza. Co dziwne, jest prawie zima. Okazało się, że porywacz przyprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Usłyszałam jak zamyka jakieś drzwi. Po chwili zerwał chustę z moich oczu.

Chciałam przyjrzeć się otoczeniu. Niestety w moich oczach po raz kolejny pojawiły się plamki. Obraz stał się zamazany. Kręciło mi się w głowie. Jedyne co zdołałam zauważyć to to, że jesteśmy w jakiejś ruinie. Na ścianach wisiały wielkie pochodnie. Buchało z nich wielkie, rażące światło. Spojrzałam przed siebie. Wnętrze było mało oświetlone co sprawiło mi trudność dostrzeżenia kilku interesujących mnie obiektów. Myślę, że w głąb pomieszczenia są schody prowadzące na dół.

Na plecach poczułam dłonie Alex’ a. Pchną mnie w głąb ruin. Miałam rację. Były to schody. Kiedy już po nich zeszliśmy, rozpoczął się długi korytarz. Co jakiś czas na ścianie była mała pochodnia. Ponownie poczułam powiew zimnego powietrza, który przyniósł nie przyjemny zapach dla moich receptorów nosowych. Zmarszczyłam nos. Czekałam na koniec korytarza. Na chwiejących nogach przemierzałam kolejne metry. Zachciało mi się spać. Byłam dość mocno otumaniona. Kolejne głupie myśli przybywały, a ja zawzięcie, resztkami sił eliminowałam je.

Po pięciu minutach, do moich uszu doszły gromkie okrzyki. Jedne głosy były strasznie skrzypiące, inne mówione basem, a jeszcze inne cieniutkim głosikiem. Byłam przerażona. Za kilka chwil, mój marny żywot dobiegnie końca. Tak nie można! Zawsze marzyłam o  dużym domie, mieszkać w nim z gromadką dzieci i kochającym mnie mężem! A teraz co?!


Coraz bliżej byliśmy tajemniczych odgłosów. Mój oddech przyśpieszył. Wkroczyliśmy do pomieszczenia. Widok był jednocześnie przerażający jaki i ciekawy, nie codzienny. Otóż, wszystkie głosy wydobywały się od różnych tajemniczych istot. W całym tym zamazanym widoku zdołałam zobaczyć: wielką sylwetkę w szacie, na głowie znajdowały się czarne oczy z czarnym dziobem, na czubku widniały z może trzy pasma włosów. Kolejne co zauważyłam to wielkie obrzydliwe, obślizgłe cielsko w podartych ciuchach. Krąg tworzyły liczne dziwactwa. Kościotrupy, małe stworzonka na kształt krasnali- tylko bardziej zaniedbani i przerażający-, jakiś niedźwiedź stojący na tylnych łapach, cały wychudzony z wielkimi kłami. Niektóre stwory przypominały coś na kształt człowieka.  

Po chwili poczułam jakąś rękę. Była zimna, mokra i glutowata. Powędrowałam wzrokiem do jej właściciela. Była nim jakaś kobieta z wyłupiastymi oczyma. Jej głowę zdobiły poczochrane, czarne włosy. Tylko tyle zdołałam dostrzec. Wydała z siebie głośny okrzyk w niezrozumiałym mi języku. Czułam, że zwiastuje to coś nie dobrego. I zaczęła się tortura.

W moją stronę skierowały się nie ludzkie stworzenia. Zaczęły szarpać mną na wszystkie strony. Przy tym wykrzykiwali w swoim ojczystym języku przeróżne zwroty. Ich chwyty były bolesne. Po niektórych stworzeniach, które mnie dotknęły czy otarły się o mnie, zostały ślady. Na początku w tym, miejscu skóra piekła, następnie siła bólu wzrastała. Po kilku minutach zostawał czerwony  ślad. Modliłam się aby już skończyli. Nie chciałam cierpieć. Co jakiś czas z mojego gardła wydobywały się piski, krzyki. Szarpałam się na wszystkie strony.

Kiedy już myślałam, że stwór który uniósł rękę aby zadać mi cios, będzie ciosem ostatecznym. Myliłam się. W tłumie zauważyłam przedzierającą się grupę osób. Osób ludzi! Między innymi znajdywał się tam Alex. Byli coraz bliżej mnie. Oprócz mojego porywacza, byli tam dwaj wysocy mężczyźni i dwie zgrabne kobiety. Chciałam im się przyjrzeć bliżej ale ledwo określiłam ich płeć. Byłam wyczerpana. Ból stawał mi się obojętny.

 
Kiedy grupa nieznanych mi osób stanęła przede mną, przeróżne dziwactwa odsunęły się o krok ode mnie. Kilka z nich podtrzymywało mnie. Chwycili mnie za ręce i boki. Przez jakiś czas cała piątka przyglądała się mojej osobie bez słowa. Byłam cała rozczochrana, z otwartych ran tryskała krew, a oczy zamykały się mimowolnie. Ubrania miejscami były rozdarte. Nogi uginały się po de mną.
- Do dzieła- usłyszałam stanowczy głos jednej z kobiet.
Zacisnęłam oczy czekając na ból. Ostatnie co poczułam to ostry, przecinający skórę ból na nadgarstku. Krzyknęłam. Osunęłam się na podłogę. Ostatnie co poczułam to ból głowy. Nastała ciemność…


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hohoh! Wesołego Świętego! :D
Życzę wam duuużo prezentów mikołajkowych!
Ten rozdział to taki mój prezent.
Liczę na to, że się podoba.
Oceniajcie od 1-10 ;)
Prosiłam bym abyście wyrazili opinie co do nowego wyglądu.
Chcecie zakładkę "spojler" ?
Czekam na opinie!
Mogą się przytrafić jakieś błędy czy coś. Jam jest żarłok literowy XD
Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Co oni chcą jej zrobić?? Ja chcę już następny rozdział xd

    http://fear-of-losing.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. W O W
    No, niezle, niezle.
    Nie wiem, co mam napisac, jestem zszokowana tym zakonczeniem.
    Czy ja dobrze zrozumialam, ze Kells zostala wydana na ofiare?

    *
    Zaraz wroce do watku powyzej, musze sie pozbierac i zaczac od poczatku.
    No wiec tak: chwila, w ktorej Alex bawil sie koktajlami wydala mi sie podejrzana i wlasciwie troche nakierowala na mysl, ze ten sen sie spelni. (Ja nie dodawalabym tego fragmentu, w kazdym razie jesli chcialas, zeby zostalo to w tajemnicy do konca).
    Ale bylam serio zaskoczona. Czekam jeszcze na niespodziewanego Toma (Kotek? Dlaczego Alex tez tak ja nazwal? (Hehe uwielbiam "kotka", uzywalam go tez u siebie, ale jakos to zniknelo) Troche podejrzane)
    Ogolem to zastanawia mnie chwila Jacoba. Pakt sie zalamuje? Czyzby to dlatego Kells zostala porwana?
    Czy moze ktos inny probuje w ten sposob utorowac sobie droge do wladzy? Albo jeden z ojcow, albo ktos trzeci? No, jestem powaznie zaintrygowana!
    (Jednak ostrzegalas, ze.bedzie sie duzo dzialo)
    No i wreszczcie moja ukochana fantastyka! Byle wiecej takich rozdzialow no i zeby bylo wiecej Jake'a hehe.
    No i oczywiscie, zeby Kells przezyla bez szwanku.
    Skomentowalabym szybciej ale niestety pisalam zbyt dlugo rozdzial no i musze sie przygotowywac do konkursu.
    Pzdr i czekam nn!!! (Trzy wykrzykniki, gdyz udowodniono naukowo, ze uzywanie wiecej niz jednego znaku interpunkcyjnego jest oznaka choroby psychicznej, a ja wlasni tak sie czuje)
    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com
    shadowofland.blogspot.com (nie wiem, czy czytasz tego bloga, ale o ile ci sie chce i mialabys wolna chwile to zapraszam)
    No i tradycyjnie juz przepraszam za bledy.


    Ps. Ladny wystroj bloga i oczywiscie, chcialabyn ta zakladke

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Powodzenie na konkursie! Jak coś zajmiesz, obowiązkowo daj znać! :D

      Usuń
  3. Uhhhh...dlaczego tak zakończyłaś.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musi być napięcie. Zachowuje was w nie pewności ;)

      Usuń
  4. Wow,megaaa rozdział :o
    Jejku kocham twój styl pisania no :*
    Rozdział dostaje ocenę 10/10 ^^ jest świetny
    Co do tej zakładki,to tak,pewnie :*
    Ooo kiedy będzie kolejny rozdział? Po takim zakończeniu długo nie wytrzymam xD
    Życzę weny i jeszcze raz gratuluje ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo... Dziękuję :*
      Rozdział prawdo podobnie w weekend :)

      Usuń
  5. W skali od 1-10, oceniam na 5-6.
    Rozdział trochę skrótowy, sprawia wrażenie, jakbyś pisała go, chcąc jak najszybciej skończyć i zaskoczyć czytelników. W jednej chwili coś jej się śni, w kolejnej Alex i jego dziwne (p o d e j r z a n e) zachowanie, które zbytnio nie zwraca uwagi Kells, a do tego to sprawdzenie się snu - trochę za dużo jak na jeden, krótki rozdział, ale nie powiem, że nie, akcji trochę było.

    Lecę czytać dalej,
    Minoo
    healer-of-century.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń