06.02 - jeśli ktoś chce jakiś kontakt do mnie ( ask, snap, tumblr), może napisać. Jestem otwarta na nowe znajomości ;)










czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 17.


 

  Jacob ustawił mnie kilka metrów przed sobą. Uważnie wsłuchałam się w jego słowa. Nie chciałam popełnić żadnego błędu, a tym bardziej utknąć w ciele włochatej bestii.

- Spróbuj sobie wyobrazić, że masz na sobie jakieś szaty- tłumaczył Jacob- i bardzo chcesz się ich pozbyć. Jesteś strasznie wściekła. Wszystko w tobie się od środka gotuje. Skup się! Albo jakbyś chciała zedrzeć z siebie skórę. Przypomnij sobie jakieś zdarzenie, które doprowadziło cię do szału.

  Uważnie zrobiłam to co kazał. Przypomniałam sobie sytuację z mamą. Gdy byłam mała, rzadko kiedy poświęcała mi czas. W końcu nie wytrzymałam i wykrzyczałam mamie prosto w twarz co o niej sądzę. Miałam ochotę rozwalić wszystko, co było w zasięgu mojej ręki. Mama również nie wytrzymała. W przypływie gniewu wyrzuciła z siebie kilka obelg dotyczących mojej osoby.

   Poczułam ciepło w każdym zakątku mojego ciała. Skóra zaczęła niemiłosiernie piec. Miejscami pojawiły się czerwone kreski. Mam nadzieję, że później znikną. Przypływ nowej energii zachęcił mnie do rzucenia się biegiem przed siebie. Dołożyłam wszelkie starania, aby ustać w miejscu. Zacisnęłam powieki. Dłonie zamknęły się w szczelnym uścisku tworząc pięść.

- Dobrze! Myśl o tym bardziej. Skup się porządnie!-  instruował Jacob.

   Z godnie z jego zaleceniami po chwili moje ciało popękało. W pewnym sensie jakaś mocna siła obdarła mnie z skóry. Kawałki stały się niewidoczne. Opadłam na kolana, które momentalnie stały się krótkimi, zgrabnymi nóżkami drapieżnika. Cała moja powierzchnia była pokryta rdzawym futrem. Podniosłam najpierw lewą przednią łapę, następnie prawą przednią, a później resztę. Poruszałam ogonem w lewo i prawo. Nastawiłam uszy uparcie szukając jakiegoś dźwięku. Przeniosłam swój oczy na stojącego Jacoba. Jego wzrok wtopiony był we mnie. Przykucną. Niepewnie zrobiłam pierwszy krok. Wyciągną swoją dłoń w moim kierunku aby dodać mi otuchy. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmieszek. Kolejne kroki zrobiłam już pewniej. Moja głowa znajdywała się na równi z jego. Ułożyłam się u jego skulonych nóg, opierając głowę o jego kolano. Przejechał ręką od czubka głowy do grzbietu. Wydałam z siebie cichy, znaczący pomruk.  Uśmiechną się szerzej.

 - No widzisz jak ci świetnie poszło! Spodziewałam się gorszej reakcji po przemianie- pochwalił.

   Rzeczywiście. Dość spokojnie przeszłam przemianę. Znowu poczułam falę energii. Była bardzo kusząca… Napięłam wszystkie mięśnie. Nie. Nie mogę się poddać! Nie pozwolę, żeby jakieś siły mną zawładnęły. Muszę nauczyć się panować nad sobą. Nie pozwolę, żeby jakikolwiek człowiek zginą z moich rąk. Nie chcę krzywdzić niewinnych. Jakież to niesprawiedliwe! Tyle ludzi żyje na tym świecie i nie mają pojęcia, co tak naprawdę na nim jest. Tylko poszczególni, na chwilę przed śmiercią widzą prawdziwą twarz zabójcy.

   Moje rozmyślania przerwał głos Jacoba.

- To jak, przemieniasz się?

  Na znak zgody trąciłam nosem jego dłoń. Odskoczyłam dobry metr od niego i stanęłam. Poniósł się na równe nogi. Teraz moja głowa była na równi z jego biodrami. 

- Przećwiczmy jeszcze coś. Być może nie zauważyłaś, kiedy pierwszy raz spotkałaś Nathana, był bardzo duży. W tedy kiedy zaczęliśmy ci wszystko powoli tłumaczyć, dołączył do nas Nath z wielkością przeciętnego psa- wydałam z siebie gardłowy odgłos.- Otóż, możemy się również zmniejszać i zwiększać. To taki bonus. Każdy ma to w sobie. Żeby to „uaktywnić”, musisz pomyśleć o czymś rosnącym lub kurczącym się.

   Pomyślałam chwilkę o czym mogłam bym pomyśleć. Przeszukałam cały swój mózg. Nie bardzo wiedziałam co będzie odpowiednie. A co jeśli pomyślę o czymś dużym i urosnę do gigantycznej wielkości? Ta myśl mnie przeraziła. Przestąpiłam z nogi na nogę. Wzięłam głęboko oddech.

Rosnący kwiat.

   W mojej głowie rozległy się echem te dwa słowa.  Uniosłam głowę w górę.

 Kwiat stojący na wielkiej górze. Słoneczny dzień. Promyki ciepłego słońca ogrzewały ziemię. Zakiełkował mały kwiatek. Z dnia na dzień stawał się coraz większy, aż w końcu… Zakwitł i rozłożył swoje piękne, czerwone płatki ku światłu…

   Obraz rosnącego kwiatu wdarł się do mojego mózgu. Poczułam bolesne ukłucie na ciele. Czułam się, jakby coś rozrywało mnie od środka. Wszystko niemiłosiernie piekło. Do mojego organizmu przypłynęła nowa energia. Mój mózg odebrał na raz tysiące różnych odgłosów i nowych zapachów. Sarna kilkadziesiąt metrów od nas pije ze strumyka, wiewiórka skacze z drzewa na drzewo, młoda wilczyca szuka pożywienia, jakiś człowiek- z apetyczną krwią- przedziera się przez krzewy na drugim końcu lasu…  Krew w moim ciele zawrzała. Niezdarnie poruszyłam się z miejsca. To tylko przysporzyło więcej kłopotów. Zapragnęłam pobiec tam. Ogarnęło mnie wielkie pragnienie.

  Dość! Kelsey, nie! Nie waż się! Nie mogę! Nie pozwolę na to!

  Dopiero teraz zdałam sobie sprawę , jaka jestem niebezpieczna. Jeżeli się nie powstrzymam, stanę się mordercą. W tedy już nie będzie mnie obchodziło kim jest moja ofiara. Jeśli się poddam, zabiję ludzi. Zabiję by zaspokoić swoje pragnienie. Być może nie będę umieć przestać mordować. Co wtedy? A jeśli zabiję kogoś, kogo bardzo kocham? Odwiedzę ciocię i wtopię w jej szyję swoje kły. Znajdę rodziców, starych przyjaciół… Co ja mam rodzicom powiedzieć? Oni nie wiedzą. Jeśli przyjadą w najmniej odpowiednim momencie z pretekstem zobaczenia mnie, będę mogła zabić moich najbliższych. Osoby, które kocham.

   Zaczęłam się gwałtownie wycofywać. Jacob nie zdając sobie sprawy z sytuacji, wykonał kilka kroków w moją stronę z wyciągniętą ręką. Zauważyłam, że urosłam. Moja głowa była na równi z jego ramionami. Przystanęłam razem z nim. Odsłaniając swoje zęby zawarczałam. Oszołomiony chłopak zamarł w miejscu. Nie wiedząc co zamierzam zrobić, ruszyłam na niego. Zszokowany cofał się do tyłu. Nie powiem, moje zachowanie mnie też zdziwiło.

- Kelsey! Co ty robisz? Opanuj się! Dość!- karcił mnie słowami.

  Niestety. Do mnie żadne słowa już nie docierały. Zawładnęła mną bestia. Wciąż coś kazało mi iść na niego. Z kroku na krok, odgłos wydobywający się z mojej piersi stawał się coraz bardziej przerażający.

  Przez głowę przeleciało mi mnóstwo obrazów. Dobrze wiedziałam, że to Jacob. Chciał mi pomóc. Przed oczami staną mi obraz dłoni. Mojego nadgarstka z raną po przemianie. Poczułam krew. Była to krew z rany. Przystanęłam zwracając swoje oczy ku Jacke’ owi. Był opanowany. Nogi ugięły się pode mną. Ułożyłam się na ziemi z głową na łapach. Jacob przykucną.

- Jeśli chcesz wrócić do ludzkiego ciała, wyobraź sobie to samo co przed przemianą w wilka- szepną.

   Powoli uniosłam się na łapy. Przywołałam poprzednie wspomnienie. Tym razem poszło łatwiej, ale bardziej boleśnie.  Chwilkę później stałam już na dwóch nogach, w ubraniu i twarzą w twarz z Jacobem.  Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Łzy stanęły mi w oczach. Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Chciałam jak najszybciej zamknąć się w pokoju i przykryć kołdrą w łóżku. Słońce powoli zachodziło za drzewami. Robiło się coraz ciemniej. Gdy byłam już na schodach, poczułam szarpnięcie. Obróciłam się i ujrzałam Jacoba.

- Kalls, spokojnie. To się zdarza za pierwszym razem. Nie możesz się bać- mówił spokojnym głosem. W jego oczach dostrzegłam ból.

- To się zdarza?! Chciałam ci zrobić krzywdę!

- Ale nie zrobiłaś. Powstrzymałaś się. To oznacza, że nie jesteś wcale słaba.

- Jestem. Podziękuj sobie! Gdyby nie twój dar…

- Kelsey!

-  Puść mnie!

- Jeśli ty mi coś powiesz.

- Co mam ci powiedzieć?- zapytałam zdezorientowana.

- Co cię tak rozproszyło?- zapytał powoli.

- Ja… - na samo wspomnienie łzy napłynęły mi do oczu. Krew zawrzała. Zacisnęłam rękę na poręczy schodów.- Usłyszałam i poczułam coś co mnie rozproszyło i tyle. A teraz puść!

- Proszę nie obwiniaj się. To nie twoja wina.- powiedział uwalniając mnie z uścisku.  Poczułam gniew.

- Nie moja wina?! Więc czyja! Nie panuję nad sobą! Jestem za słaba! Gdybym teraz wyszła na ulicę, zabiłam bym wszystkich idących po kolei! Jestem niebezpieczna! To moja wina!!! Rozumiesz?!

- Jeśli będziesz na początku dużo polować, ćwiczyć siłę woli to nikogo nie zabijesz. Przykro mi, że tak postrzegasz niektóre rzeczy, ale mam nadzieję, że za niedługo wyrobisz sobie mądrzejszy, realny pogląd na wszystko.- ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia. Wyraźnie widać, że w środku cały gotuje się od złości.

-  Dobrze wiedzieć, że źle myślę! Nie idę z tobą na żadne polowanie, rozumiesz?! Chce dziś być sama.

   Ruszyłam do pokoju, zostawiając Jacoba u stóp schodów. Gdy już zatrzasnęłam drzwi, dałam upust łzom. Słone krople spłynęły po policzkach. Przykucnęłam przy drzwiach. Skulona cichutko zaszlochałam. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam w nią nos. Jacob ma rację. Ja po prostu się boję. Muszę go przeprosić. James też zasługuje na przeprosiny. Moje zachowanie nie jest najlepsze w stosunku do nich, ale oni też muszą zrozumieć przez co przechodzę.

   Usłyszałam jakiś huk. Spojrzałam na balkon. Szybko otarłam wierzchem dłoni łzy. Za szybą było strasznie ponuro, szaro.  Na moim balkonie stała jakaś ciemna postać. Mężczyzna. Jego sylwetka była umięśniona. Z jego pleców wystawały skrzydła. Wielkie, czarne, opierzone skrzydła. Jego ubranie składało się z czarnych spodni. Był boso i bez koszuli. Włosy miał zmierzwione. Zaczęłam dławić się oddechem. Musiał wyczuć moją obecność, bo odwrócił się w moją stronę. Teraz mogłam ujrzeć jego twarz. Stałam jak wmurowana. Nie wierzyłam własnym oczom w to co widzę. Ja go znałam. Dobrze zapamiętałam ten uśmiech.

  Gestem nakazał rozsunąć szklane drzwi…




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie! Przepraszam za taki poślizg. Rozdział taki nijaki. :( Przepraszam, nie miałam jakoś głowy do niego. Wiecie, koniec semestru... ;)
Myślę, że następny rozdział pojawi się za kilka dni i będzie o niebo lepszy. Czekam na wasze opinie i gorąco pozdrawiam!
A i jeszcze jedno! :D
Z całego serca przepraszam przede wszystkim:  Ruda   madziula 0909  i Mari7895  !
Przeczytałam rozdziały ale jeszcze ich nie skomentowałam! Bardzo przepraszam za to zaniedbanie!

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 16.


   Na środku pokoju staną James. Przez chwilę uważnie wpatrywał się we mnie. Gestem poklepałam miejsce obok siebie. Niepewnie podszedł i usadowił się na wskazanym miejscu. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Pierwsza ją przerwałam.

- Jaki masz dar?-zapytałam. Przemilczał całą minutę. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. – James! Powiedz mi!

-Jeszcze ci mało informacji- warkną. Posłałam mu ostre spojrzenie.

- Myślę, że powinnam wiedzieć.- dodałam nieco spokojniejszym tonem.  W dalszym ciągu siedział w ciszy.- Mów!

- Co?! Co mam ci powiedzieć?! – Wykrzyczał zniecierpliwiony.

- Myślę, że zadałam proste pytanie więc odpowiedź dla ciebie powinna być prosta.- powiedziałam surowo.  Zamkną oczy, a głowę odchylił do tyłu.

- Jess… Jest kimś w rodzaju… jasnowidza. Jej wizje czasami mogą się nie sprawdzić. Przyszłość zawsze się może zmienić- powiedział spokojnie.

- A ty? Jacob?

- Jacob potrafi wcisnąć ludziom jakąś myśl, obraz czy nawet swoje wspomnienie- zaśmiał się gorzko. - Zaś ja, mogę ehm… na przykład przyciągnąć do siebie jakąś rzecz z drugiego końca pokoju.

- Ciekawe- mruknęłam. Zastanowiłam się chwilkę nad zadaniem kolejnego pytania.- Jacob kiedyś mówił mi o jakimś kodeksie…

- Kodeks Kanodglormena?- zapytał James, aby się upewnić. Kiwnęłam głową.

- Co to jest? Ta nazwa… Jest z waszego języka?

- Tak. Znaczy to „ rządza”.  Najwyżsi stworzyli ją po to, żeby zapisywać tam swoje prawa, pakty. Czasem nawet przepowiednie.- powiedział James. Po chwili zastanawiał się nad czymś.- Przepowiednia o tobie… ona też tam jest.

- O mnie?- Chwila! Oni… wiedzieli?

   Gwałtownie podniosłam się na równe nogi. Stanęłam na samym środku pokoju myśląc. W tej księdze. Wszystko było napisane?! Oni wiedzieli?! Okłamali mnie! Mogli mnie uratować od tego! To wcale nie musiało się tak skończyć!

  Cała buchałam gniewem. Tysiące myśli przelatywało przez moją głowę. Miałam ochotę czymś rzucić. Coś rozwalić. James zaniepokojony wstał. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.

- Wy! Wiedzieliście?!- Wydarłam się wściekła na niego.- Wszystko było tam zapisane! Czarno na białym! A wy… Pozwoliliście na to wszystko!!!

- Nie to nie tak.- zaczął się broni.

- To jak- warknęłam.

- To nie nasza wina. Nic nie było napisane, że zmienisz się w to co my! To był podstęp! Rozumiesz?

- Nie! Ja już nic nie rozumiem! Wiesz co? Brzydzę się! Tym… wszystkim!!! Przeklinam tamten dzień! Żałuję, że to wszystko miało miejsce!- Krzyczałam na niego z całych sił. Po chwili wykrzyczałam coś co go totalnie zamurowało.- Żałuję, że poznałam ciebie!!!

  Stał wmurowany, nie wierząc w to co usłyszał. Wtapiał we mnie te swoje czarne oczy. Byłam na tyle wściekła, że nie miałam serca go przeprosić. Póki był w szoku oddałam ostateczny cios.

- Wyjdź- poprosiłam zimnym głosem.

- Kells…- zaczął.

- Wyjdź!- krzyknęłam.

  Nie ruszał się z miejsca, więc sama podeszłam do drzwi i je przed nim otworzyłam.  Nie miałam ochoty, aby jego osoba gościła dłużej w tym pokoju. Grzecznie przekroczył próg. Zatrzasnęłam za nim drzwi z hukiem, po czym opadłam na swoje łóżko. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zakopałam się pod kołdrą i wybuchłam płaczem niczym małe dziecko. Po jakiś kilku godzinach, zasnęłam cała obsmarkana i mokra od łez.

 

 

                                   ~*~

Słoneczne promyki wbijały się do mojego pokoju, rozświetlając go. Czułam, że muszę wstać. Niechętnie wyszłam spod ciepłej kołdry. Otworzyłam niepewnie szafę stojącą w rogu pokoju. Na wieszakach i półkach dostrzegłam kilka moich ciuchów. Wyciągnęłam ubranie i pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Orzeźwiona wyszłam na korytarz. Schodami skierowałam się na dół. Pomaszerowałam, tam gdzie wczoraj piłam herbatę z Jessicą. Już od kilku metrów poczułam znany mi zapach.  Gdy przekroczyłam próg ujrzałam Jacoba z patelnią w ręce. Miała na sobie czerwony fartuszek. Właśnie podrzucał naleśniki na patelni. Gdy usłyszał, że weszłam do kuchni, przeniósł swój wzrok na mnie. Niepewnie podeszłam do stołu i usiadłam tak, aby mieć go przed sobą.

- Nie wiedziałam, że jecie też normalnie, jak ludzie- powiedziałam niepewnie. Jacob uśmiechną się promiennie.

- Staramy się unikać jeść takich posiłków- powiedział tajemniczo.- Podasz mi syrop? Jest w tamtej spiżarni. Za drzwiami, gdzieś na półce stoi.- powiedział wskazując drzwi w kącie pomieszczenia. Dopiero teraz je zauważyłam.

  Ruszyłam w stronę drzwi. Gdy je otworzyłam stanęłam jak wmurowana. Cała spiżarnia była przepełniona jedzeniem. Jeden produkt miał ze sto swoich kopi. Nigdy w życiu nie widziałam tak bogatego wyposarzenia. Odwróciłam się do Jacoba. Jak u licha mam znaleźć syrop? Przecież tu jest milion produktów!

- Yhm… Jacob?-  moje zachowanie rozśmieszyło Jacke’ a. Zostawił patelnię z naleśnikami i ruszył w moją stronę.

- Ja poszukam, a ty pilnuj moich naleśników- powiedział poważnie.

  Podeszłam do patelni. Jacob grzebał w spiżarni szukając  tubki. O dziwo, nie zajęło mu to dużo czasu. Z bananem na twarzy podszedł i stanął obok mnie. Oddałam mu patelnię po czym zamieniliśmy się stanowiskami. Oparłam się o kuchenkę, założyłam ręce na piersi i stałam tak ze wzrokiem utkwionym w ścianę.

- Po co wam tyle jedzenia. Sam powiedziałeś, że staracie się unikać takich posiłków?- Zapytałam zaciekawiona.

- Owszem, staramy się- powiedział powoli.- Jednak kiedy zaczniemy jeść takie ludzkie danie, musimy zjeść z trzy razy tyle co przeciętny człowiek. Żywimy się krwią zwierząt, daje ona nam siły. Jedzenie ludzkie nie zadziała na nasz głód. Aby odczuć, że coś zjedliśmy musimy zwiększyć dawkę jedzenia.

- Czy można się najeść ludzkim jedzeniem? Tak, żeby wystarczyło jak krew zwierząt?

- Nie. Do syta się nie najesz, ale w jakimś stopniu… Może choć odrobinkę ocali cię od głodowania, to wszystko. Nasz organizm potrzebuje czegoś mocniejszego- zaśmiał się Jacob.

  Odszedł od kuchenki, wyciągną dwa talerze i nałożył na nie po jednym naleśniku.  Wziął z blatu wcześniej rozpuszczoną czekoladę i roztarł ją na jedzeniu. Następnie wykonał kilka zwinnych ruchów zwijając naleśnik.

- Siadaj i jedz.

   Obydwoje usiedliśmy naprzeciwko siebie, każdy przed swoim talerzem. Zaczęliśmy powoli likwidować jedzenie z talerzy. Rzeczywiście. Miałam wielką ochotę na większą ilość naleśników. Dopiero teraz odczułam jak bardzo jestem głodna. Chwilowo zesztywniałam. Oznaczało to, że niedługo odbędzie się moje pierwsze polowanie.

- Ehm… Jake? Kiedy zabierzecie mnie na… te polowanie- ostatnie słowa ledwo przeszły przez moje gardło.

- Myślę, że dobrze by było pójść dziś wieczorem. Jess pojechała do znajomych. Przenocuje tam, a później odwiedzi Najwyższych. Musi poinformować ich o tobie i zgłosić przemianę. Kiedy już dobrze cię przygotujemy, będziemy musieli wszyscy tam pojechać. Tak więc w skrócie mówiąc do wyboru masz mnie lub Jamesa. Któryś z nas nauczy cię polowanie i tych innych tam… - powiedział Jacob. Spuścił głowę bawiąc się palcami. 

- Kim są ci Najwyżsi? Z tego co mówiliście mają potężną władzę.

- Do ich rodu należą tylko potomkowie. Najwyższą władzę mogą sprawować tylko ci o największych darach. Musi być ich tylko trójka.

- Ich liczba ma jakieś specjalne znaczenie?

- Przed ich panowaniem były trzy rody. Postanowili połączyć wszystkich. Każdy ród wierzył w to samo. Przy połączeniu każde plemię wyłoniło jednego najpotężniejszego młodzieńca. Stąd ta liczba. Używają ją też do wyliczania lat. Mają swoje specjalne metody. Dzięki niej wiedzą co ile lat wstąpić ma następca.

- Następca musi być synem?- zgadywałam.  

- Tak. Jeżeli pierwsze urodzone dziecko Najwyższego urodziłoby się bez daru, oznaczało by to dla ludu jego koniec. Znaczy to słabość potęgi. Nikt inny nie mógł by zająć miejsce władzy.

- A jeżeli pierwsza urodzi się córka? Z darem?

- Dają szansę aby urodził się syn. – odparł beznamiętnie Jacob.

- Okej.- zamyśliłam się chwilkę. Chciałam teraz zadać jak najwięcej pytań i uzyskać na nie odpowiedzi.- Jak mam poznać czy mam w sobie jakiś dar?

- Po jakimś czasie samo z siebie wyjdzie.- powiedział uśmiechając się szeroko.

- Jak odkryłeś to, że możesz komuś wciskać myśli?

- Wiesz?- zapytał zaskoczony.

- James mi powiedział- burknęłam.  Skrzywił się.

-  Jednego dnia myślałem nad jedną rzeczą bardzo intensywnie. Patrzyłem się przy tym na jedną taką laskę. Odwróciła się do mnie po czym skrzywiła. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Wyminęła mnie i poszła. Później wróciłem do domu, pomyślałem o czymś i tak jakoś wyszło… Jess była zdziwiona, coś tam nie pasowało i takie tam. Zrobiliśmy kilka testów i okazało się, że mogę komuś wciskać swoje myśli, jakiś obraz czy wspomnienie. Na przykład teraz.

  W mojej głowie pojawiło się wspomnienie Jacoba. Ten pierwszy dzień.  Wtedy nie wiedziałam, że jest bratem Jamesa i wilkołakiem. Przedstawił mi cały dzień ze szczegółami. Najpierw ta lekcja, później apel… Byłam zachwycona jego umiejętnościami.

- Na początku trochę trudno było mi się kontrolować- powiedział do mnie w myślach.- Większość moich myśli i wspomnień mimowolnie lądowało u innych. Z czasem nauczyłem się nad tym panować.

  Jego głos w moich myślach brzmiał tak samo jak głos wydobywający się z jego ust. To niesamowite jak łatwo wbił się w mój mózg i przekazał tyle wiadomości. Wpadłam na świetny pomysł.

- Zabierzesz mnie teraz na polowanie?

- Ja?- zapytał z niedowierzaniem.

- Nie ja. Proszę. Jest ładna pogoda. I tak nie mamy co robić.- powiedziałam to po czym wzruszyłam ramionami.

- Ty może tak- powiedział wspomagając się ruchami ręki- ale ja nie. Mam mase rzeczy do załatwienia. James nic nie robi. Weź go rusz z miejsca.- wyczułam nutkę niechęci w  dwóch ostatnich zdaniach. Zrobiłam nachmurzoną minkę.

- Nie dziękuję. Poczekam.- dostrzegłam w jego twarzy zdziwienie. – A tak w ogóle to co masz do załatwienia?

- Muszę odebrać nowe strzały, łuki i miecze- odpowiedział jednocześnie wstając. Zebrał talerze i wsadził je do zmywarki.

- Idę z tobą- rzekłam stanowczo wstając. Jacob momentalnie zesztywniał.

- Absolutnie!- Warkną. 

- Czemu?- zapytałam stojąc kilka metrów przed nim zaskoczona.

- To zbyt niebezpieczne. Zostajesz! Poproś Jamesa żeby nauczył cię przemienić się w ciało wilka. Musimy wreszcie zrobić jakiś krok do przodu- wyraźnie widać, że niechętnie bierze Jamesa pod uwagę. 

- Ale ja nie chcę!- krzyknęłam.  Jacob stał i przyglądał mi się.  Pewnie myślał, że jestem nienormalna.  Aby opanować sytuację dodałam opanowanym tonem- Nie możesz poprosić Jamesa żeby poszedł? W tedy mógł byś zostać i mi pomóc. Proszę- grzecznie poprosiłam robiąc słodką minkę.

  Jacob wbijał swój wzrok we mnie. Nie bardzo wiedział jak miał zinterpretować moje zachowanie. Od razu pożałowałam. Nie chciałam żeby tak wyszło. Po prostu nie miałam ochoty spędzić ani jednej chwili z Jamesem. Byłam na niego strasznie wściekła. Dalej jestem. Wiem, że to nie jest tylko i wyłącznie jego wina. To nie on dokonał przemiany, ale jednak… Przecież mógł temu zapobiec. Nie tylko on.

  Teraz do mnie dotarło, że to nie fair w stosunku do niego. Jak już powinnam była być wściekła to na wszystkich. Bez wyjątku. Niestety, nie mogę już cofnąć słów.  Spuściłam wzrok.

  Jacob podszedł do mnie i wziął mnie pod brodę. Zmuszona zostałam spojrzeć mu prosto w oczy. Te piękne, tryskające błękitem oczy. Dostrzegłam w nich iskrę troski. Zrobiło mi się cholernie głupio.

- Kelsy- powiedział cicho i delikatnie moje imię. Miałam ochotę pójść w kąt i się wypłakać.- Co się dzieje?

  Nie odzywałam się. Było mi strasznie głupio. Jacob czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Podniosłam swoją rękę i ujęłam jego dłoń. Spuściłam głowę.

- Porozmawiam z Jamesem- po tych słowach wyszedł z kuchni.

 

  Ruszyłam do pokoju. W oczach stanęły mi łzy. Zawsze gdy byłam wściekła łzy cisnęły się by ujrzeć światło dzienne. Rozejrzałam się wokoło. Nikogo nie było w pobliżu. Pozwoliłam kilku słonym kroplom spłynąć na policzkach. Pociągnęłam noskiem i weszłam do pokoju. Opadłam na łóżko i odwinęłam bandaż. Ręka była troszkę napuchnięta. Z ran nie tryskała już czerwień. Dostrzegłam jedynie zastygnięte grudki krwi. Pomaszerowałam do łazienki i wyjęłam apteczkę. Zwinnymi ruchami zrobiłam nowy opatrunek. Schowałam apteczkę i wyszłam na balkon. Wyostrzyłam wzrok i przyglądnęłam się ogrodowi. Ze wszystkich stron otaczał go las. Przed domem dostrzegłam drewniany taras. Drewniana ława i krzesła świetnie współgrały. Niedaleko wkopany w ziemię był ogromny basen. Trochę mnie to zdziwiło. Zazwyczaj tu jest chłodno i leje deszcz.

   Westchnęłam i ułożyłam się na wiklinowym siedzisku. Siedziałam tak ze wzrokiem utkwionym w ścianę drzew. Korony tańczyły zgodnie w parze z wiejącym wietrzykiem. Nagle coś przykuło moją uwagę. Z drzwi wejściowych wyłoniło się wielkie bydle. Cały wilk był pokryty jasnobrązowym futrem. Pognał w stronę lasu. Z pewnością nie był to Nath. Wstałam i skierowałam się do pokoju. Zasunęłam za sobą drzwi szklane po czym opuściłam pomieszczenie. Skierowałam się schodami w dół. Gdy stałam już na środku parteru wyszłam na ogród. Stanęłam wpatrzona w punkt, w którym znikną wilk. Poczułam na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Energicznie odwróciłam się przodem do Jacoba.

- Spokojnie- powiedział uśmiechając się szeroko. Szybko odwzajemniłam gest.- James zgodził się pójść po przyrządy- gdy skończył zdanie uśmiechną się głupkowato.- Teraz jestem do twojej dyspozycji.

- Pójdziemy teraz na te polowanie? Chciałam bym to już mieć za sobą.

- Na polowanie musisz poczekać do wieczora. Polujemy w miejscu gdzie trzeba dojechać, a w nocy dlatego, że łatwiej będzie nam dopaść zwierzę.

- No to nie wiem- skończyły mi się pomysły.

- Szkoda zmarnować tak pięknego dnia. Chodź nauczę cię przejść w wilcze ciało.

  Pociągną mnie za sobą. Skierowaliśmy się gdzieś na tyły posesji. Za domem był wielki teren. Wręcz pole! Wszędzie czysta, zielona trawa. Chyba niedawno skoszona. Jacob skierował się na środek wolnego miejsca i gestem nakazał podejść. Gdy znalazłam się dostatecznie blisko powiedział:

- Nie jest to trudne. Jeśli się skupisz wyjdzie ci za pierwszym razem. A! Uwaga! Jeśli przejdziesz w wilcze ciało, prawdopodobnie stracisz nad sobą kontrolę, zaczniesz szaleć, biegać. Wiesz, piana z pyska i te takie…

- Co?! – wybuchłam nerwowo. Zaśmiał się głośno.

- Nieważne. Każdy reaguje inaczej. Przyniosłem specjalnie szelki i coś na wzór kagańca- na potwierdzenie słów, uniósł w powietrze masę pasów, szelek. – Dasz radę. Pamiętaj! Ciężka praca zawsze nagradzana!

  Ponownie wybuchł śmiechem. Zrobiłam niepewną minę, która jeszcze bardziej go rozśmieszyła.

- Gotowa?

  W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową…  



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem, wiem, wiem, wiem.... Do pokoju miał wejść Jacob. Wszyscy spodziewaliście się jego, a kto wszedł? James! No, ale chyba lepiej dla fanów "Team'a Jacoba" ;D
Rany! Za co wy tak nie lubicie Jamesa :(  On smuta.
Nie żeby coś, ja też wolę Jacoba! :D
W każdym bądź razie, czekam na wasze opinie! Pozdrawiam! :)