Obudził mnie
dźwięk dzwonka od mojego telefonu. Sennie wymacałam urządzenie, które leżało na
nocnym stoliku. Nie sprawdzając na wyświetlaczu kto dzwoni, nacisnęłam zieloną
słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo?-
bąknęłam nerwowo, a zarazem sennie.
- Kate?
Kochana, czy ty spałaś?- Usłyszałam zdziwiony głos Sam dobiegający z drugiej
strony słuchawki.
- Yyy… No
tak. Obudziłaś mnie!- powiedziałam zła na przyjaciółkę.
- Jest
10.30, a ty śpisz?!
- Która?!- Zapytałam
zdziwiona szeroko otwierając oczy. Usiadłam na łóżku i na chwilkę oderwałam
telefon od ucha. Spojrzałam na wyświetloną godzinę. Rzeczywiście. Było po wpół
do jedenastej. Cholera! Jak mogłam tak długo spać?!
- Ech, no
dobra. Wybaczam ci. W końcu dziś są twoje urodziny…- powiedziała przyjaciółka.
Lekko uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dzięki. Za
pół godziny możesz po mnie przyjechać-
powiedziałam z mniejszym entuzjazmem.
- Oki. Tylko
bądź gotowa!- Powiedziała z udawaną groźbą Sam. Zaśmiałam się do telefonu.
- Tak jest!
Obie wybuchłyśmy śmiechem. Przeprosiłam
dziewczynę jeszcze raz po czym rozłączyłam się. Wyskoczyłam z łóżka i podeszłam
do szafy. Wygrzebałam z niej czarne rurki i do tego luźną, szarą, dłuższą
bluzkę z napisem. Z tymi ciuchami pobiegłam do łazienki. Tam wykonałam poranną
toaletę, ubrałam się, a brązowe, lekko pofalowane włosy do łopatek, spięłam w
luźnego kucyka. Zrobiłam leciutki makijaż i gotowe!
Stałam jeszcze chwilkę przed lustrem. Nie
jestem jakąś tam pięknością. Moje ciemne włosy świetnie pasują do moich
niebieskich oczu. Jestem szczupła i średniej wielkości. Po prostu przeciętna
nastolatka.
Zbiegłam szybko po schodach do kuchni.
Oczywiście dom był pusty. Rodzice od śmierci Mike’a oddali się całkowicie
pracy. Jako, że mój brat zginą gdy miałam miesiąc, opiekowała się mną pani
Lucy. Do dziś, kobieta -w już podeszłym wieku- zajmuje się domem. Bynajmniej
nie jestem sama w tym wielkim „apartamencie”, gdy rodzice uciekają do pracy.
Mama jest architektem. Dobrze się zna na pracy, dzięki czemu ma dużo klientów.
Tato zaś, jest prezesem firmy elektroniki. Czym tak konkretnie się zajmuje to
nie wiem. Właściwie to nie wiem prawie nic o pracy żadnych z moich rodziców.
Mijamy się tylko wieczorami, rzadko kiedy rano, a z przymusu w niedziele. Zaś
kiedy ojciec ma jakieś rozmowy kolacje biznesowe- oczywiście odbywają się u
nas, w domu- udajemy kochającą się rodzinkę. Jest to nie do zniesienia. I
pomyśleć, że jedna głupia chwila, nieodpowiedni moment jest temu wszystkiemu
winien.
Spojrzałam na zdjęcie wiszące u stóp schodów.
Na nim był mój słodki braciszek. Braciszek, którego nigdy nie poznałam i nie
poznam. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech ukazujący krzywe zęby. Był cały
czymś osmolony. Przypuszczam, że jakimiś smarami i olejami, ponieważ w tle
widać garaż z autem. Niestety nie mam pewności. Ilekroć w dzieciństwie pytałam
o chłopca, rodzice zgrabnie pomijali temat. W końcu przestałam pytać. Nawet nie
wiem do końca jak zginą. Jedyne czego się dowiedziałam od gosposi to tego, że
był jakiś wypadek, miał duże obrażenia wewnętrzne i lekarze nie zdołali go
uratować. Nic więcej nie chciała mi powiedzieć. Wiek i datę jego śmierci
odczytałam z tabliczki nagrobkowej.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek od drzwi.
Ocknęłam się, pobiegłam do kuchni, chwyciłam jabłko i sok pomarańczowy.
Wszystko wrzuciłam do mojej torebki wraz z portfelem i dokumentami. Podbiegłam
do drzwi. Krzyknęłam szybko „ Chwila!” i
wzięłam się za ubieranie butów. Narzuciłam na siebie lekką, skórzaną kurtkę i
otworzyłam drzwi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tak oto wygląda rozdział pierwszy. Aby blog nie był taki opuszczony, wstawiam że tak powiem, byle co. Moją inną twórczość. Dostałam jeszcze inny pomysł na nowe ff no i zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Zapraszam również na moją pierwszą recenzję: http://rezenzje-ksiazek.blogspot.com/2015/04/szeptem-becca-fitzpatrick.html
Tak w ogóle jest tu jeszcze ktoś? Mam dla kogo pisać?
Pozdrawiam was, kochani!;*