06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 4


                          Nowa znajomość.

Ujrzałam przed sobą szczupłego, umięśnionego mężczyznę o krótkich ciemnobrązowych włosach i głębokich, czarnych oczach. Był ubrany w ciemne dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Stał z założonymi rękami. Najwidoczniej wyczekiwał jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Bacznie przyglądał się mojej osobie. Lustrował mnie z góry do dołu. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

Nie mogłam tak stać bezczynnie. Musiałam się odezwać. Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć. Przypuszczam, że jest to ten słynny James, daleka rodzina pani Grażyny.  Dla pewności i przerwania ciszy zapytałam: 

- Ty jesteś James, prawda?

- Prawda. A ty jesteś…

- Kelsey. Nowa sąsiadka.

- Ach tak. Jesteś od pani Sary? Sary Wilson?

- Mieszkam z nią, to moja ciocia- odparłam. Czemu on musi mi się tak przyglądać? To denerwujące!

- Rozumiem- burkną.

- To twój koń- zapytałam zgrabnie zmieniając temat.

- Nie. Jest mojego przyrodniego brata- dwa ostatnie słowa wypowiedział niemal z obrzydzeniem. Zrobił przy tym kwaśną minę.

-Przyrodniego brata…- chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.

- Tak. Jacob. Jake. Moja mama wyszła za jego ojca- powiedział to z pogardą.

- Nie lubisz go?

- Jest… Lubiłem z nim spędzać czas jak byliśmy przyjaciółmi. Potem… to wszystko tak szybko się stało. Non stop o coś się chce kłócić. Prosił swojego ojca nawet o pieniądze na jakieś małe mieszkanko, kawalerkę, żeby  jak najdalej od mojej mamy, ojca, ode mnie uciec. Już tak świetnie się nie dogadujemy.

- Przykro mi- cieszyłam się, że się prze de mną otworzył. Przykro mi z powodu Jacoba. Nie powinien go tak traktować. To co on zrobił było świństwem. Nie powinien tak postępować. Byli przyjaciółmi. Współczuję Jamesowi.

- No dobra, a co ty tu robisz- zapytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Pani Grażyna…-  nie bardzo wiedziałam jak wytłumaczyć tę sprawę z koniem.-  Powiedziała, że będę mogła zajmować się jej szarą klaczą, a ty… masz mi przy tym pomóc.

- Jasne- wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chodź.

Zaprowadził mnie do stajni. Pokazał boks Luny, jej siodło, uprząż i całe wyposażenie do czyszczenia. Pokazał co i w jakiej ilości mam jej dawać do jedzenia. Wytłumaczył mi co mam jak używać i jak obchodzić się z koniem. Pouczył mnie również w sprawie nie umyślnego postępowania.

Miło mi się go słuchało. Często przetaczał niektóre sprawy w żart mimo, że wymagały powagi. Zadał mi kilka pytań dotyczących tutejszej szkoły, starej i znajomych. Okazało się, że będziemy czasami mogli się spotkać na jakiejś lekcji. Niestety. W tej szkole jest indywidualny plan lekcji.

Łatwo mi się z nim rozmawiało. Opowiedział mi jeszcze trochę o tym jak się przyjaźnił z Jacobem, kiedy jego mama poznała go z ojcem przyjaciela, o śmierci taty. Współczuję mu. Tyle przeszedł… Mam nadzieję, że los się do niego wreszcie odwróci. Jedyne wsparcie ma u pani Grażynki i przyjaciół. Szkoda tylko, że nie jest dalej dobrym przyjacielem Jacoba. To nie ich wina, że rodziców złączyła miłość. Stali się rodziną. Nie jedni by chcieli zamienić prawdziwą siostrę, brata na przyjaciela. Myślę, że tu coś nie pasuje. To nie mogła być taka prawdziwa przyjaźń.

Mogłam bym tak z Jamesem rozmawiać dniami. Niestety, robiło się ciemno. Musiałam wracać. James uparł się, że mnie odprowadzi. Po dwóch minutach staliśmy pod moim domem. Pożegnaliśmy się i umówiliśmy jutro o 15.00 w stajni na przejażdżkę konną. Później rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.

Weszłam do domu. Przekroczyłam próg pokoju gościnnego. Moim oczom ukazała się widok siedzącej cioci przed telewizorem szukającej jakiegoś serialiku. Gdy mnie ujrzała odłożyła pilot, obróciła się w moją stronę i rzekła:

- Gdzieś ty była? Jest  już tak późno i ciemno.

- Przepraszam, poznałam tego Jamesa no i trochę rozmawialiśmy ze sobą – przyznałam ze wstydem. Mam nadzieję, że ciocia zrozumie to normalnie.

- Poznałaś go? I co ? Fajny? Ładny chociaż- zadawała pytanie za pytaniem. Tylko nie to, pomyślałam. Jak zawsze wszystko źle rozumie.

- Tak, jest fajny. Czuję, że będziemy świetnymi kumplami- na ostatnie słowo nałożyłam nacisk. Najwidoczniej zasmuciło ją to.

- No cóż… - obróciła się do telewizora i burknęła coś niezrozumiale pod nosem.

Weszłam do kuchni, poczęstowałam się kanapką i zrobiłam sobie ciepłą herbatę z cytryną, z którą pomknęłam do pokoju. Postanowiłam coś obejrzeć. Miałam ochotę na jakąś komedię. Skakałam z kanału na kanał aż jakiś film przykuł moją uwagę. Po kilku minutach śmiechu film oczywiście przerwała reklama. Postanowiłam sprawdzić telefon. Wow. Była już 19.34 ale ten czas leci. Miałam trzy nieodebrane wiadomości. Zgadnijcie od kogo. Tak, właśnie od Toma. Wszystkie były o podobnej treści.

Kells, miej się na baczności. Nie odpuszczę. Tom

Twoje życie ulegnie całkowitej zmianie, przygotuj się !  Tom.

Tęsknię za tobą. Żałuj, że mnie zostawiłaś. Tom

Bla, bla, bla… Zawsze to samo. Zastanawiam się czy nie był po prostu pod dużym wpływem alkoholu czy narkotyków. Chociaż… Nie, nie powinnam tym się martwić. To było, minęło. Poproszę ciocię żeby kupiła mi nową kartę. Muszę zmienić numer.

Wykonałam również krótki telefon do mamy. Poinformowałam ją, że wszystko w porządku, dzień miną mi przyjemnie, opowiedziałam jej o zakupach i Jamesie. Po rozmowie zgasiłam telewizor. Nie zbyt miałam ochotę na oglądnięcie końcówki filmu.

Podeszłam do biurka na, którym zauważyłam kopertę zaadresowaną do mnie. Co się okazało, była od pani dyrektor z mojej nowej szkoły. Pisali, że cieszą się, że mogą uczyć taką uczennicę jak ja. Pewnie wszystkim tak pisali. W liście wyrazili swój zaszczyt, że wybrałam tą, a nie inną uczelnię. Chcieli mnie poinformować, że w poniedziałek jest mały apel podczas lekcji. Nie jest wymagany strój apelowy, SUPER. Następnie z koperty wyciągnęłam swój plan lekcji. Nawet nie był taki zły. Szkoda, że każdy ma inny. Z koperty wyciągnęłam jeszcze małą, podręczną mapkę szkoły.

Gdy przestudiowałam wszystko poszłam pod prysznic. Przebrałam się w piżamę i ułożyłam wygodnie w łóżku. Myślałam jeszcze trochę o jutrzejszym spotkaniu z Jamesem. Nie umiem jeździć konno. Ech… Mam nadzieję, że mnie nauczy.

Po kilku minutach rozmyślań udało mi się zasnąć. Tym razem deszcz nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Pozwolił mi odpłynąć w sen pozbawiony koszmarów.

Rano obudziłam się prawie o 10.00. No cóż. Muszę korzystać, w tygodniu nie będzie tak dobrze. Poleniuchowałam jeszcze z dziesięć minut. Wstałam, poszłam do łazienki na krótki prysznic, ubrałam się w czarne spodnie i szarą, grubą bluzę i spięłam włosy w luźny warkocz. Pędem zeszłam na dół, do kuchni.

Tak jak myślałam, śniadanie stało na blacie kuchennym, a ciocia w swoim „biurowym” pokoiku z papierami. Miała bardzo skupioną minę. Musiała się właśnie nad czymś zastanawiać.

- Cześć, ciociu. Co tam- zapytałam grzecznie.

- Cześć, skarbie. Pracuję właśnie nad planem nowego domu dla pewnej rodziny. Podgrzej sobie mleko od płatków. Myślałam, że wcześnie wstaniesz.

- Też myślałam, że wcześnie wstanę.  Dziękuję.

-Proszę. O której jesteś umówiona z Jamesem- zapytała z tym swoim głosikiem specjalnie zarezerwowanym na te tematy. Zamarłam. Przecież o żadnym spotkaniu jej nie mówiłam.

- Skąd wiesz?

- Grażynka do mnie dzwoniła. O wszystkim mi powiedziała- zrobiła ten swój uśmieszek. Czemu ona tak to traktuje?! Mówiłam jej, że to kumpel!

- O 15.00. Coś jeszcze- zapytałam z wymuszoną grzecznością.

- Tak. Nie musisz się śpieszyć z powrotem. Mam dziś o 16.00 do późna rozmowę w pracy.

- Spokojnie. Poradzę sobie.

Wyszłam z pokoju. Przekroczyłam próg kuchni i zagrzałam mleko. Zjadłam grzecznie przy stole. Po śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i pomknęłam do pokoju. Nie bardzo miałam co robić. Wyjęłam książkę i zaczęłam czytać. Ocknęłam się dopiero w tedy gdy ciocia wołała na obiad. Zeszłam posłusznie na dół. Usiadłam do stołu i zjadłam.

- Masz jeszcze dwadzieścia minut- oznajmiła ciocia z nutką podniecenia.

- Dwadzieścia minut do…

- Do spotkania się z Jamesem-  widać było, że z trudem używa słowa „spotkania się”. Ach ta ciocia. Jak nastolatka. Hihi.

-Już wychodzę.  Miłej pracy- pożegnałam ciocię.

Uprałam czarne wysokie byty, włożyłam szarą czapkę z pomponem i wyszłam. Kierowałam się szybkim krokiem do stajni. Wcześniej nie miałam okazji mieć kontakt z koniem. No może jak byłam mała to coś tam pojeździłam ale było to bardzo dawno temu. Teraz nie pamiętam nic. Nie mam pojęcia jak konia zatrzymać czy ruszyć go z miejsca. Liczę na to, że James mi wszystko wytłumaczy.

Pogoda była znośna. Nie padało ale było pochmurnie. Wiał spokojny wiaterek. Oby się nie rozlało. Inaczej będziemy musieli siedzieć w stajni. Była to i zła i dobra wiadomość. Zła dlatego, że moje lekcje musiały by poczekać no i nie przewietrzylibyśmy się. Bardzo lubię spędzać czas na podwórku.  A dobra dlatego, że mogła bym dopytać się Jamesa co do paru niezrozumiałych mi spraw.

Gdy doszłam przed wielkie drewniane drzwi od stajni, James stał o nie nonszalancko oparty z szerokim uśmiechem. Na sam widok moja twarz rozpromieniła się uśmiechem.

- Cześć, gotowa na jazdę- przywitał się.

- Hej, mam nadzieję, że wyjaśnisz mi wszystko. Nie umiem jeździć konno-  przyznałam.

- Spokojnie. Wszystkiego cię nauczę- powiedział z zadziornym uśmieszkiem.

-Mam nadzieję- mruknęłam.

Powlokłam się za nim do środka stajni. Pokazał mi jak mam nałożyć siodło i leńce. Najpierw sam to zrobił po czym wszystko ściągną i polecił powtórzyć mi jego ruchy. Z siodłem wszystko było okey. Założenie uzdy poszło trochę gorzej. Po kilku minutach ścisłej nauki ruszyliśmy na koniach w pole. James prowadził. Jechał blisko mnie żeby w razie czego mi pomóc. Sam wybrał jednego konia z tych brązowych z plamą na łbie. Szło mi całkiem nieźle. Powoli czułam się swobodnie w siodle.

Podczas drogi James zadawał mi pytania, które pominą ostatnim razem. W nagrodę za odpowiedź mogłam zadać jemu pytanie. Dowiedziałam się, że pani Grażyna nie jest z nim spokrewniona. Jest to rodzina od Jacoba. Przez to, że teraz jest skłócony z Jamesem nie przyjeżdża tu do niej. Jest to jego daleka ciocia. Obowiązki spadły na mojego kumpla , a Jacob ciągle mu wyprawia kłótnie. Przy kolejnym pytaniu związanym z jego przybranym bratem, James oburzył się trochę.

- Co cię tak interesuje ten dupek- zagrzmiał.

- Nie wiem. Tak po prostu. Przykro mi, dziwię się tylko, że byliście sobie tak bliscy, a jak staliście się rodziną… Wszystko pękło jak bańka mydlana. Cała ta więź…

- Dziś mam takie myśli, że to nie była przyjaźń- powiedział szczerze.- Nie dość, że muszę z nim mieszkać, to jeszcze muszę go widywać w szkole. Zawsze omija mnie i traktuje jak wroga.

- Naprawdę? Chodzi z tobą do szkoły? Omija cię- zadawałam pytanie za pytaniem. Będzie chodził do tej samej szkoły co ja?! Poznam go?

- Tak. Niestety- powiedział z pogardą w głosie.- Czy jak tutaj przyjeżdżałaś, zaprzyjaźniłaś się z kimś? Masz tu jakiś znajomych?

- Przyjeżdżałam tu jak byłam mała. Zawsze bawiłam się z taką Jessicą. Jessicą Smith.

- Jessica Smith? Znam ją. Będzie chodziła do tej samej szkoły co my. Mieszka na drugim końcu mieściny.

- Naprawdę! Jej. Tak dawno jej nie widziałam. Super- powiedziałam z ekscytację. To moja stara znajoma. Lubiłam się z nią bawić.

- Wiesz co. Wracajmy. Coraz bardziej się chmurzy, będzie lało- oznajmił James.

- Jasne, wracajmy.

Szybko wróciliśmy do stajni. Szybko udało mi się ściągnąć uzdę i siodło. Coraz bardziej śmielej postępowałam z koniem. Zaprowadziłam klacz do boksu, dałam jej siana i dolałam wody. Następnie pożegnałam się z Jamesem i ruszyłam do domu.  W środku było ciemno. No tak. Zapomniałam. Ciocia w pracy.

Weszłam do kuchni, zapaliłam światło i zagrzałam mleko na kakao. Pomknęłam do pokoju, wypiłam zawartość kubka i spakowałam książki do plecaka razem z planem lekcji. Sprawdziłam godzinę na telefonie. 19.57.  Za oknem robiło się coraz ciemniej. Deszcz zaczął padać. James miał rację. Poszłam pod prysznic. Ubrana w piżamę zaplotłam włosy w warkocz i wskoczyłam pod kołdrę.  Z jednej strony bałam się jutrzejszego dnia. Z drugiej cieszyłam się, że spotkam starą koleżankę i może poznam kogoś innego, fajnego. Nie minęło dużo czasu. Szybko odpłynęłam w krainę snów…


_________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na wasze oceny ;D
Zapraszam do nowej zakładki " Mały kącik"  !!!
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. O nie... Co za rozczarowanie XD Oczywiście teraz przerzuciłam się na brata przyrodniego Jamesa. Czyżby to on był tajemniczym panem? czy może chcesz mnie zamęczyć na śmierć i nigdy nie dowiem się kto jest kim?
    A właśnie, skoro o Jamesie mowa: nie za szybko się otworzył? Po kimś skrzywdzonym, odstawionym na bok oczekiwałabym trochę niechęci do rozmowy na swój temat.Chyba że James chciał się komuś wyżalić.
    Ogółem podoba mi się rozdział, widziałam parę błędów, nie wiem jednak, czy chcesz, żebym je wypisywała. Co sądzisz? Oczywiście, nie chcę żebyś się poczuła przeze mnie jakoś źle.
    No dobrze, co by tu jeszcze... Tom, ah Tom. Masz obsesje, Tom. Serio. Kelsey, lepiej się trzymaj. Wydaje mi się, że niedługo powitamy pana Toma w twoich skromnych progach.
    Dobra, to tyle na razie.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś spostrzegawcza nie ma co! :D
      Spokojnie wszystko się po jakimś czasie wyjaśni.

      Usuń
  2. Kiedy next? Kiedy?
    Prosze dodaj jak najszybciej.
    Plose ;D
    Pozdrowionko. Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi powiedzieć kiedy będzie następna część. Może coś w sobote dodam. Ciesze się że się podoba ;)

      Usuń
  3. Kurcze, myślałam, że będzie to James, ale może pozostała nadzieja i będzie to jego brat? :-)

    Rozdział udany, choć znów pojawiła się masa blędów. Napisałaś to spójnie, logicznie, czytało się to lekko.

    Czy James rzeczywiście jest tym zraniony? Bo tak można wywnioskować po sposobie w jaki mówi. Jestem ciekawa, o co takiego poszło Jamesowi z jego... bratem, kumplem, czy jak go tam określić.

    Minoo
    healer-of-century.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń