poznać do końca drugiego człowieka, choćby nie wiem co" - Jaume Cabré
Weekend
Całą noc nie mogłam spać przez deszcz, który uderzał o rynnę
i tego smsa. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć na kilka godzin. O 6.00
byłam już na nogach. Poszłam do łazienki pod prysznic i załatwić swoje
potrzeby. Następnie podeszłam do szafy i wyciągnęłam ciemne dżinsy i niebieską
bluzę. Następnie upiełam włosy w kucyk. Usiadłam na sofie i jeszcze raz
przeczytałam spokojnie wiadomość.
Cześć Kells. Byłem
wczoraj pod twoim domem. Twoi rodzice powiadomili mnie, że wyjechałaś do cioci
i dali mi do zrozumienia abym przestał nachodzić ich dom. Jeśli myślisz, że w
ten sposób ode mnie się odetniesz to się grubo mylisz. Wierz mi, mogłaś być ze
mną szczęśliwa. Szykuj się. Tom
Tom był moim kumplem.
Po pewnym czasie zaczął się dziwnie zachowywać. Bez powodu wdawał się w bójki,
wszystko go drażniło i ubzdurał sobie, że go kocham i jesteśmy sobie
przeznaczeni. Co się okazało, przyczyną jego zachowania były narkotyki, które
sprzedawał innym. Zgłosiłam sprawę na policję, trafił za kratki, a teraz nie
wiem jakim cudem jest na wolności. Jego sms mnie przestraszył. Mam się
spodziewać czegoś? Przyleci tu? Zrobi mi krzywdę? Nie. To nie ma sensu.
Poczekałam jeszcze z godzinkę za nim zeszłam na dół. Nie
chciałam budzić cioci. Kiedy już przekroczyłam próg kuchni, ciocia robiła nam
jajecznicę.
- Dzień dobry, Kells. Jak się spało?
- Cześć, ciociu. Deszcz nie za bardzo pozwolił mi spać-
zrobiłam skwaszoną minę.
- Przyzwyczaisz się
skarbie. Wyciągnij talerze z górnej szafki przy oknie.
Gdy ciocia nakładała nam jajecznicę, zrobiłam nam ciepłą
herbatę z cytryną. Śniadanie zjadłyśmy w ciszy. Po zjedzeniu, ciocia uparła
się, że sama pozmywa naczynia. Postanowiłam pójść do gościnnego pokoju na sofę.
Wchodząc, zauważyłam coś czarnego, puszystego leżącego na pufie. Zbliżyłam się
do interesującego mnie obiektu, który okazał się czarną kocicą o złotawych
oczach.
- Ciociu, jak się nazywa ten kot?
- To jest Mori- odrzekła ciocia.
Wyciągnęłam rękę w stronę kotki, która uniosła łebek,
obwąchała wyciągniętą dłoń po czym wtuliła się w nią. Zaczęłam głaskać ją za
uchem, w zamian zaczęła mruczeć. Zawsze chciałam mieć zwierzątko domowe ale
rodzice się nie zgadzali. Twierdzili, że zwierzę powinno być wolne, a nie
pupilem krzątającym się po domu.
- Gotowa, jedziemy- zapytała ciocia.
- Tak, jasne.
Podczas drogi ciocia powiadomiła mnie, że na proźbę rodziców
nie będzie mnie odbierać ani zawozić do szkoły. Będę musiała jeździć autobusem
szkolnym. Z domu na przystanek będę mieć z 3 minuty drogi, a później z 10 minut
jazdy do szkoły. Po drodze pokazała mi przystanek, szkołę i swoją pracę. Sara
pracuje jako architektka. Tylko kilka razy w tygodniu pracuje w biurze. Głównie
pracę bierze do domu dzięki temu może zadanie wykonać później i pozwolić sobie
na dodatkową pracę jaką jest opieka nad Marysią.
W galerii ciocia kupiła mi szarą bluzę z serduszkami, białą z misiami, dłuższą bluzkę do czarnych
spodni, kremową na trzy czwarte bluzkę z bucikami, czarną bluzkę z różową
kokardą i dłuższe do kostek brązowe buty. Postanowiłyśmy z ciocią pójść na
sklepy spożywcze aby kupić składniki do ciasta, które chce upiec na
popołudniową herbatę i w razie potrzeby kilka innych przypraw czy potrzeb do
wyposarzenia kuchni. Zakupy zrobiłyśmy szybko i sprawnie. Na szczęście ciocia
miała listę zakupów. Gdy zapłaciłyśmy wózek był cały obładowany torbami. Została
jeszcze jedna sprawa. Moje podręczniki do szkoły. Umówiłyśmy się z ciocią, że
ona pójdzie zanieść zakupy do auta, a ja pójdę odebrać zamówienie do księgarni.
Tak więc się rozstałyśmy. Kierowałam się zgodnie z zaleceniami cioci do
księgarni ze świstkiem papieru potwierdzającym zamówienie. Szczęśliwie
odnalazłam swój cel i odebrałam zamówienie. Zapłaciłam i kierowałam się w
stronę wyjścia z obładowanymi rękami, książkami. W pewnym momencie odwróciłam
na chwilę wzrok gdyż pewna rzecz przykuła moją uwagę. Gdy miałam już odwrócić
głowę coś, a raczej ktoś zdążył we mnie wejść. Upadłam na podłogę do pozycji
siedzącej, a książki, które przed sekundą były na moich rękach, leżały
rozsypane obok mnie. Podniosłam głowę i napotkałam parę błękitnych oczu.
- Strasznie Cię przepraszam- rzekł melodyjnym głosem
chłopak. Wyczułam nutkę śmiechu w jego głosie. Podał mi rękę, której chętnie
się złapałam. Pomógł mi wstać.
- Nie to ja przepraszam, szłam nie patrząc przed siebie-
powiedziałam zawstydzona po czym rzuciłam się do zbierania książek. Schylił się
i zaczął mi pomagać. Gdy wszystkie pozbieraliśmy, podał mi te, które trzymał i
ułożył wszystkie w kupkę na moich rękach. Następnie zaczął się głupio mi
przyglądać.
- Dzięki- powiedziałam z wdzięcznością.
- Czy to ty wpadłaś wtedy na mnie na boisku- zapytał z niemal
niesłyszalną kpiną w głosie. O nie.
- Tak, to ja- przyznałam się grzecznie. Pewnie płonęłam
rumieńcem.
- W takim razie do zobaczenia- powiedział i posłał mi
szeroki uśmiech po czym ominą mnie i poszedł w głąb galerii.
Do zobaczenia? Co to ma znaczyć? Najzwyczajniej się pomylił.
Nawet się nie znamy.
Ruszyłam w stronę wyjścia. Na zewnątrz było chłodno i kropił
deszcz. Zaciągnęłam kaptur na głowę i ruszyłam do auta, do cioci. Wsadziłam na
tylne siedzenie podręczniki, po czym wgramoliłam się na przednie siedzenie.
Posłusznie zapięłam pasy. Ciocia odpaliła auto i ruszyłyśmy w stronę domu.
Do ciepłego domciu wniosłyśmy nasze wielkie zakupy. Pomogłam
cioci włożyć wszystkie spożywcze zakupy na pułki zarazem ucząc się gdzie co ma
swoje miejsce. Gdy ciocia przygotowywała się do robienia ciasta ,murzynka
poszłam do pokoju poskładać swoje nowe ciuchy do szafy. Poobcinałam metki,
poskładałam i ułożyłam w szafce. Następnie zerknęłam na telefon. Uf… Na razie nic
nie napisał. Może po prostu pomylił numery, a ten sms był do kogoś innego? Nie
wiem. Nie chcę o tym na razie myśleć.
Zeszłam na dół do kuchni. Spytałam się cioci w czym mogę
pomóc. Wydała mi polecenie abym wzięła obrusik z blatu kuchennego i rozłożyła
go na stoliku w gościnnym pokoju. Posłusznie wykonałam zalecone mi zadanie. Gdy
ciasto poszło do piekarnika, postanowiłyśmy z ciocią zagrać w makao. Po kilku
rundach ciocia sprawdziła ciasto. Upieczone wyjęła z piekarnika, pokroiła je i
ułożyła na wielki ozdobny talerz.
- Postaw to Kells na stoliku- poleciła ciocia.- Tylko nie
upuść- dodała poważnym głosem po czym roześmiała się . Dobrze wiedziała jaka ze
mnie niezdara.
- Tak szefie – zażartowałam.
- No dobrze, za niedługo przyjdzie pani Gabrysia. Mieszka
obok nas. Za domem ma małą stajnię i łąkę. Hoduje chyba z 5 koni. Jak byś
chciała pojeździć… może da ci lekcje jazdy- poinformowała mnie ciocia.
- Może. Lubię konie ale nie chcę się narzucać. Zresztą
lekcje by kosztowały dużo kasy .
- Nie sądzę aby chciała pieniądze za lekcje. Zresztą, tym
się zajmuje jakiś młody chłopak. Jest jej jakąś daleką rodziną czy coś.
- Rozumiem.
Piętnaście minut później przyszła pani Grażyna. Zapewne jest
w średnim wieku, ma krótkie blond włosy, jest w miarę szczupła i ma pogodny
wyraz twarzy.
- Dzień dobry –przywitałam się grzecznie.
- Dzień dobry, to ty jesteś Kelsey, bratanica Sary.
- Tak to ja.
- Miło, że będziesz tu mieszkać i uczyć się- powiedziała
pani.
Usiadła wygodnie w fotelu naprzeciwko mnie. Zadawała mi
różne pytania. Czy widziałam nową szkołę, czym będę jeździć i wracać ze szkoły,
czy wszystko mam kupione. Zadawała też pytania dotyczące starego miejsca
zamieszkania. Pytała się również o moich rodziców. Dopiero gdy ciocia weszła z
herbatą zostawiła mnie w spokoju.
- Grażynko, czy Kells mogła by od czasu do czasu że tak
powiem pokręcić się przy twoich koniach. Pojeździć, popieścić czy coś- spytała
ciocia.
- Jasne! Zapraszam. Mam taką szarą klaczkę, umówmy się, że
to jest taki twój koń. Przychodź, karm ją, szczotkuj, ujeżdżaj. James ci wszystko
pokaże. Ten chłopak to moja taka… bardzo daleka rodzina.
- Dziękuję. Czy mogłam bym teraz pójść i zobaczyć ją ?
- To twoja klaczka- powiedziała Grażyna.
Jeszcze raz podziękowałam, ubrałam się i wyszłam. Super, mam
konia! Postanowiłam wejść w pole. Gdy dotarłam do drewnianego płotu oparłam się
o niego i przyglądałam się koniom. Były trochę daleko. Chciałam być bliżej.
Szłam wzdłuż płotu aż dotarłam do jakiejś małej szopki z sianem. Byłam bliżej
koni. Zdołałam zauważyć swoją szarą klaczkę. Była w sumie… dość duża. Cmoknęłam
głośno aby przywołać któregoś z koni. Łeb podniósł mój koń, zwrócił się w moim kierunku i
pogalopował. Podbiegła do płotu i zatrzymała się kilka kroków przede mną. Wyciągnęłam
rękę i powoli dotknęłam jej miękkiego łba. Była cudowna. Podeszła bliżej
pozwalając mi na śmielsze głaskanie. Naliczyłam sześć koni, czarnego, białego, dwa
brązowe z plamą na łbie, łaciaty i moja szara. Kątem oka zauważyłam, że czarny koń
zainteresował się mną i klaczą. Kierował się w naszą stronę. Głaskając
swobodnie klacz przemówiłam do niej :
- Teraz będziesz moim koniem. Jak by tu ciebie nazwać? O,
już wiem. Luna. I jak?
Klacz parsknęła i zatrząsła łbem. Uznałam to za zgodę. Gdy
czarny koń podszedł do płotu kiwną na moją
rękę, którą ułożyłam na płocie. Podniosłam ją i zaczęłam jego głaskać.
Szturchną swoim ciałem Lunę na znak aby się przesunęła. Gestem żartobliwym głową
zahaczył o kark klaczy. Roześmiałam się.
- Co, zazdrosny. Wszyscy zawsze muszą zwracać swoją uwagę na
ciebie co- pogłaskałam go.
- To zupełnie tak jak jego właściciel- usłyszałam męski głos
zza swoich pleców.
Głos ten był magnetyczny. Przez moje ciało przeszedł mnie
dreszcz. Następnie zastąpiła go gęsia skórka. Zeskoczyłam z płotu i powoli
obróciłam głowę. Ujrzałam przed sobą…
__________________________________________________________________________________
No i jest. Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na wasze szczere opinie. Pozdrowionko dla wszystkich. Miłego czytania!!! :D
HA! Coś czuję, że już znam tajemniczego członka rodziny pani Grażyny. (Jestem trochę zdziwiona, że po użyciu amerykańskiego imienia Kelsey przerzuciłaś się na polskie imię Grażyna. Trochę mi to do siebie nie pasuje.)
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział, Tom typ spod ciemnej gwiazdy? Intrygujące. Kells, miej się na baczności! Ale nie martwmy się, Tajemniczy Chłopaczek o Pięknych Oczach na pewno ci pomoże, hehe. Coś mi to podchodzi pod śledzenie Kells. W końcu nie ma czegoś takiego jak przypadek.
Zauważyłam trochę błędów, ale nie będę wielce ich wymieniać. Podpowiem tylko, że zamiast tak:
-Postaw to Kells na stoliku (...)
Zdanie powinno wyglądać tak:
- Postaw to na stoliku, Kells.
Ale to tylko taka drobna rada, każdy może popełnić błąd.
Pzdr
Dziękuję za znalezienie błędów, postaram na przyszłość mieć się na baczności ale cóż... noc robi swoje ;)
UsuńCo do rodziny pani Grażyny... wszystko się okaże ;D
Owszem specjalnie dałam polskie imię, spokojnie wszystko się wyjaśni i dojdziemy do sedna sprawy :)
Czemu akurat w takim momencie!?
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
Nie mogę się doczekać.
Weny !
Ten Tom jest głupi - nie lubię go
OdpowiedzUsuńZnów spotkaął tego chłopaka i mam nadzieje, żena końcu rozdziału to był on
http://fear-of-losing.blogspot.com/
Jestem niemal pewna, że tajemniczy facet ze sklepu. Jestem tak ciekawa, że nawet nie zostawię porządnego komentarza, tylko idę czytać dalej,
OdpowiedzUsuńMinoo
healer-of-century.blogspot.com