~~ oczami Jacoba~~
Kazałem się rozsiąść Jamesowi w fotelu. Mieliśmy dużo rzeczy
do obgadania. Po raz kolejny przywołałem całą rozmowę z aniołem, aby nic nie
zapomnieć. Wyciągnąłem przed siebie długie nogi i skrzyżowałem je w kostkach.
Ukradkiem zerknąłem na Nathana. Spojrzał na mnie przechylając głowę w bok.
Ukradkiem dostrzegłem, że Jass robi się coraz bardziej niecierpliwszy.
Odchyliłem głowę i z przyzwyczajenia zaczerpnąłem głęboko powietrze. Spuściłem
wzrok na swoje ręce i zacząłem się nimi bawić.
- Najwyżsi nie mogą zobaczyć Kelsey. Jeżeli dostrzegą ranę
na jej nadgarstku…- Przełknąłem głęboko ślinę.- zabiją ją. Anioł powiedział, że
ta rana- a właściwie znamię- nigdy się nie zagoi. Twierdzi, że znamię coś
oznacza. Zostały na ten temat spisane dwa listy, które zostały ukryte w Starych
Księgach. Ksiąg jest sześć i rozdzielono je…
- Nie przyszło ci do głowy, że upadły przyszedł tu po to aby
nas nastraszyć?- przerwał wściekle mój rozmówca. Rzuciłem mu srogie spojrzenie.
- Rana się nie goi. Dziś mija pięć dni. Pięć dni od
przemiany! Wiesz bardzo dobrze, że takie drobnostki goją się w szybkim tempie.
To powinno było zagoić się w ciągu doby!
- Może została skażona!
- Jest czysta!
James cały gotował
się ze złości. Co chwilę poprawiał się w fotelu. Wyraźnie widać, że nie potrafi
przyjąć tego do wiadomości.
- To co z tymi Księgami?- Zapytał z wymuszonym spokojem.
- W każdym z trzech ludów jest po jednej elicie. Mają one
podporządkowywać poddanych pod władzę Najwyższych. Każda z tych elit ma trzy
Księgi. Elita z południowej części kraju ma największy wpływ. Nie dość, że są
najbliżej siedziby Najwyższych to do tego dochodzą wpływy na władców. Jeżeli
oni są w posiadaniu listów i wiedzą co w nich jest zapisane, Najwyżsi również
wiedzą o wszystkim. Oni odpadają. Nie możemy zwrócić się do nich.
- Elita na północy gdyby była w posiadaniu listów… Z nimi
dogadamy się. Są jak najdalej od Najwyższych, a co najważniejsze; nie ufają im.
Byli by gotów zorganizować sprzeciw.
- Owszem. Zostaje jeszcze elita środkowa. Nie są najbliżej
Najwyższych, ale jeśli będzie trzeba bez zastanowienia wypaplają wszystko. Nie
możemy im ufać.
- Wiadomo komukolwiek oprócz nich o tych listach? Skąd
upadły wie o nich? Wie co tam jest napisane?- James zadawał pytanie za
pytaniem. Chwilkę zastanowiłem się co mu odpowiedzieć. Nie wiem jak przyjmie do wiadomości to co
postanowiłem. Na dodatek bez niego.
- No bo wiesz… ehm… Z rana jadę odwiedzić mojego ojca-
zerknąłem na niego ukradkiem. Skamieniał. Ej, no błagam! Tak nie może być! Nic
mi nie grozi!
Miałem ochotę wykrzyczeć mu te słowa w twarz. Mimo wszystko
czekałem na jakąkolwiek reakcję oprócz tego, że zesztywniał. Zresztą, Hank , to
znaczy mój kochany ojczulek, może nam choć troszkę pomóc. Oczywiście nie mam
zamiaru nic mówić o Kelsey! No dobra! O jej znamieniu. Jako, że kiedyś był w…
dość bliskich kontaktach z Najwyższymi; no cóż, jest szansa, że coś wie.
Powodem za odsunięcie go było to, że zbzikował. Wystąpiły pewne komplikacje,
problemy rodzinne ( problemy z niewierną małżonką) i te sprawy. Tak czy siak
skończył jako stary zgred pilnujący swojego stanowiska ze wszystkich stron. Nic
innego się dla niego nie liczy. Co tu więcej mówić?
- Zwariowałeś?!- Nagły krzyk brata wyrwał mnie z zamyśleń.
Wywróciłem oczami i wbiłem wzrok w kąt pokoju.
- Tak. Zwariowałem już dawno. Dziwię się tylko, że dopiero
teraz się domyśliłeś- rzuciłem z kpiną w głosie. Na moją twarz wstąpił
zadziorny uśmieszek.
- Jacob! Mówimy o twoim ojcu, a ty sobie żartujesz!- Zerwał
się na równe nogi i zaczął chodzić w tą i z powrotem. – Po co chcesz tam leźć?-
Zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Dobrze wiesz- powiedziałem cichym, acz stanowczym głosem.
James staną w miejscu odwrócony do okna. Zakrył twarz
dłoniami. Stał tak nieruchomo przez jakieś pięć minut. Cisza panująca w
pomieszczeniu była cholernie dobijająca. Gdy James w końcu łaskawie obrócił się
w moją stronę, rzucił krótkie „rób jak uważasz” i wyszedł z pokoju. Zostawił
mnie samego z Nathanem i bijącymi się myślami. Znieruchomiały posiedziałem
chwilę wpatrując się w jeden punkt. Gdy rozważyłem wszystkie za i przeciw co do
odwiedzenia ojca- wygrała strona „odwieź ojca”- wstałem i odprawiłem Natha do
pokoju po czym wyszedłem na chwilę na świeże powietrze.
Przystanąłem przy ławie na tarasie. Wtopiłem oczy w ścianę
drzew. Dzięki umiejętności wyostrzonego wzroku, bezproblemowo mogłem dostrzegać
różne rzeczy pomiędzy drzewami. Prześledziłem oczami ze wszystkich stron
drzewa. Nie dostrzegłem nic niepokojącego. Lekko przekręciłem ciało w stronę
domu, aby po chwili znaleźć się w jego wnętrzu gdy nagle coś mnie zaalarmowało.
Do moich uszu dobiegł dźwięk rozłamywania gałązki. Gwałtownie obróciłem się w stronę
odgłosu. Coś stanęło nieruchomo. Przez to, że ubrania intruza zlewały się z
tłem, ciężko mi określić kto lub też co to było. Jedyne co wyróżniało się wśród
drzew, to białe plamy. Zesztywniały przybysz wtopił swe oczy w moją stronę.
Tępo wymienialiśmy między sobą spojrzenia. Z sekundy na sekundę powietrze
stawało się coraz cięższe. Intruz lekko uniósł dłoń w powietrze, aby zwrócić na
nią moją uwagę. Udało mu się. Zauważyłem, że z jego dłoni coś zwisa. Chciał mi
to pokazać po to, żeby chwilkę później móc bez przeszkód uciec w głąb lasu.
Rzuciłem się w jego stronę. W powietrzu przybrałem postać bestii i ruszyłem w
pogoń. Mijaliśmy kolejne drzewa, doły, przebiegaliśmy przez puste ulice,
pochylone drzewa czy też powalone pnie. Intruz sprawnie prześlizgiwał się przez
przeszkody, próbował mnie zgubić i zataczał koła. Po jakiś piętnastu minutach
pogoni byliśmy oddaleni od mojego domu z może dwadzieścia kilometrów. Od czasu
do czasu miałem okazję biec kilka metrów za obcym. Gdy nadarzała się okazja,
szybko przyglądałem się jego budowie ciała i badałem zapach. Ciało tego
mężczyzny było porządnie zbudowane, umięśnione. Jego zapach dodawał mi energii
i napawał okrucieństwem. Wampir.
Zmęczony biegiem
postanowiłem zabawić się na własnych zasadach. Wślizgnąłem się do jego myśli i
sprawiłem, że widział teraz to co ja chcę. Sprawiłem mu kilka trudności. Po
pewnym czasie dotarło do niego to, że wdzieram się do niego. Po kilku minutach
padł na ziemię. Rzuciłem się na niego. Zmieniłem się w postać ludzką.
Tarzaliśmy się po ziemi okładając pięściami. Od czasu do czasu z głębi naszych
piersi wydobywały się głośne warknięcia. Ostatecznie znalazłem się nad nim i
przyciskałem jego gardło do ziemi. Wtopił swoje krwiste oczy we mnie.
- Kim jesteś i co robiłeś pod moim domem?- Zasyczałem przez
zaciśnięte zęby. Lekko rozluźniłem uchwyt w gardle, żeby mógł mówić.
- Jestem Railey. Potomek wampirów- mówił słabym głosem. Co
jakiś czas z jego gardła wydobywał się donośny chargot.
- Co robiłeś pod moim domem?- warknąłem. Przycisnąłem
mocniej jego ciało do ziemi. Poczułem jak pęka pod wpływem mojej siły. Rykną
donośnym głosem.
- To… - zajęczał i uniósł dłoń zaciśniętą w pięść, którą
wcześniej mi pokazywał. Wyciągnąłem rękę, na którą upuścił jakiś wisiorek.
Zacharczał po raz kolejny.- Sześć ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie
mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj ręki i strzeż oczu.
Zmarszczyłem brwi. O co mu chodziło? Jakie oczy, co za ręka?
- Nie rozumiem- mruknąłem.
- Amulet… Echm… Oddaj…- co jakiś czas charczał lub krztusił
się. Wywróciłem oczami. Odciążyłem jego ciało z mojego ciężaru. Zacisnąłem ręce
w pięści na jego nadgarstkach. Niezgrabnie się poruszył. Ułożył się do pozycji
siedzącej i wciągną machinalnie powietrze. Odchrząkną kilka razy po czym
kontynuował.- Chrońcie dziewczynę.
Musisz się nagłówkować nad amuletem. Zapamiętaj moje wcześniejsze słowa. Echm…
Śmierć i diablisko po mnie przyszli, ale cieszę się, że zdążyłem ci to
powiedzieć.- Ponownie zaczął się krztusić i charczeć.
Wykończony osuną
się na ziemię. Zamkną swoje czerwone oczy. Przez jego ciało przeszedł ogromny
dreszcz. Jego ciało powolutku zaczynało się rozlatywać. Ręce odpadły od tułowia
jakby były od posągu. Nogi rozłamały się na pół, a jego klatka piersiowa wraz z
głową walczyły z silnymi dreszczami.
- Obiecaj…- ostatkami sił wycharczał swoje ostatnie słowo.
Nic więcej nie zdążył powiedzieć. Jego oczy gwałtownie się otworzyły, zabłysły
żywym, czerwonym kolorem i padły na ziemię zmieniając się w kamień. Głowa i
cały jego tors rozpadły się na tysiące małych kamyków.
Jedyne co pozostało
po nim to rozdarte ubranie. Dopiero teraz zorientowałem się, że nadal trzymam
ręce w powietrzu i zaciskam je w pięść. Przeturlałem się do drzewa naprzeciwko
temu, przy którym znajdowały się ciuchy- chociaż teraz to raczej szmaty-
Raileya i jego szczątki. Wysunąłem z kieszeni amulet który otrzymałem. Nie
miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Kazał mi zapamiętać swoje słowa.
Tylko po co?
Zebrałem się na
równe nogi. Pędem pognałem do domu. Po jakiś dwudziestu minutach byłem na
miejscu. Amulet położyłem na stoliku i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki
prysznic i wróciłem do pokoju rzucając się na łóżko. Po drodze zgarnąłem amulet
ze stolika. Opadłem na swoje łoże i zacząłem przyglądać się wisiorkowi. Amulet
był podzielony na sześć części. Pięć otaczało jedną część umieszczoną na samym
środku. Ta jedna była pokryta szarym kolorem. Kreski dzielące amulet były
takie, jakby ktoś stukną nim o ścianę.
Mocno zastanowiłem
się co może to wszystko oznaczać. Skoro chciał mnie ostrzec czemu uciekał? Co
miał na myśli mówiąc to wszystko? Mówił coś o księgach. Czyżby spiskował z
Alex’em, upadłym aniołem? Nie. Upadli nigdy nie zawierali i nie zawierają
sojuszów z wampirami. A może to wyjątek? Ale… Bez powodu się nie rozpadł…
W głowie echem odbijały mi się w kółko te
słowa.
Sześć
ksiąg, prawda jedna. Strzeż Go i Jej. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Pilnuj
ręki i strzeż oczu.
Chwila!
Usiadłem na brzegu
łóżka. Sześć ksiąg, prawda jedna. Raz…
dwa… trzy… Na amulecie jest sześć kawałków. Z tego co mi wiadomo tylko w jednym
znajdują się listy. Ten środkowy, szary. Chodzi o to, że w nim kryją się listy!
Bingo!
Z ekscytacji
zerwałem się na równe nogi. Część zagadki rozwiązana, ale o co chodzi z drugą?
Mam czegoś strzec, ale co? Chyba, że te „ Go” oznacza amulet, a… No właśnie. A
co oznacza „Jej”? Mówił coś o ręce i oczach. Nie mogą się dowiedzieć. Zabiją. Najwyżsi! Oni nie mogą się
dowiedzieć! Ręka czyli znamię Kelsey! Czy to o nią chodziło? Co mamy teraz
robić?
Padłem na łóżko
przytłoczony pytaniami. Tysiące myśli wtargnęło do mojej głowy. Uniosłem rękę,
aby spojrzeć na zegarek. Było już dość późno. Jutro muszę wcześnie wyjść.
Postanowiłem zostawić na razie sprawę amuletu. Zamknąłem go w szafie pomiędzy
stertami niechlujnie złożonych koszulek. No co? Miałem go strzec to go strzegę.
Było gdzieś kilka minut
po czwartej rano. Za oknem lał deszcz i wiał wiatr. Niechętnie zwlokłem się z
łóżka i ubrałem. Pędem puściłem się przez las w stronę rezydencji Hanka.
Mimowolnie przypomniał mi się wczorajszy pościg za intruzem. Szybko odepchnąłem
to wspomnienie i skupiłem się na celu.
Dom mojego ojca był
w głębi lasu. Prowadziły do niego liczne przeszkody. Cały dom był urządzony jak
willa. Przed budynkiem- jak się nie myliłem- było ustawionych z dziesięć drogich
aut. Dziwię się, że na ani jednym nie ma rysy. Jak on to robi, że wyjeżdża z
takiego miejsca cało?
Wszedłem przez
wielkie, drewniane drzwi do środka rezydencji. Jako syn właściciela
posiadłości, nie w moim obowiązku było pukać czy dzwonić. Tak bynajmniej
uważałem ja. Ojczulek miał inne zdanie.
Całe wnętrze było
ozdobione nowocześnie. Na wystrój, wyposarzenie domu musiał wydać z jakąś
fortunę. Ale co się dziwić? Ma ponad sto lat, ustatkował się dopiero
dwadzieścia lat temu, czyli w tedy kiedy urodziłem się ja, a najważniejszą
rzeczą w jego życiu to pieniądz.
Zatrzasnąłem z
impetem za sobą drzwi. Zdjąłem kurtkę i niechlujnie rzuciłem na najbliższą i oczywiście
skórzaną sofę. Usłyszałem kroki na schodach. Póki ojczulek mnie nie widzi, przeszedłem
się po pomieszczeniu lekko tupiąc nogami, zostawiając za sobą brudne ślady na
lśniących, kremowych kafelkach. Było to jednak oczywiste, że mnie słyszał
jednak postanowiłem to ignorować. Stanąłem przodem do wejścia, z którego po
chwili miał się wyłonić. Lekko rozkroczyłem nogi i założyłem ręce do tyłu.
Gdy zszedł po
schodach i wszedł do pomieszczenia, otworzył szeroko oczy. Dostrzegłem w nich
palącą się przez niecałą sekundkę, iskierkę zaskoczenia. Nie dał jednak tego po
sobie poznać. Lekko odchrząkną i uśmiechną się szeroko. Rozłożył ręce na znak
gościnności.
- Jacob! Co za niespodzianka. Miło cię widzieć!- mówił z
udawaną ekscytacją.
- Daruj sobie- mruknąłem z ironią w głosie.
- Jak wolisz- ponownie odchrząkną robiąc poważniejszą,
gniewną minę.
- Musimy pogadać. Jestem ciekaw kilku rzeczy- wyjaśniłem.
Hank zesztywniał. Zmrużył oczy, a na jego twarzy pojawił się ironiczny
uśmieszek.
- No tak. Przychodzisz zawsze kiedy coś potrzebujesz-
westchną teatralnie. Przewróciłem oczami.
- To jak będzie. Pogadamy czy nie- warknąłem.
- Wiesz ostatni źle się czuje, głowa mnie boli…- dotkną się
lekko głowy. Prychnąłem. Dobrze wiem czego chce. Próbuje wybudować poczucie
winy u mnie i zwabiać mnie tu częściej dzięki czemu wciągnie mnie do swoich
niecnych planów. O nie! – Wiesz, z oczami też nie najlepiej. Jakieś krostki widzę,
obraz się zamazuje…
- Tak? No to sprawdzimy. Ile palców widzisz?- Po tych
słowach wystawiłem w jego stronę środkowy palec uśmiechając się zadziornie.
Prychnął.
- Bardzo zabawne Jacob. Poczucie humoru nigdy ciebie nie
opuszcza.- Westchną.- Chodź, pogadamy.
Gestem ręki nakazał
mi, abym ruszył za nim. Wspięliśmy się schodami w górę, na drugie piętro. Wszędzie
ściany były białe, co jakiś czas widniały na nim jakieś starodawne obrazy…
Minęliśmy kilka pokoi. Przy końcu korytarza Hank zatrzymał się i otworzył
ciemne, drewniane drzwi. Weszliśmy do gabinetu. Hank usiadł za biurkiem i
gestem pokazał mi krzesło naprzeciwko niego. Wygodnie usadowiłem się na fotelu
i wtopiłem swoje oczy w niego.
- Więc co chcesz wiedzieć?- zapytał odprężając się w fotelu.
Pogładził swoją brodę w zamyśleniu i skupił swój wzrok na mnie.
- O Starych Księgach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, kochani!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czekam na wasze opinie!
Uwaga!
Co do waszych blogów, to wiedzcie, że z rozdziałami jestem na bieżąco! Jutro powinnam wyjawić swoją opinię. :)
Pozdrawiam!
Czytasz=Komentuj