Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron. Lekkie smugi światła
przebijały się przez ciężkie powietrze. Silny, ostry ból przeszył moją rękę.
Wbiłam swój wzrok w dłoń. Z ran wylewała się czerwona, gęsta krew. Starłam
palcem krople spływające na zimną podłogę. Uniosłam palec przed nos. Powąchałam
czerwoną krople. Poczułam nieprzyjemny zapach. Zmarszczyłam nos. Coś we mnie
zawrzało. Poczułam wielkie pragnienie - które wciąż nabierało na sile- zlizania
krwi z palca. Poddałam się pragnieniu. Wsadziłam palec do ust. Dokładnie
wyczyściłam palec z czerwonej substancji. Zamknęłam oczy. Coś zadziałało na
mnie mocną siłą. Smak krwi stał się przyjemny, zaczęłam rozkoszować się.
Pragnęłam więcej. Tyle ile się dało. W moim umyśle pojawiło się tysiące
scenariuszy, przedstawiających mnie. Mnie w roli głównej. Moje pragnienie stało
się na tyle silne, że byłam gotowa odebrać komuś życie. Poczułam władającą mną
żądzę mordu.
Sceneria momentalnie uległa zmianie. Stałam
w środku lasu. Wokół mnie ziemia była pokryta grubym, białym puchem. Z nieba
spadały leciutkie płatki śniegu. Stałam pomiędzy drzewami obracając się w
kółko. Szukają czegoś. Moja blada twarz i żywe, czerwone oczy świetnie
kontrastowały się na tle krajobrazu. Po chwili usłyszałam jakiś dźwięk.
Właściciel odgłosu był bardzo daleko. Kierował się na północ. Pędem ruszyłam w
stronę zdobyczy. Po kilku sekundach ofiara znajdywała się w zasięgu mojego
wzroku. Kucnęłam w krzakach czekając na odpowiedni moment. Otóż, moim celem był
staruszek taszczący za sobą z szurany wór. Zwierzęca natura zawładnęła mną.
Wszystkie zmysły się wyostrzyły. Słyszałam każdy krok, każdy oddech mężczyzny.
W odpowiednim momencie, wystrzeliłam jak strzała z kryjówki, po to aby rzucić
się na moją zdobycz i zatopić swoje kły w jego skórze. Biedny staruszek, cały
wystraszony szybko padł na ziemię martwy. Wyssałam tyle ile można było krwi.
Cała ubrudzona, czerwona, stałam i wpatrywałam się w martwy punkt przed sobą. W
zebrały się we mnie nowe siły. Na chwilkę odwróciłam wzrok. Gdy wróciłam spojrzeniem
w poprzednie miejsce, przede mną stała czwórka ludzi. Byli ubrani w czarne
szaty, peleryny. Kaptury zasłaniały ich twarze. Jedna z osób podeszła do mnie
po czym wyciągnęła ręce i…
~*~
Szybko otworzyłam zaciśnięte oczy. Cała byłam zalana potem. Rozejrzałam
się dookoła. Byłam w pokoju. Tym samym, w którym obudziłam się po tej strasznej
nocy. Leżałam na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Na chwilę
zakręciło mi się w głowie. Uniosłam prawą rękę. Była zabandażowana. Zerwałam
opatrunek. Rana była cała spuchnięta. Z dziurek leciały malutkie kropelki krwi.
Przypomniałam sobie swój… hm… sen? Natychmiastowo zawiązałam na powrót bandaż.
Zwlekłam się z łóżka. Ciekawe ile spałam? I co było przyczyną, ehm… zemdlenia? Musiałam
to szybko wyjaśnić. Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. W krótkim czasie pokonałam
schody i liczne korytarze. Weszłam do pomieszczenia, w którym pokazali mi
Nathana i ujawnili część swojej natury.
Uchyliłam drewniane drzwi. Weszłam do
pomieszczenia uważnie stawiając nogi. Był pusty. Posłusznie wycofałam się.
Błądziłam teraz pomiędzy korytarzami. Kiedy weszłam do jakiegoś pomieszczenia
przypominającego gabinet, coś przykuło moją uwagę. Był to miecz wiszący na
ścianie nad biurkiem. Cały mebel był zabałaganiony. Wszędzie walały się mapy,
które pierwszy raz widziałam. Wyrazy były napisane nieznanym mi językiem. Nagle
poczułam na ręce coś mokrego. Podskoczyłam wystraszona. Obróciłam się. Przede
mną stał Nath w swojej wilczej naturze. Jestem ciekawa czemu dotąd nie
widziałam go w postaci, ygh… z wyglądem przypominającym człowieka. Uśmiechnęłam się do niego lekko po czym
kucnęłam przy nim. Czy on czasami nie był większy? Niepewnie dotknęłam ręką
jego głowy. Przycisną skroń do mojej ręki. Zaśmiałam się.
- Czemu nie zmienisz się teraz w
człowieka?- zapytałam cicho.
W jego oczach dostrzegłam iskrę smutku. Coś tak bardzo mocnego. Czułam
jakby coś mówił do mnie, ale bardzo niezrozumiale. Próbował przekazać mi bardzo
ważną wiadomość.
Usłyszałam jakieś donośne głosy. Podniosłam wzrok. Stanęłam na własne
nogi. W progu pojawiła się Jess. Uśmiechnęła się lekko. Przez chwilę wpatrywała
się w moje oczy. Nie wytrzymała i spuściła wzrok. No tak. Moje czerwone oczy.
- Ehm.. Chcesz coś pić, czy
może…- trudno jej było zapanować nad całą sytuacją.
- Możemy wreszcie wszystko
wyjaśnić?- zapytałam słabo.
- Porozmawiamy za godzinę jak
Jacob wróci, dobrze?
- A on gdzie jest?
- Musiał coś załatwić.
- No dobrze. To chodź na tą
herbatę.- powiedziałam lekko się uśmiechając. Mam nadzieję, że powie mi coś
sama. Nie wiem teraz nic, a przecież nie o to chodziło.
Jess prowadziła mnie przez korytarze. Starałam zapamiętać mniej więcej
drogę. Gdy doszłyśmy wreszcie do kuchni, zajęłam miejsce przy blacie.
Dziewczyna szybko i sprawnie przyrządziła ciepłą herbatę. Zasiadła naprzeciwko
mnie i sączyła swój napój. Odchrząknęłam.
- Czemu Nathan jeszcze nie
pokazał mi się w postaci… podobnej
do człowieka?- zadałam pierwsze lepsze, a przede wszystkim banalne pytanie. Nie
chciałam jej obciążać.
- Czemu używasz stwierdzenia „podobnej
do człowieka”?- zapytała wymigując się od odpowiedzi.
- Nie ładnie tak odpowiadać
pytaniem na pytanie.- powiedziałam lekko rozdrażniona. Westchnęła.
- Nath jest od… dość długiego
czasu… wilkołakiem.- ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Upiłam
kolejny łyk herbaty czekając na dalsze wyjaśnienia.- Zrobił coś bardzo okrutnego. Dowiedzieli się
o tym Najwyżsi i nastał wyrok. Ukarali go. Jest uwięziony w ciele bestii. Nie
może się przemienić. Po wyroku pałętał się wszędzie. Mordował ludzi. Policja
znajdywała z 30 ciał dziennie. Gdy wszystko nabrało trochę akcji,
postanowiliśmy zadziałać. Jacob z Jamesem przywlekli go do domu. Próbowali
działać. Nathanowi groziła śmierć. Ostatkami sił próbowali go zmienić. Był
jednak problem. Nikt z nas nie umie czytać w myślach, nikt nie wiedział o jego
ranach, kłopotach. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Gdy w miarę opanowaliśmy
Nath’a, zgłosiliśmy się do Najwyższych. Powiedzieli nam o jego karze, ale o
czynie nie pisnęli. Do dziś nie wiemy co zrobił.
Zszokowana wyznaniami spuściłam głowę. Usłyszałam piśnięcie. Nathan
ułożył się w progu i wtapiał swoje spojrzenie we mnie. Dziwne uczucie ponownie
wróciło. Przełknęłam głośno ślinę.
- Mówię tak ponieważ to… kim się
stałam, jestem… Nie jesteśmy ludźmi tylko potworami. Bestiami. Nie wiem jeszcze
o wszystkim, ale… To jest okropne.- odpowiedziałam stanowczo na pytanie.
Przez dłuższą chwilę w kuchni była namacalna cisza. Pragnęłam ją
przerwać.
- Da się jakoś tę karę złamać,
unieważnić czy coś?- zapytałam.
- Nie. To kara. Nikt mu nie
pomoże.
Usłyszałam jak drzwi trzasnęły. Spojrzałyśmy po sobie. Chłopaki wrócili.
Jessica wstała i wyszła z kuchni. Zrobiłam to samo. Ruszyłam za Jess. Weszłyśmy
do jakiegoś salonu. Ściany były pomalowane na zielono. Półki i szafki
zasłaniały niedoskonałości w ścianach. Na środku pokoju był duży stolik. Dwa
fotele i jedna duża sofa były poustawiane rozrzutnym stylem. Jess gestem
pokazała abym zajęła miejsce na fotelu. Grzecznie usiadłam. Do pokoju weszli
chłopaki z twarzami nie wyrażającymi żadnych uczuć. Zajęli miejsce na sofie.
Jess zaś usiadła na fotelu nie daleko mnie. Do pokoju wszedł kolejny gość. Nath
zajął miejsce u stóp Jessicy.
- No więc… słucham.- wyjąkałam.
Wymieniali między sobą spojrzenia. Nie wiedzieli od czego zacząć.- Mam
nadzieję, że te paskudne, krwiste oczy znikną.- pomogłam rozpocząć rozmowę. Nie
wiedzieć czemu wszyscy wybuchli śmiechem.
- No coż… po jakimś czasie na
pewno. Oczywiście tylko pod warunkiem, że opanujesz pragnienie.- wtrącił z
szerokim uśmiechem Jacob. Po ostatnich słowach spoważniał.
- Pragnienie?- zapytałam
marszcząc czoło.
- My nie jesteśmy z książki!-
wzburzył się James.- Jak już zapewne wiesz, dołączyłaś do grona wilkołaków.
Masz do wyboru: żywienie się krwią ludzką między żywieniem się zwierzyną z
lasu. Na wszystko musisz polować i jeść surowe.
- Jeżeli wybierzesz krew ludzką-
wtrącił Jacob- między innymi oczy pozostaną czerwone, będziesz mieć dużo siły,
ludzie będą ginąć. Czasami może być tak, że nie zapanujesz nad sobą i nastąpi
taki proces jak „ pochłonność”. Czyli
będziesz nieustannie polować na ludzi. Trudno będzie napełnić cię do syta.
Jeżeli wybierzesz zwierzynę, twoje oczy wrócą do normalnego koloru. W twoim
przypadku brązu. Będziesz mieć mniej siły, kontrola zależy od ciebie i twojej
siły woli.
- Czy w żywieniu się zwierzyną
może nastąpić ta „ pochłonność”?- zapytałam nieco przerażona.
- Raczej nie. Rzadko kiedy to się
zdarza.- stwierdził Jacob.
- Zdecydowanie wybieram żywienie
się zwierzyną. Czy jeśli teraz zjem mięso zwierzęcia, znów będę mieć brązowe
oczy?- zapytałam z nadzieją. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Nie. Nie od razu. Przejdzie to
po jakiś kilku tygodniach lub po miesiącu. A co do zwierząt to my pijemy krew,
a nie jemy mięso.- ponownie wszyscy się zaśmiali. Super. Nagle coś mi się
przypomniało.
-
A co z ciocią?! Przecież ja… muszę zadzwonić!- strasznie zaczęłam
panikować. Chłopaki momentalnie spoważnieli.
- Ehm… Ona już o wszystkim wie.-
powiedział niepewnie James. – Zrobiliśmy jej mały pokazik.- popatrzył znacząco
na Jacoba.
- Kiedy będę mogła się z nią
spotkać?
- Dopiero za… być może w tedy jak
zniknie ci ten kolor oczu.
- Co?!- krzyknęłam. Odchrząknęłam.
Spróbowałam rozluźnić się w fotelu.- Mogę chociaż zadzwonić do niej?
- Niestety nie.- odezwał się
stanowczo James.- Jeżeli usłyszysz jej głos, wzrośnie pragnienie. Nie zdołamy
nad tobą zapanować. Musisz poczekać. Gdy będziesz się już bardzo dobrze
kontrolować…
- Ile to potrwa?- zapytałam bojąc
się odpowiedzi.
- Możliwe, że kilka tygodni, a
możliwe, że nawet miesięcy.- rzekł słabo James.- Wszystko będzie zależało od
twojej współpracy z nami. Im dłużej będziesz trenować i dużo siły w to wkładać…
Będzie dobrze.
Bałam się tego wszystkiego. Zrobię wszystko, aby nie zrobić nikomu
krzywdy. Nie chcę zabić żadnego człowieka, który przecież nie jest niczemu
winien! I pomyśleć, że policja znajduje tyle ciał, pracuje nadaremno, szuka
mordercy nie mając pojęcia, kto tak naprawdę jest sprawcą.
Aby zejść z tego tematu szybko zapytałam:
- Posiadacie jakieś zdolności czy
coś? Jess coś mówiła o jakimś darze…
- Większość nas, owszem posiada
jakiś dar. Ma on szczególne znaczenie.- mówił Jacob. Widząc to, że próbuję
otworzyć buzię i coś powiedzieć, szybko zaczął tłumaczyć.- Każdy wilkołak
posiadający dar, żyje wiecznie. Ci co są „bez darni” żyją do trzystu czasami do
czterystu lat, a później umierają.
- Nath ma jakiś dar?
- Nie. Bynajmniej nie wiemy.
Najwyżsi nic o tym nie wspominali.- powiedziała szybko Jess.
- Czyli kiedyś umrze? Umrze z
karą?
- Nie. Nath’a wyrok
unieśmiertelnił. Żyje wiecznie dzięki karze.- wyjaśnił James.
- A ja… Mam jakieś zdolności?
- Na razie nie wiemy.-
powiedziała Jess.- Jak na razie masz cztery dni. To za wcześnie na stwierdzenie
tego.
- A wy… Macie jakieś dary? Co one
znaczą? Czym są?- zadawałam pytanie za pytaniem. Chciałam się dowiedzieć jak
najwięcej.
- Em… Te dary są różne.- zaczął
Jacob.- Jest kilka teorii związanych z ich… powiązaniem. Dość długo wszyscy
zastanawiali się dlaczego ktoś ma taki, a nie inny dar. Najmocniejsza i
najbardziej prawdopodobna teoria to Teoria Genejska. Mówi ona o tym, że jeśli
ktoś jest „wilkiem z drugiego rzędu”, to najmocniejsza cecha z poprzedniego
życia przemienia się w dar do nieśmiertelności. Tak się dzieje tylko u tych
drugorzędowców, którzy mają swój charakterek i są zdolni przetrwać najgorsze
warunki.
-Co to znaczy być „drugorzędowcem”?-
zapytałam strasznie zaciekawiona.
- Ty jesteś nim. Drugorzędowcami
stają się ci, co zostali przemienieni.- odpowiedział cierpliwie Jacob. Po
namysłach dodał.- Istnieje też druga grupa. Pierwszorzędowcy. Jeśli chodzi o
bardziej uroczyste, formalne określenie to „wilk z pierwszego rzędu”. Nasza
trójka znajduje się w tej grupie. Są nimi ci, którzy od urodzenia są… Tymi
istotami.
Zapadła cisza. Zastanawiałam się nad wszystkimi wyjaśnieniami.
Informacje są bardzo ciekawe. Nie spodziewałam się, że ten świat jest aż tak
bardzo uporządkowany. Zostało pytanie: po co ja im byłam lub jestem, potrzebna?
- Masz odczucia… hm… potrzeby
czegoś, jakieś dziwne, wbijające się myśli czy coś w tym stylu?- zapytał Jacob
przerywając moje rozmyślenia. Zastanowiłam się chwilę. Jedyne co mnie
zaniepokoiło to ten sen.
- Jest coś takiego.- przez chwilę
zawahałam się.- W tedy co straciłam przytomność w tej Sali…- opowiedziałam cały sen. Ze szczegółami. Na
sam koniec powiedziałam o kroplach krwi na ręce po śnie. Uważnie słuchali. Gdy
skończyłam zapadła długa cisza. Przerwał ją dopiero James.
- Oni już wiedzą.
- Kto?- zapytałam ciekawa.
- Musimy ją przygotować i stawić przed
Najwyższymi.- odpowiedział Jacob ignorując moje pytanie.
- O Najwyższych powiemy ci innym
razem.- James zwrócił się do mnie łagodnym tonem mówiąc-Teraz tak. Będziemy
musieli ci pomóc się przemienić, przejść w ciało zwierzęcia. Na samym początku
jest to trudne, czasami bolesne. Im szybciej zaczniemy tym lepiej. Trochę
praktyki i wyczucia. Jess będzie musiała nauczyć cię naszego języka. Niewiele
różni się od naszego, angielskiego. Został stworzony tak aby móc się
kontaktować między sobą wśród ludzi. Jak na razie to wszystko. Jak masz pytania
to pytaj.
- Jest już późno. Odpocznijmy.
Jutro wszystko zaczniemy.- powiedziała Jess. Zmarszczyłam brwi.
- Ile byłam nieprzytomna?-
zapytałam.
- Półtorej dnia. Obudziłaś się
koło piętnastej. Teraz bodajże jest dwudziesta pierwsza.- odpowiedział na moje
pytanie Jacob. Mówiąc wykrzywił usta w uśmiech. Zmarszczyłam brwi.
-To dobranoc.- mruknęłam.
Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Ruszyłam do pokoju pokonując przy
tym liczne korytarze. Pokonałam schody i skierowałam się w stronę pokoju.
Otworzyłam drzwi, wmaszerowałam do pomieszczenia i skierowałam się do łazienki.
Po drodze zgarnęłam kosmetyczkę i piżamę z łóżka. Pewnie Jess przygotowała ją
dla mnie. Tylko kiedy?
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, skierowałam się do łazienki.
Nad umywalką dostrzegłam lustro. Stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam w
odbicie. Krwiste, czerwone oczy. Moje ciało przeszył ból. Kilka nie proszonych
łez spłynęło po moich policzkach. Szybko odwróciłam głowę od lustra. Ściągnęłam
z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyłam pod strumień ciepłej wody. Porządnie
wyszorowałam swoje ciało mydłem. Umyta i owinięta ręcznikiem, stanęłam na
zimnych kafelkach. Ubrałam się w piżamę i umyłam zęby. Wyszłam z łazienki, po
czym opadłam na łóżko. Byłam pełna energii. Nie miałam ochoty spać więc
stanęłam i dokładnie zlustrowałam pokój. Zauważyłam wyjście na balkon.
Podeszłam do wielkich, szklanych drzwi i rozsunęłam je. Wyszłam na zewnątrz z
gołymi stopami. O moje ciało uderzyło chłodne powietrze. Nie przeszkadzało mi
to. Nie czułam zimna. Wręcz przeciwnie. Było mi bardzo przyjemnie.
Wtopiłam wzrok w ciemne niebo, które rozświetlały gwiazdy i księżyc.
Nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Jedyne co mogłam
dostrzec, to czarną plamę, która patrzyła się w stronę domu, mnie. Już po
chwili umykała w głąb drzew, aby dać nura do lasu. Moim ciałem wstrząsną wielki
dreszcz. Nie dla tego, że było mi zimno. Dreszcz wziął się z mojego
przerażenia. Jestem w obcym miejscu, pełnym istot. Jestem w obcym mi świecie.
Wycofałam się i weszłam do pokoju. Zasunęłam szklaną szybę i opadłam na
łóżko. Poczułam ukłucie w ręce. Uniosłam dłoń i odwinęłam bandaż. Z rany
leciała krew. Wstałam i podeszłam do umywalki w łazience. Obmyłam rękę po czym
rozpoczęłam poszukiwania apteczki. Znalazłam ją w szafeczce wiszącej na
ścianie. Wyrzuciłam do śmietnika stary bandaż i wyjęłam nowy i kawałek gazika,
aby zrobić opatrunek. Po wykonanej czynności schowałam na miejsce apteczkę i
wróciłam do pomieszczenia. Stanęłam na środku pokoju i zamyśliłam się na
chwilę. Moich uszu dobiegło pukanie do drzwi. Mruknęłam grzecznie „proszę” i
usiadłam na fotelu, tuż pod ścianą. Mój gość zwinnym ruchem jak otworzył, tak i
zamkną drzwi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz, wszyscy moi kochani czytelnicy! Komentujcie, oceniajcie. Do dzieła! ;)
Mam nadzieję, że święta minęły spokojnie, miło, w rodzinnym gronie...
To ostatni rozdział w tym roku. Więc chciałam bym wam życzyć wesołego sylwestra. Ale! Proszę, uważajcie na siebie!
Czekam na wasze opinie! Widzimy się w nowym roku! Pozdrawiam! :)
Czytasz=Komentuj!