Już chyba ze
dwie godziny latam za Sam z wywieszonym jęzorem po ogromnym centrum handlowym.
Dziewczyna uparła się, że musi mi kupić coś wyjątkowego. Pod tym pretekstem
wchodziła do każdego sklepu i dawała nura w wieszaki. Zanim znalazła coś
„wartego mi do sprezentowania”, kupiłam sobie już sama kilka bluzek i krótkie
spodenki. Sam również wybrała dla siebie kilka ciuszków. Wszystkie swoje torby
z zakupami oddała mi pod opiekę, aby mogła sobie spokojnie wszystko oglądać.
Szczerze, miałam tego już dosyć. Nogi mnie strasznie bolały, a na palcach już
mi się zrobiły odciski od trzymanych reklamówek. Musiałam dość komicznie
wyglądać, ponieważ przyłapałam kilka osób mijających się ze mną i przyjaciółką,
na tym, że próbowali nie wybuchnąć śmiechem. Niektórzy uśmiechali się wręcz
ironicznie. Ale no cóż… Ładna nastolatka z miną zbitego psa i obładowaną
torbami z najdroższych sklepów. No błagam was!
- Samie, mam
już dosyć…- jęczę po raz setny.
- Chwilkę…-
mruknęła dziewczyna przeglądając kolejne wieszaki ubrań.
Obróciłam się i skierowałam w stronę sof,
zostawiając Sam samą. Usiadłam wygodnie na skórzanej, czarnej sofie, a torby
ułożyłam w nogach. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.
Po sklepie rozległ się pisk. Szybko
otworzyłam oczy i usiadłam prosto jak na komendę.
- Kate! Mam!
Wybrałam!- piszczała brunetka przebiegając między wieszakami i półkami z drugiego końca sklepu by mogła
stanąć przede mną. Gdy już stała przy mnie pokazała mi swoje znalezisko.
Obracała w ręku wieszak z sukienką, prezentując mi swój wybór. Przy tym
piszczała i podskakiwała w miejscu jak małe dziecko. Naprawdę, momentami
zachowuje się jak… no jak nie na swój wiek. Wszystkie oczy zwróciły się w naszą
stronę. Pewnie spłonęłam już rumieńcem.
- Sam,
zachowuj się- mruknęłam.
- Proszę,
przymierz! Muszę cię w niej zobaczyć! Jest prześliczna! A teraz sio! Do
przymierzalni!
Wepchała mnie do jednej z kabin. Zawiesiłam
sukienkę na haczyku. Rzeczywiście, jest ładna i to bardzo. Szybko ubrałam ją na
siebie. Pasowała idealnie. Jest kremowa, na dole ma lekkie falbanki, a
ramiączka są czarne, koronkowe. W pasie owija mnie delikatna, biała kokarda.
Chyba zakochałam się w tej sukience! Ściągnęłam ją z siebie i ubrałam swoje
ciuchy. Spojrzałam na metkę sukienki. Tak jak się spodziewałam, jest droga.
Westchnęłam głośno. Nie lubiłam, gdy ktoś kupował mi drogie prezenty, a już
zwłaszcza moja przyjaciółka. Obie jesteśmy z bogatych rodzin tyle tylko, że ona
ma o wiele lepiej. Ma dwójkę rodziców, którzy są nią zainteresowani i kochają
ją. Bardzo.
Przerwałam swoje rozmyślania. Odepchnęłam
swoje myśli na dalszy tor. Wzięłam sukienkę i wyszłam z przymierzalni. Sam
siedziała na sofie wpatrzona w telefon. Podeszłam do niej. Uniosła głowę znad
komórki.
-
Przymierzyłaś? Czemu mnie nie zawołałaś? Chciałam zobaczyć ciebie w tej
sukience- udała oburzoną. Zaśmiałam się lekko.
- Jest
śliczna. Podoba mi się.
- No to
idziemy ją kupić!
Wstała
uradowana, odebrała mi sukienkę i poszła do kasy. Gdy wróciła, podała mi
reklamówkę z prezentem i złożyła krótkie życzenia. Każda z nas wzięła swoje
reklamówki i wyszłyśmy z centrum. Zapakowałyśmy się do auta Sam i odjechałyśmy.
Włączyłam radio.
- Misja „
zakupy” zakończona pomyślnie!- rzekła wesoło Sam. Obie wybuchłyśmy śmiechem.
Ach ta moja Sami. Dziewczyna znacznie odchrząknęła. Dobrze wiedziałam co to
znaczy. Co to znaczy dla mnie. Przełknęłam ślinę i czekałam. - Jak myślisz, co
dostaniesz od rodziców?
- To co
zawsze. Coś bardzo drogiego- odparłam słabo. Skierowałam głowę w stronę bocznej
szyby. Nigdy nie lubiłam rozmawiać na temat rodziców. O całej sytuacji wie
tylko Sam.
- Bardzo mi
przykro…- nie umiała dokończyć.
- Wiem-
mruknęłam.
- Wybacz za
pytanie, ale tak jakoś… Nie obraź się. Proszę. Nie chcę ci popsuć dnia…-
strasznie się plątała. Spojrzałam w jej stronę. Właśnie stanęłyśmy na czerwonym
świetle i nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. Dostrzegłam w nich trochę wstydu i
współczucia.
- Pytaj-
powiedziałam szykując się na najgorsze.
- Czy oni…
Czy oni tak w ogóle cię kochają?- W moich oczach wezbrały łzy. Nie wytrzymałam
i spuściłam głowę. – Ja… Przepraszam. Nie powinnam była…
- Nie, nie
szkodzi…- odparłam załamanym głosem. Odczekałam kilka sekund by spokojnie coś
powiedzieć nie wybuchając płaczem. Ze spuszczoną głową kontynuowałam.- Ja…
Kiedyś bardzo dużo o tym myślałam… I doszłam do wniosku, że… że mnie kochają w
jakiś tam sposób. Może nie w taki jaki bym chciała, ale kochają.
- Masz rację.
Jeszcze raz, przepraszam. To było głupie z mojej strony- szepnęła. Ruszyłyśmy w
dalszą drogę.
Przyjaciółka podwiozła mnie pod sam dom.
Szybko się pożegnałam po czym ruszyłam do domu. Zdjęłam buty, odwiesiłam swoją
skórzaną kurtkę i ruszyłam schodami do pokoju. Wyciągnęłam wszystkie bluzki i
ułożyłam na półce. Sukienkę zawiesiłam w szafie. Przebrałam się w domowe ciuchy
składające się z szarej, luźnej bluzki i spodni dresowych. Zbiegłam schodami do
kuchni, w której urzędowała Lucy.
- Witaj,
Kate! Wszystkiego najlepszego, skarbie! Jak było na zakupach?
- Fajnie.
Sam kupiła mi śliczną sukienkę- powiedziałam z szerokim bananem na twarzy.
- To
świetnie! Siadaj, zjedz obiat. Tort będzie pod wieczór- powiedziała z
tajemniczym uśmiechem.
-
Dobrze.- mruknęłam.
- Smacznego-
powiedziała gosposia stawiając przede mną talerz z jedzeniem.
Podziękowałam grzecznie i zabrałam się za
obiad. Po zjedzeniu poszłam do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na moim wielkim
łóżku, założyłam słuchawki i zamknęłam oczy.
***
Przebudziłam
się kilka minut po dziewiętnastej. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do
jadalni. Usłyszałam odgłos rozmowy dochodzący z pokoju gościnnego. Skierowałam
się w tamtą stronę. Stanęłam w progu pokoju. Mama siedziała na sofie, a tato
krążył po pokoju. Gdy mnie dostrzegli, ucichli.
- Wiedź,
Katherin- pierwsza głos zabrała moja rodzicielka. Westchnęłam i usiadłam
naprzeciwko mamy na białej, skórzanej, pojedynczej sofie.
- Jest
sprawa, Katherein- powiedział ojciec siadając u boku matki. Zawsze mówili do
mnie pełnym imieniem. Jedynie kiedy się na mnie wkurzali, używali skróconej
wersji mojego imienia. Zwroty typu „skarbie”, „kochanie” , „córeczko”, są
zarezerwowane jedynie na kolacje biznesowe.
- Słucham-
powiedziałam w końcu. Inaczej nikt z nich by nie zaczął.
- Za dwie
godziny,- odezwał się ojciec- przyjdzie na kolację do nas prezes, z którym moja
firma chciałaby podpisać kontrakt. Razem z nim przyjdzie jego żona i syn. Jest
o rok starszy od ciebie… - przerwał. O nie! Nie, nie, nie! Już dobrze
wiedziałam do czego zmierza.
- Ubierz się
ładnie, Katherino- rzekła matka. Zapewne próbowała załagodzić sytuację. Wstałam
gwałtownie.
- Nie! Mam
tego dość! Ubiorę się ładnie, usiądę do tego cholernego stołu z wami i gośćmi,
będę udawać z wami tę jakże szczęśliwą, kochającą się rodzinkę , ale nic
więcej! Nic!!!
- Kate!-
krzykną ostrzegawczo ojciec, stając na równe nogi.
- Dziś robię
to, co chcę! Mam dziś urodziny, zapomnieliście? Mam już 17 lat!
- Kate, masz
się w tej chwili uspokoić!- ostrzegła mnie matka.
Łzy wezbrały się w moich oczach. Szybkim
krokiem wyszłam z pokoju. Skierowałam się na schody. Zanim moja noga dotknęła
pierwszy stopień, obrzuciłam szybkim spojrzeniem zdjęcie mojego brata.
- Nie wiem
jak doszło do wypadku, ale gdybyś bardziej uważał, teraz by było inaczej!-
syknęłam do zdjęcia. Włożyłam w te słowa tyle jadu, na ile tylko mnie było
stać. Z oczy zaczęły lecieć krople łez.
Wbiegłam do pokoju i szczelnie zamknęłam
drzwi. Zsunęłam się na podłogę i skuliłam. Zaczęłam szlochać cichutko. Moi
rodzice są okropni. Oni mnie nie kochają. Jestem dla nich niczym…
_______________________________
Dość długo nie dawałam o sobie znaku życia. Od kilku dni zastanawiam się nad decyzją dotyczącą opowiadania o Kelsey. Póki co, wena powraca, mam zaplanowaną połowę rozdziału i za tydzień, półtora może się pojawić. Dziękuję bardzo za waszą cierpliwość i chęć do pomocy. Mam nadzieję, że do następnego uporam się z decyzją i napiszę wam o co mi chodzi ;) Niemniej, bardzo dziękuję za wszystko. Dziś skończył się rok szkolny, zaczęły się wakacje, a co za tym idzie; mnóstwo czasu jakiego mi brakowało. Dajcie mi go jeszcze trochę, a postaram się was zaskoczyć.
Pozdrawiam!