06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 20.


Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy czekali na nowy rozdział! ;***



~~ oczami Jacoba~~

   Już siedzę u ojca z jakąś godzinę. W kółko nawija o historii Starych Ksiąg. Do tej pory nie wspomniał o niczym nowym. W myślach ciągle modliłem się o to, aby przestał gadać i zamkną tą swoją mordę. Próbowałem zadać kilka pytań, które mogłyby go nakierować na temat, którym byłem zainteresowany. Niestety, nie dał się zwieść. Ach ten kochany ojczulek. Najwidoczniej będziemy musieli szukać pomocy u ciotki psychopatki ( czytaj; wyroczni, wiedźmy. Jak kto woli. Wszelkie określenia dozwolone.). Bynajmniej jej będziemy mogli wszystko powiedzieć. Chociaż prawdę mówiąc, nie za bardzo mam ochotę na wizytę u niej. Gdy byłem u tej wariatki ostatnim razem - czyli w tedy gdy Kelsey była ze mną w stajni- nękała mnie tymi swoimi różnymi ziółkami przez tydzień. Było to wprost nie do zniesienia. Błagam, tylko nie pytajcie po co chciała mi wcisnąć te zielsko! Zamknięty temat!

  A teraz gdy będziemy musieli koniecznie pójść do niej z wizytą i gapić się w tą szklaną kulkę z podstawką, zbiera mi się na wymioty.

- To wszystko co wiem- przerwał mi w tych okropnych rozmyślaniach ojciec.-  Masz jakieś pytania?

- Yhm… Nie- odchrząknąłem.- Już pójdę.

   Podniosłem się na równe nogi. Obszedłem fotel, na którym siedziałem przez długą godzinę i podszedłem do drzwi. Czułem na swoich plecach wzrok ojca. Nie śmiałem jednak spojrzeć mu w oczy. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Dopiero w tej chwili obróciłem się po raz ostatni do śledzącej mnie wzrokiem, osoby.

- Dziękuję za te wszystkie informacje. Z pewnością się przydadzą- do zaśmiecenia mi jeszcze bardziej umysłu. Nie powiedziałem tego na głos, jednak w myślach nie mogłem się powstrzymać. Uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem.

  Skierowałem się do drzwi wejściowych. Gdy już byłem na zewnątrz, dokładnie się rozejrzałem. Niebo było pochmurne i lekko kropiło. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem na wyświetlaczu godzinę. Wpół do dziewiątej. Muszę się pośpieszyć. Rozejrzałem się jeszcze raz bardzo dokładnie. Zlustrowałem wszystkie okna wzrokiem. Nikogo nie dostrzegłem. Pozwoliłem, aby moją skórę na palcach przeszyło ukłucie. W sekundę moje paznokcie zamieniły się w długie pazury bestii. Podszedłem do auta ojca, ustawionego na podjeździe przed drzwiami frontowymi. Przez całą długość pojazdu przejechałem pazurami po całej karoserii. Gdy skończyłem robotę, uśmiechnąłem się łobuzersko i dałem nura w las.

 

 

 

 

~~ oczami Kelsey~~

   Całą noc przewracałam się z boku na bok. Strasznie się bałam. Nie mam pojęcia o co chodziło. Mówił coś o piątce odmieńców. Czyli ci co mnie zamienili. Ale chwilka! Były tam tylko cztery obce osoby. Dwie kobiety i dwaj mężczyźni. Piątą osobą był Alex, ale on jest upadłym aniołem. On na pewno nie zalicza się do grupy odmieńców. Musi być ktoś jeszcze. Ktoś, kogo nie było przy tym wydarzeniu. Albo był, a ja nie dostrzegłam tego kogoś. Byłam słaba i pod wpływem mocnych środków odurzających. Mogłam coś pominąć. W głowie przemkną mi obraz po przebudzeniu. Gdy się ocknęłam, widziałam mężczyznę, który siedział w ciemności. Skupiłam całe swoje myśli by przywołać ten obraz ze szczegółami. Miałam dwie opcje kto to mógł być. Albo Alex, upadły anioł, albo… ten piąty odmieniec.

  Ale, kim są odmieńcy? Przełknęłam głośno ślinę. Może to jacyś… eee… należyciele do tej obcej rasy, którzy czymś tam się różnią od tych, no… tych bardziej naturalnych.

  Trochę ciężko mi mówić na to wszystko. To nienormalne, żeby istniały jakieś stwory i olbrzymy. A co dopiero ludzie - a raczej coś z wyglądu człowieka- zmieniające się w bestię gigantycznych rozmiarów. A żeby było jeszcze fajniej, może kontrolować swój wzrost. A, no właśnie! Co najważniejsze, pociągają te bestie, oczywiście nie kto inny jak ludzie! I ja właśnie do tych potworów się zaliczam. Kto obiecywał, że będzie łatwo, co?

  Nigdy nie zaakceptuję tego kim jestem. Nigdy. I nie zamierzam się z tym ukrywać. Nie wybrałam sobie tego. Zrobili to nie pytając się mnie o zdanie. Czas zmienić swój charakterek, Kells.

   Przytłoczona swoimi myślami, zwlekłam się z łóżka. Podeszłam do okna i rozsunęłam rolety. Przez kilka sekund serce biło mi jak oszalałe. Bardzo się bałam, że zobaczę podobny widok do wczorajszego. Obcego mężczyznę czyhającego na mnie. Jestem bardzo ciekawa, co by się stało, gdyby chłopacy nie wparowaliby do mojego pokoju. Czy Alex powiedziałby mi wszystko? Skłamałby?

   Oparłam czoło o zimną szybę. Za oknem była pogoda typowa dla tej części kraju. Zachmurzone niebo i lekka mżawka. Normalka. 

    Wyszłam z pokoju Jessicy. Ciekawe kiedy wraca. Skoro musiała zawrócić i zmienić plany co do wizyty u Najwyższych, to powinna być tu za niedługo. Może z nią uda mi się porozmawiać. Zresztą, skoro widzi przyszłość, no i byłyśmy w dzieciństwie bardzo zżyte- i dalej jesteśmy-  to czemu miałabym nie rozmawiać z nią szczerze? James i Jacob z pewnością nic nie wiedzą o tym, że anioł powiedział mi coś o tym dostarczeniu i odmieńcach. Zapewne wyciągnęliby ode mnie informacje, a na moje pytania by nie odpowiedzieli. A tak się bawić nie zamierzam. Chociaż co do Jess, też nie mam pewności, że wszystko mi powie. Możliwe, że ujawni tylko cząstkę- która zapewne będzie najmniej ważna- i powie chłopakom. Stąpam teraz po bardzo kruchym lodzie. Ta cała niewiedza mnie dobija. Mam ochotę wykrzyczeć wszystkim wszystko. Co sądzę o tym całym chorym świecie pełnym magii, co myślę o tym czym się stałam i całym tym traktowaniu. Co ja jestem, lalka porcelanowa?!

   Całą drogę do pokoju przebyłam rozmyślając. Z szafy wyjęłam jakieś z wierzchu ciuchy. Pomaszerowałam do łazienki. Tam wykonałam poranną toaletę. Tak jak codziennie od dnia, w którym zostałam przemieniona, poświęcam kilka minut na swoje odbicie w lustrze. Rozwinęłam bandaż. Rana wciąż się nie goiła. Zrobiłam nowy opatrunek i z westchnięciem opuściłam łazienkę, a następnie pokój. Zeszłam po schodach i ruszyłam do kuchni. Szłam powoli gdyż nie śpieszyło mi się. Mogłam spokojnie pooglądać ściany długich korytarzy.

    Korytarz był ciemnobordowy. Co kilka metrów znajdowały się duże, drewniane drzwi. Nie miałam ochoty nawet sprawdzać co za nimi się znajduje. Moją uwagę, bardziej przyciągnęło kilka obrazów wiszących na ścianie. Jeden przedstawiał jakiegoś dostojnego mężczyznę z lekkim zarostem i mundurem starowiecznej Anglii. Następny obraz przedstawiał pokój dziecięcy. Meble, całe wnętrz było w stylu średniowiecza. Reszta obrazów, albo przedstawiała dom, pokój -czy coś w tym stylu- albo po prostu zwykły krajobraz. Mimo, że każdy był inny, miały ze sobą coś wspólnego. Mianowicie, wszystkie były z charakterem starych czasów, a ich kolorystyka składała się z ponurych kolorów.

   Ostatni raz przeleciałam wzrokiem po obrazach i ruszyłam dalej.  Do moich uszu doszedł dźwięk przesunięcia krzesła. Ktoś był w kuchni. Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. Bynajmniej nie będę sama. Przekroczyłam próg i ujrzałam Jamesa krzątającego się po kuchni. Od razu mnie zauważył. Nieśmiało weszłam do pomieszczenia i usiadłam na krześle.

- Jak się spało?- ciszę przerwał James, zadając niepewnie pytanie. Przełknęłam głośno ślinę. Przeniosłam wzrok na ręce. Splotłam palce na stole i zaczęłam się nimi bawić.

- Nie za dobrze- przyznałam. Na powrót nastała cisza. Znudzona swoją zabawą, rozejrzałam się po kuchni. James westchną cicho i oparł się ścianę. Wtopił swoje złote oczy w jakiś widok za mną. Przytłoczona moimi wszystkimi myślami, czułam, że muszę zadać jakieś pytanie. Chwilkę się zastanowiłam, o co mogłabym zapytać. Z pewnością o coś, co zachęciłoby go do mówienia. Po chwili miałam już pytanie ułożone w głowie. Odchrząknęłam dyskretnie, ale zapewne usłyszał to bardzo wyraźnie.- Kiedy wraca Jess?

 - Dzisiaj wieczorem z tego co mi wiadomo- odparł jednocześnie przenosząc wzrok na mnie. Jego twarz była kamienna. Nie wyrażała żadnych emocji. Był zły? Na mnie?

- Tak tylko pytam…- mruknęłam nieśmiało. Spuściłam wzrok. Nic nie odpowiedział. Czyli jest zły. – Coś się stało?

- Nie, Kelsey. Wybacz, ale muszę cię opuścić. Kuchnia jest do twojej dyspozycji. Nie byłaś jeszcze na polowaniu, więc musisz być głodna- posłał mi delikatny uśmiech i wyszedł.

   Wstałam od stołu i ruszyłam do spiżarni. Wyciągnęłam produkty przydatne do przyrządzenia omletów. Zrobienie ich nie zajęło mi dużo czasu. Po nałożeniu apetycznie wyglądającego jedzenia na talerz, zabrałam się za jego skonsumowanie.

    Pół godziny później kończę chyba szóstą porcję omletu. Jake miał rację. Jedzeniem ludzkim się nie najem. Jak na razie, zaspokoiłam jako tako głód. Tylko na jak długo? Zabrałam talerz i wsadziłam go do zmywarki. Posprzątałam po sobie i wyszłam z kuchni. Nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Tak więc krzątałam się po całym domu. Nigdzie nikogo nie znalazłam. Gdzie się wszyscy podziali?

   Gdy po raz etny schodziłam po schodach w dół, dostrzegłam zwierzęcą postać. Futro wilka było szare, typowy kolor Nathana. Kierował się w stronę wyjścia frontowego. Chyba mnie nie dostrzegł.

- Nathan!- krzyknęłam niepewnie.

   Wilk natychmiast obrócił się w moją stronę. Jego czarne ślepia skrzyżowały się z moimi krwistymi oczami. Obrócił się w stronę schodów i znieruchomiał bacznie mi się przyglądając. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję w miejscu. Pokonałam szybko kolejne schodki. Gdy byłam już na dole, zawahałam się. Nath stał w dalszym ciągu spokojnie. Był wielkości przeciętnego wilka. Przez chwilę nie wiedziałam jak się zachować. W końcu nie miałam okazji z nim się jakoś… szczególnie związać, zaprzyjaźnić czy coś tam. Muszę się liczyć z tym, że Nathan jest mi obcy no i też w jakiś sposób…  ma tę cząstkę… eee…. Wyglądu człowieczego, mężczyzny. Chociaż stoi tak teraz grzecznie, nie robi gwałtownych ruchów zapewne dla tego, żeby mnie nie wystraszyć. No i wczoraj uratował mnie…

   Przełamałam pierwsze lody. Podeszłam do grzecznie wyczekującego wilka. Wyciągnęłam rękę i delikatnie dotknęłam jego puszystego futra. Aby mnie ośmielić, Nath uniósł głowę i przyłożył ją do mojej ręki. Uśmiechnęłam się delikatnie. Uklękłam obok niego. Coraz odważniej, podrapałam go za uchem. W wyrazie wdzięczności i zadowolenia, westchną głośno. Położył swoją łapę na moim kolanie.

- Dziękuję ci. Wiesz, za wczoraj- powiedziałam nieśmiało.

  Wilk wyprostował się na swoich wszystkich czterech łapach. Schylił swój kosmaty łeb i musną wilgotnym nosem moją rękę w miejscy, gdzie bandaż zakrywał moją ranę. Pochyliłam się i wtuliłam swoją twarz w jego futro. Nie protestował. Wręcz przeciwnie. Przysuną się bliżej. Poczułam jak po policzkach spłynęły mi łzy. Przez moją rękę przeszło coś w stylu prądu. Mocne ukłucie, a potem zapach świeżej krwi doszedł do moich nozdrzy. Ze strachu gwałtownie się wyprostowałam. Nathan zastygł w bezruchu. Posłałam mu krótkie, przepraszające spojrzenie. Kolejne ukłucie w ręce. Odwinęłam bandaż. Z rany ciurkiem leciała krew. Skóra wokół rany niemiłosiernie szczypała. Zrobiła się nieprzyjemna w dotyku, napuchła i przybrała czerwony kolor. Tak jakbym się poparzyła, tylko to o wiele bardziej bolało i piekło. Kolejna fala łez spłynęła mi po policzkach. Ścisnęłam dłoń w pięść. Szybko zawinęłam bandaż, wstałam i pobiegłam do pokoju. Ledwo pokonałam schody. Ból był coraz bardziej intensywniejszy. Miałam ochotę krzyczeć. Zacisnęłam usta w cienką linię. Na górze prawie czołgałam się po ziemi. Po drodze minęłam lekko uchylone drzwi. Co dziwne, były jedynymi otwartymi. Wszystkie inne były zamknięte. Przechodząc obok nich usłyszałam jakieś głosy. Zatrzymałam się gwałtownie. Dobrze wiedziałam do kogo należą. Przycisnęłam swoje ciało do ściany, zacisnęłam usta i nasłuchiwałam. Wiem, że to niegrzeczne, ale cóż…

- …nic nowego. Pozostaje nam tylko iść do tej wariatki i szukać listu- rozdrażniony głos Jacoba przyprawił mnie o ciarki na plecach. Jaki list? Co za wariatka?

- Mówiłem ci- odparł zirytowany James.- Jeśli coś wie to zachował to dla siebie. O Kelsey na razie nikt nie może się dowiedzieć….

- Z wyjątkiem tej wariatki- wtrącił niegrzecznie Jake.  James westchną głośno.

- Z wyjątkiem jej. Choć myślę, że nie wiele pomoże. Upadły nic więcej nie mówił? Nic nie chciał zdradzić o tej ranie?

- Nie. Ale jest coś jeszcze… Wczoraj w nocy po naszej rozmowie… wydarzyło się coś dziwnego- Jacob zaczął mówić o pościgu za jakimś wampirem, który dał mu medalion. Znowu poczułam ukłucie.  Krew zaczynała coraz bardziej lecieć. Wcisnęłam rękę do kieszeni bluzy.- … Jest podzielony na sześć części z czego jedna jest cała szara. Reszta jest pusta, biała. Nie wiem tylko o co chodziło z oczami. Kelsey ma oczy typowe dla każdego nowo przemienionego.

 - Gdzie schowałeś amulet?

- Jest u mnie, w szafie z ciuchami- bingo! Muszę znaleźć ten wisiorek.

   Kolejne, mocniejsze ukłucie. Cały obraz zaczął mi się rozmazywać. Poczułam świeży zapach krwi. Był bardzo intensywny. Wyjęłam rękę. Wyła cała w rubinowej cieczy. Mogłam teraz siebie wydać. Ruszyłam chwiejnym krokiem do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi. Doczołgałam się do łazienki. Odkręciłam kurek. Zerwałam bandaż, a ranę włożyłam pod lodowaty strumień wody. W dalszym ciągu paliła. Drugą rękę zacisnęłam mocno na krawędzi umywalki. Zacisnęłam powieki i czekałam aż ból ustąpi. Co się ze mną do cholery dzieje?!

  Cały swój ciężar podparłam na krawędzi umywalki. Spojrzałam w lustro. Byłam cała blada, a oczy wręcz świeciły czerwonością. Po czole spływało kilka kropel od potu. Ręka dalej krwawiła jednak już nie tak obficie. Zabandażowałam ranę. Rzuciłam się na swoje łóżko. Skulona przytuliłam do twarzy poduszkę. Usłyszałam jak coś dobija się do moich drzwi. Ktoś – oczywiście wiedziałam kto bo niebyło to trudno zgadnąć- zawzięcie atakował moje drzwi pazurami. Westchnęłam głośno.

- Nathan!- krzyknęłam słabo.

  Na chwilkę przestał zagłuszać mi spokój, jednak po niecałej minucie zaczął skomleć. Zczołgałam się z łózka. Obraz stał się wyraźniejszy, a utrzymanie się na nogach nie było już takie trudne. Otworzyłam drzwi zaklętemu wilkowi i wpuściłam go do pokoju. Staną na środku pomieszczenia i zaczął się rozglądać. Sama zresztą nie wiedziałam jak mam się zachować. Postanowiłam usiąść na swojej wielkiej sofie. Gdy byłam już usadowiona, poklepałam miejsce obok siebie. Nath zajął miejsce obok mnie. Podkuliłam nogi pod brodę i zamknęłam oczy.

- Szkoda, że nie możesz zmienić się w postać ludzkich kształtów i ze mną porozmawiać- powiedziałam ze smutkiem. Bardzo chciałam z kimś porozmawiać.- Jestem ciekawa jaki byłeś przed… ee.. tym nałożeniem kary. I jak każdy, jestem też ciekawa co zrobiłeś.

   Wilk westchną cicho. Ułożył się na sofie i oparł kosmaty łeb na łapach…

 

~*~

 

  Coś mokrego zetknęło się z moją ręką, a po chwili twarzą. Otworzyłam niechętnie oczy. Nathan swoim mokrym nosem trącał mnie w rękę. W pokoju panowały egipskie ciemności. Nawet sobie nie przypominam… Chwilka! Czy ja zasnęłam? Pamiętam jak miałam ten ból w ręce, Nath przyszedł, przemawiałam do niego… Musiałam przysnąć.

  Podniosłam się do pozycji siedzącej. O dziwo kark mnie nie bolał, a powinien. Spałam na sofie! Przeniosłam wzrok na zegarek. Kilka minut po północy. Przespałam cały dzień. A przynajmniej popołudnie. Ręka już nie bolała. Podeszłam do włącznika światła i go nacisnęłam. Światło zalało cały pokój. Nawet nie zmrużyłam oczu. Kolejna niespodzianka. Odwinęłam bandaż. Rana była taka sama jak przed tym „wylewem krwi”. Westchnęłam. Wyszłam z pokoju razem  Nathanem. Przypomniało mi się, że wieczorem miała wrócić Jess. Jest po północy więc powinna już być. Oby tylko nie spała.

   Skierowałam się do kuchni. Na moje szczęście siedziała tam. Zajęła krzesło, na którym siedziałam dziś rano. Gdy tylko przekroczyłam framugę drzwi, obróciła swoją twarzyczkę w moją stronę. Posłała mi delikatny uśmiech, a ja niepewnie odwdzięczyłam jej się tym samym. Bez słowa zajęłam miejsce naprzeciwko niej. Dopiero teraz zauważyłam, że trzymała w dłoni kubek z ciepłą cieczą, a przed nią było kilka papierów rozłożonych.

- Co to?- zapytałam wskazując na pliki arkuszy.

- Coś co powinno nam pomóc. Jak się czujesz?

- Powiedzmy, że dobrze- mruknęłam. Nie byłam gotowa powiedzieć jej o tym, co się stało dzisiaj z moją ręką. Nie wiem czemu. Stchórzyłam. Pokiwała głową.

- Będziemy musieli komuś złożyć wizytę. Jacob wcześnie rano wyruszył do swojego ojca. Na razie nie zadawaj pytań co do niego- ostrzegła.- Nie dowiedział się nic nowego. Mianowicie, szukamy informacji na temat twojej rany. Po południu, około piętnastej pojedziemy do ciotki Grażyny…

- Co?!- nie wiem czemu tak zareagowałam. Po prostu się wystraszyłam. Wielkimi oczami spojrzałam na Jess.- Przecież ona jest człowiekiem, a ja… no wiesz… Jeszcze nie byłam na polowaniu- powiedziałam słabo. Jessica odchrząknęła.

- Echm, Kells… No bo, ona… no nie jest człowiekiem. To jest taka wróżbitka, czy coś. Po prostu ma nam pomóc. Żyła w dawnych czasach, ma więcej lat od nas i będzie musiała nam pomóc. Nie martw się- powiedział pewnie Jess. Dla dodania otuchy uścisnęła moją dłoń. Przypomniała mi się rozmowa braci, ta którą podsłuchałam. Jess nie powiedziała mi nic o jakiś listach i amulecie…

- Czym może być moja rana?

- Nie wiem- westchnęła.- Póki się tego nie dowiemy, Najwyżsi nie mogą się o tobie dowiedzieć.

- Mogliby mnie zabić- szepnęłam. Było to bardziej stwierdzenia niż pytanie.

- Mogliby- przytaknęła głosem pełnym bólu. W jej oczach dostrzegłam przerażenie. Dzisiaj już nic od niej nie wyciągnę. Mam nowy plan. Plan na zdobycie informacji. Narażę się życiem, ale muszę spróbować. Teraz tylko muszę wcielić go w życie.

- Co z tym aniołem, Alex’em?- zadałam ostatnie pytanie.

 - Już ci nie zagraża. Nie martw się nim, Kelsey- uśmiechnęła się delikatnie.  

- Jestem zmęczona. Nie umiem spać ostatnio.

- Nie dziwię ci się.

- Idę się położyć- wstałam od stołu. Podeszłam do wyjścia z kuchni. Przystanęłam i obróciłam się na powrót do przyjaciółki.- A, jeszcze coś. Gdzie teraz jest Jacob i James?

- Poszli na polowanie. Ja ciebie zabiorę jutro wieczorem.

- Nie ma sprawy- odrzekłam.

   Szybko odwróciłam się i opuściłam pomieszczenie. Na korytarzu już nie wytrzymałam i pozwoliłam sobie na szeroki uśmiech. Jak na razie jest dobrze, pomyślałam.

   Podążyłam schodami do góry. Kilka minut zajęło mi zidentyfikowanie pokoju Jacoba. Gdy już go odnalazłam, weszłam do środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Chwila, gdzie, powiedział, że trzyma ten amulet? A tak, w szafie. Z ciuchami. Podeszłam do niej i otworzyłam drzwiczki. Po zlustrowaniu całej szafy zesztywniałam. Wszystkie półki były zawalone ciuchami. Koszulki były porozwalane i wciśnięte w każdy kąt drewnianej szafy. A żeby było jeszcze fajniej, jedna półka była cała rozwalona- a właściwie pęknięta na pół- zaś na drugiej, akurat na wysokości mojej twarzy, ułożony był schludny stosik bokserek. Na sam widok zbierało się na wymioty.

   Wzięłam się jednak do poszukiwań. Szkoda było czasu. Po długich minutach, w końcu znalazłam to czego szukałam. Z zwycięskim uśmiechem i amuletem, który trzymałam tuż przed twarzą, opuściłam pokój Jacoba. Amulet jest bardzo wyjątkowy. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.

    Po wejściu do pokoju weszłam pod prysznic. Szybko się wyszorowałam i ubrałam w czyste, ciepłe i wygodne ubrania. Ze swojej szafy wygrzebałam jakiś podręczny plecaczek. Po chwili namysłu, postanowiłam zejść do tego gabinetu, w którym wylądowałam ostatnim razem. Pamiętam, że była tam duża mapa i mnóstwo ksiąg. Mogły by mi pomóc.

   Cicho opuściłam pokój i zgrabnie przeszłam do gabinetu. Zapaliłam światło i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zamknęłam drzwi na klucz, który znalazłam na biurku. Podeszłam do mapy. Tak jak zapamiętałam, wszystkie napisy były w obcym mi języku. Podeszłam do półek z książkami. Wyciągnęłam pierwszą lepszą i otworzyłam na środku. Była również napisana w obcym języku. I tak brałam po kolei każdą książkę.

   Półgodziny później byłam już zmęczona. Wszystkie książki jakie do tej pory przeszukałam, były obcojęzyczne. Zrezygnowana wróciłam do pokoju. Wrzuciłam do plecaczka amulet, butelkę wody, którą wzięłam po drodze z kuchni i jakieś zapasowe ciuchy. Spakowana opuściłam dom. Szybko przebiegłam odległość od domu do lasu. Obejrzałam się za siebie. Wszędzie panowała ciemność. Deszcz przybrał na sile. Przynajmniej nie wiało. Obrzuciłam dom ostatnim spojrzeniem i dałam nura w las. Nie chciałam się zmieniać w wilka. Wolałam pozostać w ludzkim wyglądzie. Chce zostać choć w małej cząsteczce człowiekiem. Tak więc w tej postaci i moim planem w głowie ruszyłam na poszukiwanie kogoś, kto musi mi pomóc. Powinien. I wie wszystko, co chcę się dowiedzieć.

    Ruszam na odnalezienie upadłego anioła….






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jejku! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie mogę opublikować ten rozdział! Awwww *-*
A teraz mam dla was nowe newsy! Paula powraca do was w nowym wydaniu! xD
Otóż są dwie sprawy. W końcu mam zorganizowany czas i.... od teraz powinny pojawiać się regularnie rozdziały. Założyłam również drugiego bloga (  Mari7895  wybacz, że cię nie powiadomiłam, ale zamierzałam to ogłosić wszystkim czytelnikom z tego bloga w tym rozdziale ;)) będę tam pisać recenzje książek. Jak ktoś chciałby wpaść to zapraszam.
A teraz chyba najmniej spodziewana niespodzianka. xD
Znacie taką stronę internetową i aplikację jak wattpad? Jeśli tak, to zapraszam. Mam tam swoje konto ( nazywam się Grej213) Pod tym Nickiem możecie mnie szukać i jeśli ktoś jest chętny to zapraszam do czytania opowiadania " I love dream <3"  Rozdziały są znacznie krótsze ale częstsze.
Zapraszam!
Co do waszych blogów, to rozdziały skomentuje do jutra. To chyba wszystko. Pozdrawiam! ;***

3 komentarze:

  1. Zaczynając od informacji:
    A dobra, dobra! Nie ma sprawy, ważne, że na niego trafiłam :D Nie mogę się już doczekać na pierwszą recenzję! :)
    Kurcze.. Wattpad. Nie znam się na nim, a bardzo bym chciała przeczytać:// Moze możliwe by było utworzenie zakładki na tym blogu, w którym byś je umieszczała? :D tak wem, hahaha. Za duże wymagania.

    Co do rozdziału to... No nieźle! Kells mnie niezwykle zaskoczyła z tym porwaniem naszyjnika i ucieczką... Co z tego wyniknie? :o I jeszcze to krwawienie... Trochę niepokojące... i tajemnicze oczywiście.
    Strata czasu z tym ojcem, skoro nic się Jake nie dowiedział... I teraz jeszcze ciocia Grażyna medium? :oo Nieźle! Ciekawa jestem strasznie, co będzie dalej!
    Dobrze, że masz teraz więcej czasu:)
    Pzdr

    opowiadaniebyjasminelovelace.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wattpad jest przyjemną aplikacją i stroną internetową. Bardzo łatwo się tam odnaleźć jednak o zakładce lub czymś podobnym pomyślę ;)
      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam! ;**

      Usuń
  2. Hejo! :3 Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę na ten rozdział! Tak długo czekałam, ale opłacało się, bo był wspaniały! ♡ :*
    Hm. Ten naszyjnik naprawdę mnie zaintrygował. Teraz nie będę o niczym innym myślała, tylko o nim! I co narobiłaś kochana? xD Ale i tak będę czekała na wyjaśnienia, bo jestem bardzo ciekawa, co on oznacza.
    Haha! Jak ona grzebała w pokoju... Jacoba? Nie jestem pewna, ale mniejsza z tym! Jak grzebała w jego pokoju, a w szczególności jak zobaczyła tek stos bokserek, to nie mogłam nie powstrzymać się przez uśmiechem! Naprawę! :D
    Och... Wciąż współczuje Nathanowi. Mam tą nadzieję, że kiedyś będzie mógł przemienić się w ludzką postać :D
    A co się dzieje z tą raną Kells? Zaczynam się martwić,.... :/ Mam nadzieję, że będzie wszystko ok.
    Dziś się nie rozpisuję, bo mam jeszcze sporo do czytania. To ja czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko i ślę całusy! :***
    I życzę Ci Wesołych Świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa! :D
    I zapraszam do mnie na wielkanocny dodatek ^.^
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń