Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy czekali na nowy rozdział! ;***
~~ oczami Jacoba~~
Już siedzę u ojca z jakąś godzinę. W kółko
nawija o historii Starych Ksiąg. Do tej pory nie wspomniał o niczym nowym. W
myślach ciągle modliłem się o to, aby przestał gadać i zamkną tą swoją mordę.
Próbowałem zadać kilka pytań, które mogłyby go nakierować na temat, którym
byłem zainteresowany. Niestety, nie dał się zwieść. Ach ten kochany ojczulek.
Najwidoczniej będziemy musieli szukać pomocy u ciotki psychopatki ( czytaj;
wyroczni, wiedźmy. Jak kto woli. Wszelkie określenia dozwolone.). Bynajmniej
jej będziemy mogli wszystko powiedzieć. Chociaż prawdę mówiąc, nie za bardzo mam
ochotę na wizytę u niej. Gdy byłem u tej wariatki ostatnim razem - czyli w tedy
gdy Kelsey była ze mną w stajni- nękała mnie tymi swoimi różnymi ziółkami przez
tydzień. Było to wprost nie do zniesienia. Błagam, tylko nie pytajcie po co
chciała mi wcisnąć te zielsko! Zamknięty temat!
A teraz gdy będziemy musieli koniecznie pójść
do niej z wizytą i gapić się w tą szklaną kulkę z podstawką, zbiera mi się na
wymioty.
- To
wszystko co wiem- przerwał mi w tych okropnych rozmyślaniach ojciec.- Masz jakieś pytania?
- Yhm… Nie-
odchrząknąłem.- Już pójdę.
Podniosłem się na równe nogi. Obszedłem
fotel, na którym siedziałem przez długą godzinę i podszedłem do drzwi. Czułem
na swoich plecach wzrok ojca. Nie śmiałem jednak spojrzeć mu w oczy. Nacisnąłem
klamkę i otworzyłem drzwi. Dopiero w tej chwili obróciłem się po raz ostatni do
śledzącej mnie wzrokiem, osoby.
- Dziękuję
za te wszystkie informacje. Z pewnością się przydadzą- do zaśmiecenia mi
jeszcze bardziej umysłu. Nie powiedziałem tego na głos, jednak w myślach nie
mogłem się powstrzymać. Uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem.
Skierowałem się do drzwi wejściowych. Gdy już
byłem na zewnątrz, dokładnie się rozejrzałem. Niebo było pochmurne i lekko
kropiło. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem na wyświetlaczu godzinę. Wpół do
dziewiątej. Muszę się pośpieszyć. Rozejrzałem się jeszcze raz bardzo dokładnie.
Zlustrowałem wszystkie okna wzrokiem. Nikogo nie dostrzegłem. Pozwoliłem, aby
moją skórę na palcach przeszyło ukłucie. W sekundę moje paznokcie zamieniły się
w długie pazury bestii. Podszedłem do auta ojca, ustawionego na podjeździe
przed drzwiami frontowymi. Przez całą długość pojazdu przejechałem pazurami po
całej karoserii. Gdy skończyłem robotę, uśmiechnąłem się łobuzersko i dałem
nura w las.
~~ oczami
Kelsey~~
Całą noc przewracałam się z boku na bok.
Strasznie się bałam. Nie mam pojęcia o co chodziło. Mówił coś o piątce
odmieńców. Czyli ci co mnie zamienili. Ale chwilka! Były tam tylko cztery obce
osoby. Dwie kobiety i dwaj mężczyźni. Piątą osobą był Alex, ale on jest upadłym
aniołem. On na pewno nie zalicza się do grupy odmieńców. Musi być ktoś jeszcze.
Ktoś, kogo nie było przy tym wydarzeniu. Albo był, a ja nie dostrzegłam tego
kogoś. Byłam słaba i pod wpływem mocnych środków odurzających. Mogłam coś
pominąć. W głowie przemkną mi obraz po przebudzeniu. Gdy się ocknęłam,
widziałam mężczyznę, który siedział w ciemności. Skupiłam całe swoje myśli by
przywołać ten obraz ze szczegółami. Miałam dwie opcje kto to mógł być. Albo
Alex, upadły anioł, albo… ten piąty odmieniec.
Ale, kim są odmieńcy? Przełknęłam głośno
ślinę. Może to jacyś… eee… należyciele do tej obcej rasy, którzy czymś tam się
różnią od tych, no… tych bardziej naturalnych.
Trochę ciężko mi mówić na to wszystko. To
nienormalne, żeby istniały jakieś stwory i olbrzymy. A co dopiero ludzie - a
raczej coś z wyglądu człowieka- zmieniające się w bestię gigantycznych
rozmiarów. A żeby było jeszcze fajniej, może kontrolować swój wzrost. A, no
właśnie! Co najważniejsze, pociągają te bestie, oczywiście nie kto inny jak
ludzie! I ja właśnie do tych potworów się zaliczam. Kto obiecywał, że będzie
łatwo, co?
Nigdy nie zaakceptuję tego kim jestem. Nigdy.
I nie zamierzam się z tym ukrywać. Nie wybrałam sobie tego. Zrobili to nie
pytając się mnie o zdanie. Czas zmienić swój charakterek, Kells.
Przytłoczona swoimi myślami, zwlekłam się z
łóżka. Podeszłam do okna i rozsunęłam rolety. Przez kilka sekund serce biło mi
jak oszalałe. Bardzo się bałam, że zobaczę podobny widok do wczorajszego.
Obcego mężczyznę czyhającego na mnie. Jestem bardzo ciekawa, co by się stało,
gdyby chłopacy nie wparowaliby do mojego pokoju. Czy Alex powiedziałby mi
wszystko? Skłamałby?
Oparłam czoło o zimną szybę. Za oknem była
pogoda typowa dla tej części kraju. Zachmurzone niebo i lekka mżawka.
Normalka.
Wyszłam z pokoju Jessicy. Ciekawe kiedy
wraca. Skoro musiała zawrócić i zmienić plany co do wizyty u Najwyższych, to
powinna być tu za niedługo. Może z nią uda mi się porozmawiać. Zresztą, skoro
widzi przyszłość, no i byłyśmy w dzieciństwie bardzo zżyte- i dalej
jesteśmy- to czemu miałabym nie
rozmawiać z nią szczerze? James i Jacob z pewnością nic nie wiedzą o tym, że
anioł powiedział mi coś o tym dostarczeniu i odmieńcach. Zapewne wyciągnęliby
ode mnie informacje, a na moje pytania by nie odpowiedzieli. A tak się bawić
nie zamierzam. Chociaż co do Jess, też nie mam pewności, że wszystko mi powie.
Możliwe, że ujawni tylko cząstkę- która zapewne będzie najmniej ważna- i powie
chłopakom. Stąpam teraz po bardzo kruchym lodzie. Ta cała niewiedza mnie
dobija. Mam ochotę wykrzyczeć wszystkim wszystko. Co sądzę o tym całym chorym
świecie pełnym magii, co myślę o tym czym się stałam i całym tym traktowaniu.
Co ja jestem, lalka porcelanowa?!
Całą drogę do pokoju przebyłam rozmyślając.
Z szafy wyjęłam jakieś z wierzchu ciuchy. Pomaszerowałam do łazienki. Tam
wykonałam poranną toaletę. Tak jak codziennie od dnia, w którym zostałam przemieniona,
poświęcam kilka minut na swoje odbicie w lustrze. Rozwinęłam bandaż. Rana wciąż
się nie goiła. Zrobiłam nowy opatrunek i z westchnięciem opuściłam łazienkę, a
następnie pokój. Zeszłam po schodach i ruszyłam do kuchni. Szłam powoli gdyż
nie śpieszyło mi się. Mogłam spokojnie pooglądać ściany długich korytarzy.
Korytarz był ciemnobordowy. Co kilka metrów
znajdowały się duże, drewniane drzwi. Nie miałam ochoty nawet sprawdzać co za
nimi się znajduje. Moją uwagę, bardziej przyciągnęło kilka obrazów wiszących na
ścianie. Jeden przedstawiał jakiegoś dostojnego mężczyznę z lekkim zarostem i
mundurem starowiecznej Anglii. Następny obraz przedstawiał pokój dziecięcy.
Meble, całe wnętrz było w stylu średniowiecza. Reszta obrazów, albo
przedstawiała dom, pokój -czy coś w tym stylu- albo po prostu zwykły krajobraz.
Mimo, że każdy był inny, miały ze sobą coś wspólnego. Mianowicie, wszystkie
były z charakterem starych czasów, a ich kolorystyka składała się z ponurych
kolorów.
Ostatni raz przeleciałam wzrokiem po
obrazach i ruszyłam dalej. Do moich uszu
doszedł dźwięk przesunięcia krzesła. Ktoś był w kuchni. Mimowolnie na moją
twarz wkradł się uśmiech. Bynajmniej nie będę sama. Przekroczyłam próg i
ujrzałam Jamesa krzątającego się po kuchni. Od razu mnie zauważył. Nieśmiało
weszłam do pomieszczenia i usiadłam na krześle.
- Jak się
spało?- ciszę przerwał James, zadając niepewnie pytanie. Przełknęłam głośno
ślinę. Przeniosłam wzrok na ręce. Splotłam palce na stole i zaczęłam się nimi
bawić.
- Nie za
dobrze- przyznałam. Na powrót nastała cisza. Znudzona swoją zabawą, rozejrzałam
się po kuchni. James westchną cicho i oparł się ścianę. Wtopił swoje złote oczy
w jakiś widok za mną. Przytłoczona moimi wszystkimi myślami, czułam, że muszę
zadać jakieś pytanie. Chwilkę się zastanowiłam, o co mogłabym zapytać. Z
pewnością o coś, co zachęciłoby go do mówienia. Po chwili miałam już pytanie
ułożone w głowie. Odchrząknęłam dyskretnie, ale zapewne usłyszał to bardzo
wyraźnie.- Kiedy wraca Jess?
- Dzisiaj wieczorem z tego co mi wiadomo-
odparł jednocześnie przenosząc wzrok na mnie. Jego twarz była kamienna. Nie
wyrażała żadnych emocji. Był zły? Na mnie?
- Tak tylko
pytam…- mruknęłam nieśmiało. Spuściłam wzrok. Nic nie odpowiedział. Czyli jest
zły. – Coś się stało?
- Nie,
Kelsey. Wybacz, ale muszę cię opuścić. Kuchnia jest do twojej dyspozycji. Nie
byłaś jeszcze na polowaniu, więc musisz być głodna- posłał mi delikatny uśmiech
i wyszedł.
Wstałam od stołu i ruszyłam do spiżarni.
Wyciągnęłam produkty przydatne do przyrządzenia omletów. Zrobienie ich nie
zajęło mi dużo czasu. Po nałożeniu apetycznie wyglądającego jedzenia na talerz,
zabrałam się za jego skonsumowanie.
Pół godziny później kończę chyba szóstą
porcję omletu. Jake miał rację. Jedzeniem ludzkim się nie najem. Jak na razie,
zaspokoiłam jako tako głód. Tylko na jak długo? Zabrałam talerz i wsadziłam go
do zmywarki. Posprzątałam po sobie i wyszłam z kuchni. Nie bardzo wiedziałam,
co mam ze sobą zrobić. Tak więc krzątałam się po całym domu. Nigdzie nikogo nie
znalazłam. Gdzie się wszyscy podziali?
Gdy po raz etny schodziłam po schodach w
dół, dostrzegłam zwierzęcą postać. Futro wilka było szare, typowy kolor
Nathana. Kierował się w stronę wyjścia frontowego. Chyba mnie nie dostrzegł.
- Nathan!-
krzyknęłam niepewnie.
Wilk
natychmiast obrócił się w moją stronę. Jego czarne ślepia skrzyżowały się z
moimi krwistymi oczami. Obrócił się w stronę schodów i znieruchomiał bacznie mi
się przyglądając. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję w miejscu.
Pokonałam szybko kolejne schodki. Gdy byłam już na dole, zawahałam się. Nath
stał w dalszym ciągu spokojnie. Był wielkości przeciętnego wilka. Przez chwilę
nie wiedziałam jak się zachować. W końcu nie miałam okazji z nim się jakoś… szczególnie
związać, zaprzyjaźnić czy coś tam. Muszę się liczyć z tym, że Nathan jest mi
obcy no i też w jakiś sposób… ma tę
cząstkę… eee…. Wyglądu człowieczego, mężczyzny. Chociaż stoi tak teraz
grzecznie, nie robi gwałtownych ruchów zapewne dla tego, żeby mnie nie
wystraszyć. No i wczoraj uratował mnie…
Przełamałam pierwsze lody. Podeszłam do
grzecznie wyczekującego wilka. Wyciągnęłam rękę i delikatnie dotknęłam jego
puszystego futra. Aby mnie ośmielić, Nath uniósł głowę i przyłożył ją do mojej
ręki. Uśmiechnęłam się delikatnie. Uklękłam obok niego. Coraz odważniej,
podrapałam go za uchem. W wyrazie wdzięczności i zadowolenia, westchną głośno. Położył
swoją łapę na moim kolanie.
- Dziękuję
ci. Wiesz, za wczoraj- powiedziałam nieśmiało.
Wilk wyprostował się na swoich wszystkich
czterech łapach. Schylił swój kosmaty łeb i musną wilgotnym nosem moją rękę w
miejscy, gdzie bandaż zakrywał moją ranę. Pochyliłam się i wtuliłam swoją twarz
w jego futro. Nie protestował. Wręcz przeciwnie. Przysuną się bliżej. Poczułam
jak po policzkach spłynęły mi łzy. Przez moją rękę przeszło coś w stylu prądu.
Mocne ukłucie, a potem zapach świeżej krwi doszedł do moich nozdrzy. Ze strachu
gwałtownie się wyprostowałam. Nathan zastygł w bezruchu. Posłałam mu krótkie,
przepraszające spojrzenie. Kolejne ukłucie w ręce. Odwinęłam bandaż. Z rany
ciurkiem leciała krew. Skóra wokół rany niemiłosiernie szczypała. Zrobiła się
nieprzyjemna w dotyku, napuchła i przybrała czerwony kolor. Tak jakbym się
poparzyła, tylko to o wiele bardziej bolało i piekło. Kolejna fala łez spłynęła
mi po policzkach. Ścisnęłam dłoń w pięść. Szybko zawinęłam bandaż, wstałam i
pobiegłam do pokoju. Ledwo pokonałam schody. Ból był coraz bardziej
intensywniejszy. Miałam ochotę krzyczeć. Zacisnęłam usta w cienką linię. Na
górze prawie czołgałam się po ziemi. Po drodze minęłam lekko uchylone drzwi. Co
dziwne, były jedynymi otwartymi. Wszystkie inne były zamknięte. Przechodząc
obok nich usłyszałam jakieś głosy. Zatrzymałam się gwałtownie. Dobrze
wiedziałam do kogo należą. Przycisnęłam swoje ciało do ściany, zacisnęłam usta
i nasłuchiwałam. Wiem, że to niegrzeczne, ale cóż…
- …nic
nowego. Pozostaje nam tylko iść do tej wariatki i szukać listu- rozdrażniony
głos Jacoba przyprawił mnie o ciarki na plecach. Jaki list? Co za wariatka?
- Mówiłem
ci- odparł zirytowany James.- Jeśli coś wie to zachował to dla siebie. O Kelsey
na razie nikt nie może się dowiedzieć….
- Z
wyjątkiem tej wariatki- wtrącił niegrzecznie Jake. James westchną głośno.
- Z
wyjątkiem jej. Choć myślę, że nie wiele pomoże. Upadły nic więcej nie mówił?
Nic nie chciał zdradzić o tej ranie?
- Nie. Ale
jest coś jeszcze… Wczoraj w nocy po naszej rozmowie… wydarzyło się coś
dziwnego- Jacob zaczął mówić o pościgu za jakimś wampirem, który dał mu
medalion. Znowu poczułam ukłucie. Krew
zaczynała coraz bardziej lecieć. Wcisnęłam rękę do kieszeni bluzy.- … Jest
podzielony na sześć części z czego jedna jest cała szara. Reszta jest pusta,
biała. Nie wiem tylko o co chodziło z oczami. Kelsey ma oczy typowe dla każdego
nowo przemienionego.
- Gdzie schowałeś amulet?
- Jest u
mnie, w szafie z ciuchami- bingo! Muszę znaleźć ten wisiorek.
Kolejne, mocniejsze ukłucie. Cały obraz
zaczął mi się rozmazywać. Poczułam świeży zapach krwi. Był bardzo intensywny.
Wyjęłam rękę. Wyła cała w rubinowej cieczy. Mogłam teraz siebie wydać. Ruszyłam
chwiejnym krokiem do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi. Doczołgałam się do
łazienki. Odkręciłam kurek. Zerwałam bandaż, a ranę włożyłam pod lodowaty
strumień wody. W dalszym ciągu paliła. Drugą rękę zacisnęłam mocno na krawędzi
umywalki. Zacisnęłam powieki i czekałam aż ból ustąpi. Co się ze mną do cholery
dzieje?!
Cały swój ciężar podparłam na krawędzi
umywalki. Spojrzałam w lustro. Byłam cała blada, a oczy wręcz świeciły
czerwonością. Po czole spływało kilka kropel od potu. Ręka dalej krwawiła
jednak już nie tak obficie. Zabandażowałam ranę. Rzuciłam się na swoje łóżko.
Skulona przytuliłam do twarzy poduszkę. Usłyszałam jak coś dobija się do moich
drzwi. Ktoś – oczywiście wiedziałam kto bo niebyło to trudno zgadnąć- zawzięcie
atakował moje drzwi pazurami. Westchnęłam głośno.
- Nathan!-
krzyknęłam słabo.
Na chwilkę przestał zagłuszać mi spokój,
jednak po niecałej minucie zaczął skomleć. Zczołgałam się z łózka. Obraz stał
się wyraźniejszy, a utrzymanie się na nogach nie było już takie trudne. Otworzyłam
drzwi zaklętemu wilkowi i wpuściłam go do pokoju. Staną na środku pomieszczenia
i zaczął się rozglądać. Sama zresztą nie wiedziałam jak mam się zachować. Postanowiłam
usiąść na swojej wielkiej sofie. Gdy byłam już usadowiona, poklepałam miejsce
obok siebie. Nath zajął miejsce obok mnie. Podkuliłam nogi pod brodę i zamknęłam
oczy.
- Szkoda, że
nie możesz zmienić się w postać ludzkich kształtów i ze mną porozmawiać-
powiedziałam ze smutkiem. Bardzo chciałam z kimś porozmawiać.- Jestem ciekawa
jaki byłeś przed… ee.. tym nałożeniem kary. I jak każdy, jestem też ciekawa co
zrobiłeś.
Wilk westchną cicho. Ułożył się na sofie i
oparł kosmaty łeb na łapach…
~*~
Coś mokrego zetknęło się z moją ręką, a po
chwili twarzą. Otworzyłam niechętnie oczy. Nathan swoim mokrym nosem trącał
mnie w rękę. W pokoju panowały egipskie ciemności. Nawet sobie nie przypominam…
Chwilka! Czy ja zasnęłam? Pamiętam jak miałam ten ból w ręce, Nath przyszedł,
przemawiałam do niego… Musiałam przysnąć.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. O dziwo
kark mnie nie bolał, a powinien. Spałam na sofie! Przeniosłam wzrok na zegarek.
Kilka minut po północy. Przespałam cały dzień. A przynajmniej popołudnie. Ręka
już nie bolała. Podeszłam do włącznika światła i go nacisnęłam. Światło zalało
cały pokój. Nawet nie zmrużyłam oczu. Kolejna niespodzianka. Odwinęłam bandaż.
Rana była taka sama jak przed tym „wylewem krwi”. Westchnęłam. Wyszłam z pokoju
razem Nathanem. Przypomniało mi się, że
wieczorem miała wrócić Jess. Jest po północy więc powinna już być. Oby tylko
nie spała.
Skierowałam się do kuchni. Na moje szczęście
siedziała tam. Zajęła krzesło, na którym siedziałam dziś rano. Gdy tylko
przekroczyłam framugę drzwi, obróciła swoją twarzyczkę w moją stronę. Posłała
mi delikatny uśmiech, a ja niepewnie odwdzięczyłam jej się tym samym. Bez słowa
zajęłam miejsce naprzeciwko niej. Dopiero teraz zauważyłam, że trzymała w dłoni
kubek z ciepłą cieczą, a przed nią było kilka papierów rozłożonych.
- Co to?-
zapytałam wskazując na pliki arkuszy.
- Coś co
powinno nam pomóc. Jak się czujesz?
- Powiedzmy,
że dobrze- mruknęłam. Nie byłam gotowa powiedzieć jej o tym, co się stało dzisiaj
z moją ręką. Nie wiem czemu. Stchórzyłam. Pokiwała głową.
- Będziemy
musieli komuś złożyć wizytę. Jacob wcześnie rano wyruszył do swojego ojca. Na
razie nie zadawaj pytań co do niego- ostrzegła.- Nie dowiedział się nic nowego.
Mianowicie, szukamy informacji na temat twojej rany. Po południu, około
piętnastej pojedziemy do ciotki Grażyny…
- Co?!- nie
wiem czemu tak zareagowałam. Po prostu się wystraszyłam. Wielkimi oczami spojrzałam
na Jess.- Przecież ona jest człowiekiem, a ja… no wiesz… Jeszcze nie byłam na
polowaniu- powiedziałam słabo. Jessica odchrząknęła.
- Echm,
Kells… No bo, ona… no nie jest człowiekiem. To jest taka wróżbitka, czy coś. Po
prostu ma nam pomóc. Żyła w dawnych czasach, ma więcej lat od nas i będzie
musiała nam pomóc. Nie martw się- powiedział pewnie Jess. Dla dodania otuchy
uścisnęła moją dłoń. Przypomniała mi się rozmowa braci, ta którą podsłuchałam.
Jess nie powiedziała mi nic o jakiś listach i amulecie…
- Czym może
być moja rana?
- Nie wiem-
westchnęła.- Póki się tego nie dowiemy, Najwyżsi nie mogą się o tobie
dowiedzieć.
- Mogliby mnie
zabić- szepnęłam. Było to bardziej stwierdzenia niż pytanie.
- Mogliby-
przytaknęła głosem pełnym bólu. W jej oczach dostrzegłam przerażenie. Dzisiaj
już nic od niej nie wyciągnę. Mam nowy plan. Plan na zdobycie informacji.
Narażę się życiem, ale muszę spróbować. Teraz tylko muszę wcielić go w życie.
- Co z tym
aniołem, Alex’em?- zadałam ostatnie pytanie.
- Już ci nie zagraża. Nie martw się nim,
Kelsey- uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem
zmęczona. Nie umiem spać ostatnio.
- Nie dziwię
ci się.
- Idę się
położyć- wstałam od stołu. Podeszłam do wyjścia z kuchni. Przystanęłam i
obróciłam się na powrót do przyjaciółki.- A, jeszcze coś. Gdzie teraz jest
Jacob i James?
- Poszli na
polowanie. Ja ciebie zabiorę jutro wieczorem.
- Nie ma
sprawy- odrzekłam.
Szybko odwróciłam się i opuściłam
pomieszczenie. Na korytarzu już nie wytrzymałam i pozwoliłam sobie na szeroki
uśmiech. Jak na razie jest dobrze, pomyślałam.
Podążyłam schodami do góry. Kilka minut
zajęło mi zidentyfikowanie pokoju Jacoba. Gdy już go odnalazłam, weszłam do
środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Chwila, gdzie, powiedział, że trzyma ten
amulet? A tak, w szafie. Z ciuchami. Podeszłam do niej i otworzyłam drzwiczki.
Po zlustrowaniu całej szafy zesztywniałam. Wszystkie półki były zawalone
ciuchami. Koszulki były porozwalane i wciśnięte w każdy kąt drewnianej szafy. A
żeby było jeszcze fajniej, jedna półka była cała rozwalona- a właściwie pęknięta
na pół- zaś na drugiej, akurat na wysokości mojej twarzy, ułożony był schludny
stosik bokserek. Na sam widok zbierało się na wymioty.
Wzięłam się jednak do poszukiwań. Szkoda
było czasu. Po długich minutach, w końcu znalazłam to czego szukałam. Z zwycięskim
uśmiechem i amuletem, który trzymałam tuż przed twarzą, opuściłam pokój Jacoba.
Amulet jest bardzo wyjątkowy. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
Po wejściu do pokoju weszłam pod prysznic.
Szybko się wyszorowałam i ubrałam w czyste, ciepłe i wygodne ubrania. Ze swojej
szafy wygrzebałam jakiś podręczny plecaczek. Po chwili namysłu, postanowiłam
zejść do tego gabinetu, w którym wylądowałam ostatnim razem. Pamiętam, że była
tam duża mapa i mnóstwo ksiąg. Mogły by mi pomóc.
Cicho opuściłam pokój i zgrabnie przeszłam
do gabinetu. Zapaliłam światło i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zamknęłam
drzwi na klucz, który znalazłam na biurku. Podeszłam do mapy. Tak jak
zapamiętałam, wszystkie napisy były w obcym mi języku. Podeszłam do półek z
książkami. Wyciągnęłam pierwszą lepszą i otworzyłam na środku. Była również
napisana w obcym języku. I tak brałam po kolei każdą książkę.
Półgodziny później byłam już zmęczona. Wszystkie
książki jakie do tej pory przeszukałam, były obcojęzyczne. Zrezygnowana
wróciłam do pokoju. Wrzuciłam do plecaczka amulet, butelkę wody, którą wzięłam
po drodze z kuchni i jakieś zapasowe ciuchy. Spakowana opuściłam dom. Szybko
przebiegłam odległość od domu do lasu. Obejrzałam się za siebie. Wszędzie
panowała ciemność. Deszcz przybrał na sile. Przynajmniej nie wiało. Obrzuciłam dom
ostatnim spojrzeniem i dałam nura w las. Nie chciałam się zmieniać w wilka. Wolałam
pozostać w ludzkim wyglądzie. Chce zostać choć w małej cząsteczce człowiekiem.
Tak więc w tej postaci i moim planem w głowie ruszyłam na poszukiwanie kogoś,
kto musi mi pomóc. Powinien. I wie wszystko, co chcę się dowiedzieć.
Ruszam na odnalezienie upadłego anioła….
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jejku! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie mogę opublikować ten rozdział! Awwww *-*
A teraz mam dla was nowe newsy! Paula powraca do was w nowym wydaniu! xD
Otóż są dwie sprawy. W końcu mam zorganizowany czas i.... od teraz powinny pojawiać się regularnie rozdziały. Założyłam również drugiego bloga (
Mari7895 wybacz, że cię nie powiadomiłam, ale zamierzałam to ogłosić wszystkim czytelnikom z tego bloga w tym rozdziale ;)) będę tam pisać recenzje książek. Jak ktoś chciałby wpaść to zapraszam.
A teraz chyba najmniej spodziewana niespodzianka. xD
Znacie taką stronę internetową i aplikację jak wattpad? Jeśli tak, to zapraszam. Mam tam swoje konto ( nazywam się Grej213) Pod tym Nickiem możecie mnie szukać i jeśli ktoś jest chętny to zapraszam do czytania opowiadania " I love dream <3" Rozdziały są znacznie krótsze ale częstsze.
Zapraszam!
Co do waszych blogów, to rozdziały skomentuje do jutra. To chyba wszystko. Pozdrawiam! ;***